Szłaś przez ogród o oddechu wieczornego wiatru
niosąc jabłuszka przykryte bluzeczką
a w ręku gałązkę.
Latarnie otaczały drzewa obręczami ognia
Pamiętasz ? Mnie jest coraz trudniej przywołać ten obraz
przyzwyczaić się do jesiennego mamrotania liści, ciszy
w której gubi się początek i koniec.
Do mgieł płynących jak żagiel przez opuszczone ulice.
Coraz dłużej wpatruję się w niebo, by w jakimś momencie
chociaż z chmur wyciąć nożycami twoją postać
idącą przez sad. Żeby sprawdzić, czy byłaś naprawdę.
Wtedy krew w żyłach zaczyna śpiewać cichutko