Poszturchiwałam godziny,
przysadziste matrony
rozrywałam bibułki minut
Papugi myśli
zamykałam w klatkach
karciłam niesforność ciała
Sroki dłoni zmieniały błyskotki
rozrzucały brokatowe sandałki
i suknie w-nie-kolorze oczu
Palce w obrazie lustra
usypywały pagórki włosów
rozpalały usta i policzki
W kącie salonu
niczym wierny sługa
zastygł kot zielonooki
Mruczał, jak zwykle
o Balu Figur z Wosku
po drugiej stronie Odbicia
Wybiegłam w pośpiechu
nie mogłam się spóźnić...