Młody chciał wejść do nieba lub chociaż
w odblaskach zachodzącego słońca
I zawsze w tym powietrzu była wielka
tęsknota i ból któremu trzeba pomóc
Jeszcze nie myślał o czasie umierania
i chodził ścieżkami po przelocie ptaków
Potem było święto pierwszej komunii
i jeszcze potem świat przeźroczysty od
bolesnej rosy i życie pełne win nienazwanych
Stary wchodzi w czyściec swojej choroby
żegna się z życiem dawno niespełnionym
Zaczyna się ostatnia wyboista droga
prowadzi do bardzo zmęczonego Boga