W świadomości Polaka (Polki) jest głęboko naznaczony podział ról między kobietą a mężczyzną. Przez setki lat był on uważany i przyjmowany za coś naturalnego. Nasza płeć warunkuje (nie bez powodu piszę w czasie teraźniejszym) rolę społeczną.
Zwykle to mężczyzna, jako głowa rodziny zajmuje się utrzymaniem rodziny, a kobieta rodzeniem i wychowaniem dzieci – krótko mówiąc dba o „gniazdo rodzinne". Taki stan rzeczy utrzymuje się od najdawniejszych czasów – od początków istnienia człowieka. W czasach prehistorycznych, mężczyzna był łowcą, żywicielem rodziny, a kobieta rodziła dzieci i dbała o „dom". Wszystko to było związane z naturą człowieka, z jego predyspozycjami psychicznymi i biologicznymi do wykonywania takich, a nie innych zajęć. Tak było zawsze – natury nikt nie zmieni, jest ona w nas głęboko zakorzeniona. Jest w naszej psychice. Zdaje się, że to co najbardziej przeszkadzało pierwszym „feministkom" z końca XIX wieku to nie podział ról, ale szereg nierówności w owym podziale – innymi słowy: stawianie kobiety niżej niż mężczyzny we większości aspektów naszego życia. Oczywiście dzisiejszym radykalnym feministkom jest wciąż za mało praw. Ich zachowania i postulaty zdają się jednoznacznie przemawiać za tym, iż marzą o świecie bez mężczyzn. Nie tędy droga…
Jako kobieta widzę szereg wciąż jeszcze krzywdzących moją płeć aspektów, ale czy i tak nasze prababcie nie wywalczyły wiele? W ciągu stu lat zmieniły nasze życie o 180 stopni i jestem dumna z tego, że mam więcej praw niż one. Jednak zawsze znajdą się kobiety, którym wciąż tych praw jest za mało. Więc niech walczą.
NATURA – KULTURA
Najbardziej przeraża straszny konserwatyzm w myśleniu wielu mężczyzn, którzy wciąż uważają, że za bardzo się „wyzwoliłyśmy". Pod pojęciem wyzwolenie uważają m.in. wydłużenie się wieku, w którym kobieta chce urodzić dzieci; chęć edukacji i zdobycia pracy, które w wielu przypadkach jest dla kobiet ważniejsza aniżeli rola matki i żony. Drodzy panowie, którzy wciąż żyjecie w epoce przemożnego patriarchatu! Tłumaczycie nasze zachowanie jako łamanie podstawowych praw natury! Zapomnieliście bowiem o pewnej bardzo ważnej cesze człowieka! To byt dwoisty, usytuowany pomiędzy dwoma porządkami: natury i KULTURY! Przez co oczywiście rozdarty, co bodajże najbardziej widoczne jest w minionym wieku i początkach obecnego, dotyczącego kwestii szeroko pojętego feminizmu.
Spójrzmy na to z innej strony. Cywilizacja. Cóż to takiego? Gdy zapytałam kilkoro osób o zdefiniowanie pojęcia czy podanie synonimiki, to najczęstszymi rzeczownikami, pojawiającymi się w odpowiedziach były słowa: postęp, rozwój, kultura. Kultura, ale jaka? Oczywiście to po pierwsze wszelkie przejawy działalności artystycznej, wytwory sztuki, po wtóre to również pewne zachowania społeczne, a po trzecie (i najważniejsze w tym problemie) to także pewien PROCES ROZWOJU. To zmiany zachodzące w świecie ludzkim. Kultura wciąż się rozwija, zmienia się. Biologia od kilkuset lat jest bez zmian. Żyjemy w kulturze, wychowujemy się w niej, przystosowujemy się do niej (enkulturacja). Tak rodzi się nasza tożsamość kulturowa – to wspinanie się na coraz to wyższe stopnie doskonałości.
Drodzy mężczyźni-konserwatyści zapominacie o kulturze, o tym że my-kobiety chcemy mieć WYBÓR, co chcemy z naszym życiem zrobić. Rozumiem doskonale, że całkowite wyzbycie czy sprzeciwienie się naturze nie jest niczym dobrym i źle na nas wpływa, ale to że nasze priorytety znacznie się zmieniły, nie oznacza wcale, że zrezygnowałyśmy, np. z macierzyństwa i małżeństwa. Oczywiście zawsze znajdą się radykalne feministki, które będą głosić do końca swych dni, że nienawidzą mężczyzn oraz że zrywają z gwałcącą ich suwerenność rolą kobiety we współczesnym świecie, ale jest ich naprawdę niewiele. Każda z nas marzy i choć czasami się do tego nie przyznaje, o własnym gnieździe rodzinnym i gromadce dzieci. Faktem jest, że w związku z rozwojem kultury, m.in. upowszechnionej edukacji studiów wyższych, wiek rodzenia dzieci znacznie się opóźnia, a w konsekwencji ich ilość się zmniejsza. Ale sądzę, iż w wielu przypadkach powodem takiego stanu rzeczy jest właśnie ten cały proces rozwoju kulturalnego. Chodzi mianowicie o zwiększoną świadomość kobiety, która chce zapewnić swojemu przyszłemu dziecku, ale też i sobie choć „przyzwoite" warunki życia, aby nie żyć w ubóstwie, jak wiele naszych babć, które rodziły nawet po trzynaścioro dzieci. Konsekwencją takiego myślenia jest również zmniejszona liczba dzieci w danym małżeństwie. Czyż nie mamy prawa żyć w godziwych warunkach? To nie jest myślenie egoistyczne, bo to również myślenie o tym, czy jestem w stanie zapewnić moim dzieciom dobre warunki socjalne dla ich rozwoju, a miłość, przepraszam bardzo, to nie wszystko w czasach, gdy tak ciężko nam – młodym ludziom o pracę, a co tu mówić o pensji, która pozwoli żyć w spokoju, iż będziemy w stanie utrzymać się przez najbliższy miesiąc. Stąd też zmiana w świadomości kobiet, dotycząca utrzymania się. Tutaj już nawet nie chodzi wyłącznie o to, iż ze statystycznej jednej pensji (czytaj: pensji mężczyzny) rodzina nie jest w stanie się utrzymać. Dla mnie jest nie do pomyślenia, abym mogła żyć na utrzymaniu męża. Młodzi ludzie, chcąc żyć w miarę dobrych warunkach, postanawiają zapracować na to. Oczywiście sporo tracimy. Ale to nie nasza wina, że w Polsce są tak kiepskie płace, że jesteśmy na szarym końcu w Europie, jeśli chodzi o zarobki. A nawoływania Polek i Polaków, aby się „rozmnażali" (przepraszam za wyrażenie) są słowami starych mężczyzn-konserwatystów, księży i mężczyzn-polityków, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z sytuacji naszego pokolenia we współczesnej Polsce. Oliwy do ognia dolewa kwestia ustawy antyaborcyjnej.
PRAWO DO „WŁASNEGO BRZUCHA" A USTAWA ANTYABORCYJNA
Wspomniany problem aborcji, to bardzo obszerny temat i sądzę, że znajduje on tyle samo przeciwników, co zwolenników. Można by zastanawiać się czy aborcja jest moralna, zgodna z prawem, religią; czy ustawa pogwałca suwerenność kobiety czy uprzedmiotawia ją; jak ma się wreszcie wprowadzona ustawa do rzeczywistości. Pisze o tym wspomniana wcześniej Agnieszka Graff. Mnie zainteresowała w tej kwestii inna sprawa, której nie potrafię zrozumieć. Mianowicie podany przez autorkę przykład Holandii (tamże, s. 149). To właśnie w tym kraju przeprowadza się najmniej zabiegów usunięcia ciąży (6 na 1000 w skali roku, wiek 15-44 lata). W państwie, gdzie aborcja jest zalegalizowana! W Polsce dla porównania po wprowadzeniu ustawy antyaborcyjnej w raporcie rządowym z 1999 roku było tych aborcji 151, a według nieoficjalnych danych rocznie wykonuje się 80 000 do 200000 zabiegów nielegalnie. Dlaczego nie szukacie innych rozwiązań?
Podstawowa różnica pomiędzy nami a Holendrami, polega na poziomie wiedzy na temat zapobiegania ciąży i dostępność środków antykoncepcyjnych, które w Holandii stoją na bardzo wysokim poziomie. Więc może to jest złoty środek panowie politycy? Uświadamiajmy młode kobiety, ułatwmy im dostęp do środków, zapobiegających niechcianą ciążę, poprawmy sytuację kobiet na „porodówkach" (kwestia rodzenia „po kobiecemu"), pomóżmy przyszłym i młodym mamom na rynku pracy. Zastanówcie się dlaczego kobiety usuwają ciążę i wtedy szukajcie rozwiązania. Bo pomimo wprowadzonej ustawy, zawsze znajdzie się lekarz, który zrobi „to" za pieniądze. Wojciech Eichelberger bardzo dobrze ujął tę kwestię: „Cnota jest tam, gdzie jest wybór. Jeśli macierzyństwo ma być cnotą, nie może być w żaden sposób wymuszane. Każda matka powinna mieć możliwość wyboru i decyzji. Z drugiej zaś strony trzeba czynić wszystko co możliwe, aby matki nie musiały wybierać śmierci swoich dzieci. " Inna kwestia, gdzie w tej sytuacji znajduje się mężczyzna – ojciec dziecka – i jego prawa i obowiązki.
DYSKRYMINACJA KOBIET CZY NATURALNA RÓŻNICA PŁCI?
Nierówność płciowa to rynek pracy. Począwszy od rozmów kwalifikacyjnych po nierówne zarobki na tych samych stanowiskach i urlopy macierzyńskie. Prawo chroni matkę, ale wielu pracodawców znajduje sposób na jego obejście. Moje koleżanki-studentki nieraz opowiadały mi, jak to na rozmowie w sprawie pracy były niegrzecznie wypytywane o dzieci, a gdy okazało się, że ich nie miały – to o ich plany. Bądź wprost miały powiedziane, że jeśli marzą o danym stanowisku, to nie mają, co myśleć o zakładaniu rodziny. Według A. Graff: „To nie fakt posiadania dzieci jest powodem gorszej pozycji kobiety na rynku pracy, ale mit wedle którego każda kobieta jest w jakimś sensie matką, a macierzyństwo «z natury» barierą nie do pokonania. (…) Być «matką» to w powszechnym przekonaniu, to samo co być złym pracownikiem, i nie jest to kwestia faktów, lecz uprzedzeń. (…) Fakt macierzyństwa, który ma rzekomo wyjaśniać dyskryminację kobiet, w istocie jest tej dyskryminacji skutkiem, a nie przyczyną – to kultura, a nie natura decyduje, że koszty wychowania potomstwa ponoszą niemal wyłącznie kobiety." (Tamże, s. 235-236)
PARYTET?
Feminizm był zawsze walką kobiet o „prawo do głosu" – początkowo w sensie politycznym. Podstawowy element polskiej polityki to dyskryminacja kobiet. W Polsce nie ma w ogóle akceptacji dla parytetu. Mamy różne natury, różne psychiki, różne sposoby myślenia i potrzeby. Dlaczego więc o sprawach ważnych dla naszego kraju (więc kobiet również) decydują w głównej mierze mężczyźni? Czy jest to w pełni obiektywne? Dlaczego kryterium płci wpływa m.in. na to, kto i na jakiej pozycji znajduje się na liście wyborczej danej partii? Chodzi o interesy kobiet w społeczeństwie. „Można się oczywiście upierać, że parlamentarzysta, niezależnie od płci, reprezentuje zarówno kobiety jak i mężczyzn. Warto się jednak zastanowić, czy polski Sejm z takim samym rozbawieniem podchodziłby do ustawy równościowej i tak samo zapalczywie broniłby «życia poczętego», gdyby zasiadała w nim połowa lub choćby jedna trzecia kobiet." (Tamże, s. 66)
JĘZYK – SKAZA PATRIARCHALNOŚCI I SEKSIZM
Fundamentem każdej kultury jest język, za pomocą którego kultura jest przekazywana. Jeśli chcemy poznać kulturę, musimy „wejść w świat" języka. Kobiety są dyskryminowane językowo na dwa sposoby: przez sposób w jaki są uczone, aby posługiwać się językiem oraz przez sposób, w jaki w powszechnej praktyce są językowej są traktowane . „Język kobiecy", czyli język używany wyłącznie przez kobiety oraz język, w którym mówi się wyłącznie o kobietach powoduje zatarcie tożsamości osobowości kobiecej, a także, podczas gdy przedmiotem rozmowy jest kobieta, powoduje iż traktuje się ją jako obiekt seksualny – nigdy jako osobę poważną i mającą własne poglądy.
Język, którego się uczymy jest dotknięty skazą patriarchalności, kultura utrwala sytuację nierówności. Język polski jest naznaczony podziałem ról. Matka uczy dziecko języka ojczystego, czyli języka ojców, system wartości również wskazuje na świat mężczyzn: ojczyzna (ziemia ojców), patriotyzm (łac. pater – ojciec). Wszelkiego rodzaju tytuły naukowe są w formie męskiej, np. chirurg, prezydent, adwokat, poseł, minister. Język tworzy bariery do tworzenia form żeńskich. Również frazeologia i synonimika jest świadectwem nierówności kobiet, np. „Kobieta ma włos długi, a rozum krótki", „Ile białych wron, tyle mądrych żon", „Paplać jak baba". To nie są pozytywne wizerunki .
MATRIARCHAT I DOMINACJA
Różnica płci to rzecz naturalna, a inteligentny i kulturalny człowiek te różnice akceptuje i nie kojarzy z dyskryminacją. Nie dzieli ludzi ze względu na płeć na lepszych i gorszych, ale akceptuje inność. Kobiety nie chcą dominować, nie chcą być nad mężczyznami tak, jak do tej pory oni byli. Domagają się równości i wolności do życia tak, jak im się to podoba. Jeśli to ich „życie" będzie sprzeczne z ich naturą jako kobiety (np. porzucenie „domowego ogniska"), to powinna to być wyłącznie ich sprawa. Mężczyźni, którzy uważają, iż coraz więcej kobiet pogwałca Naturę swoim stylem życia i myślenia, to człowiek nietolerancyjny, nie potrafiący dostosować się do zmian zachodzących w kulturze i cywilizacji. Być może wynika to właśnie z obawy mężczyzn przed dominacją i władzą kobiet, które wy Panowie mieliście od zamierzchłych czasów? (Stefan Pastuszewski: „Niepokojąca dominacja kobiecych standardów": „Akant" 2008, nr 6, s. 37-38) Bez obaw – nie chcemy świata bez mężczyzn i gromadki dzieci, chcemy świata z mężczyznami, którzy zrozumieją naszą INNOŚĆ, tak jak my staramy się zrozumieć waszą. Chcemy mężczyzn, którzy będą dla nas równymi partnerami w życiu, którzy pozwolą nam decydować o własnej egzystencji i ciele. Ale nie zrywamy z rolą jaką wyznaczyła nam Matka Natura: chcemy gotować, sprzątać, prać, ale chcemy też by się nas szanowało i doceniało za to, co robiłyśmy i wciąż przecież robimy dla was. Nadal potrzebujemy bezpieczeństwa i miłości. Jeśli widzimy siebie w polityce, w pracy, to nie znaczy, że wciąż nam mało! Nie jesteśmy zachłanne – to wielkie uproszczenie. Według wielu z was, my-kobiety nie mamy żadnych „poważnych" problemów ani zmartwień, jesteśmy zbyt emocjonalne. To kpiące i degradujące myślenie mężczyzn o kobietach, utrwalone na przestrzeni lat, spowodowało, iż kobiet poczuła się gorsza i postanowiła walczyć o swoją godność. Mężczyzna czy tego chce czy nie, musi się pogodzić z tym, że kultura patriarchatu powoli odchodzi do lamusa. Kończy się Wasza dominacja, a tym samym posłuszeństwo czy codzienne „zdejmowanie" z mężczyzny problemów dnia powszedniego.