Listopad maże się jak rana. Zaognia się, krwawi.
Winorośl płonie spóźnionym rumieńcem a cisza ogrodu
Już pozbawiona ptaków, westchnień traw, imion tych,
Którzy odpłynęli gdzieś na drugą stronę.
Kos strąca owoce tarniny;
Jego żółty dziób rysuje powietrze, wysysa wilgoć,
Coś mówi do ciemniejącego dnia. Podnosi łepek,
Jakby zbierał resztki światła z powiek nieba,
Jakby chciał je obłaskawić - nieprzejednane.
Widzisz ? Skorupka ślimaka - kropka nad literą trawy.
Niebo leżące na wznak, chłodne, obnażone.
One uczą nas cenić chwilę, więc połóż się w moim pragnieniu
Zanim przyjdzie noc.
Czy jest jeszcze czas na światło, czuły gest
I dotyk ? W coraz większej ciemności,
Po omacku ?