Czemu mi dałeś serce, drogi Boże,
Tak liche, ze szkła najkruchszego...
Tak łatwo i szybko potłuc się może
Czemuś nie wybrał surowca trwalszego?
Tak ciężko jest mi ciągle je składać
A z każdą naprawą - coś z niego tracę...
Lecz ono lubi tak często upadać
I nie chce być inne, nie chce być inaczej.
Siedzę pochylony... Sklejam i składam
Kaleczę się przy tym, zacinam, boleję...
Zbierając okruchy, na twarz nisko padam
Z każdym upadkiem tak bardzo biednieję.
Czemuś mi, Panie, szklane dał serce,
Co, w mgnieniu oka rozsypać się może,
Bezbronne przy każdej, najmniejszej rozterce
Czemuś z żelaza nie stworzył mnie, Boże?