Ktoś mnie niedawno zapytał o szczęście...I w tym ambaras stał się cały, że choć nieszczęśliwą nie jestem, to jak uczeń do tablicy wywołany, zapomniałam jego definicji.
Szczęście to ulotna chwila, choć pamiętam ją dokładnie, bo mnie kiedyś nawiedziła...
Pamiętam każdy szczegół, kolory wszechobecne, pamiętam każdy rytm w rozmowie zgrywany, bo rozmowa była dialogiem szczęściem wyszywanym.
Pamiętam żółte mlecze spacerujące przy drodze, które po królewsku dumnie nosiły głowę, pamiętam zlatujące pod stopy pióra...oczywiście anielskie.
Szczęście to ulotna chwila, niczym mgła subtelnie kołysząca pola nad ranem.
Dlatego stałam się łowcą mgieł porannych, bo wraz z nimi mam poczucie, że uczę się łapać chwile z natury ulotne, choć przewidywalne...bo wplecione w nasze życie.
Jak już dojdę do perfekcji, a to moje zadanie, to nikt mnie nie zaskoczy prostym skądinąd pytaniem. Czy jesteś szczęśliwa?
Jutro odpowiem na to pytanie.