Już po raz siódmy poeci spotkali się w Klubie Literackim „Dąbrówka" w Poznaniu na Turnieju Wierszy „O pierścień Dąbrówki". Do walki o główną nagrodę „Pierścień Dąbrówki" (rzeźba w brązie wykonana przez Kazimierza Rafalika, ufundowana przez Poznańską Spółdzielnię Mieszkaniową) przystąpiło 29 osób w różnym wieku, od uczniów gimnazjów po osoby dojrzałe. Jednoosobowe jury w osobie Stefana Pastuszewskiego wyłoniło zwycięzcę poetyckich zmagań. Został nim Piotr Paschke i jego wiersz „Kaleka wzajemność". Wśród licznych fundatorów nagród znalazła się znana rzeźbiarka Mariola Kalicka. „Chleb dla poety" jej autorstwa otrzymali Jolanta Pawełczyk i Kalina Izabela Zioła. Słynną nalewkę Liquor Benedictinorum doktora Jana Majewskiego wręczono Markowi Słomiakowi. Wyróżniono wiersze Pauliny Kwiecińskiej, Mirosławy Poncyliusz, Andrzeja Sikorskiego, Stanisława Szwarca, Katarzyny Jeziółkowskiej, Marka Kośmidra, Andrzeja Szmala, Sebastiana Schlinki i Łucji Dudzińskiej. Wyróżnienia ufundowali Anna Kokot, Marek Słomiak, Brygida Mielcarek, Rozalia Nowak, Kazimierz Rafalik i Jolanta Szwarc. Turniej zorganizował i prowadził Jerzy Grupiński poeta, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. (BL)
Piotr Paschke
Kaleka wzajemność
(nagroda główna)
Uczepił się jej, uchodźca z sąsiedniego mieszkania,
i używał jak notatnika.
Jej łokcie stopniowo traciły rozpęd.
Bezimienna kamienica, podobna do kolejowego dworca,
(z którego wychodzi się uważnie, a wchodzi incognito);
niczym pod mikroskopem śledziła kaleką wzajemność.
Kiedy wracał przez szparę,
wystukiwał w parapet umówiony numer kierunkowy
do układu planetarnego Małgorzaty
ona potem cały dzień wypłukiwała kawałki siebie do wanny,
przecierała zwilżoną powierzchnię swojej otyłości
gotowa na krajowe perfumy,
dokładnie sprawdzała ją z numerem pesel
i dopiero wtedy rozwijała sznur ramion.
W nocy zlepieni wysłuchiwali przebojów
na tramwajowe szyny,
wypalali jednym wspólnym papierosem dziury w niebie,
stawiali zasieki na progu, każde z osobna,
własnych pustelni.
Mistrza znaleziono nazajutrz;
owinięty w staroświeckie kalendarze
zapładniał nieobecność
Małgorzata wyszła z kamienicy
ubrana w zielone myśli i kraciastą przeszłość;
do tej pory nie uroniła ani jednej części
ze złotego podziału.
Jolanta Pawełczyk
Przynajmniej
Te poranne wyprawy źrenic do parku
wędrówki po gałęziach tropem szpaków,
sprawdzanie, czy drzewa są na swoich miejscach
i przynajmniej tu zachowany jest porządek świata...
Powoli otwiera się myślowa dal,
ballada Rollinsa wypełnia miękko pokój
Nie trzeba się spieszyć, nakładać masek.
Pierwszy mróz ściął kałuże
i gołębie idą dostojnie po lodzie na zimowy spacer.
Można pójść w ich ślady.
Jaka piękna logika początku dnia.
Kalina Izabela Zioła
Muzyka
muzyka jest
na strunach ciemności
na krawędziach kamieni
w szelestliwym poruszeniu liści
w wiolonczeli kobiecego ciała
i uścisku mężczyzny
mówisz coś
i melodia słów jak kamerton
wprawia w wibrację powietrze i mnie
jak klawiszy fortepianu
dotknij tylko
a cała muzyka świata
będzie we mnie
Mirosława Poncyliusz
Anna uciekła
Delikatna zgrabna dziewczyna
radosna o długich ciemnych włosach
smukłych palcach
– to było dawno
Kiedy zmarło dziecko
próbowała to skończyć
– tylko ono trzymało ją w matni
i ta jej miłość
Teraz z pękniętą duszą
godzinami wpatruje się w drzwi
Nie umiem nie być kobietą
Andrzej Szmal
Nocny lot do krańców poznania
gdyby wyłączono światła w kabinie
to niebo byłoby pełne gwiazd
tu wyżej niż czomolungma
a tak to tylko jowisz i aldebaran
ten z kosmicznej muzyki enii
ale oto już przelecieliśmy zabełtane morze pustki
pod nami pierwsze kwazary
i nieregularne mgławice ludzkiego świata
wciąż bliżej
wreszcie ocean świateł
rodzima galaktyka z czarną dziurą
strefą wolnych torów pośrodku
twardo siadamy na lądowisku miasta poznania
jest 19.25 czasu lokalnego
Andrzej Sikorski
to spada jak morowe powietrze
szkoda że właśnie teraz
z trudem podtrzymujemy dłonie na krawędzi stołu
wszystko jasne – zakrywamy linie słów
wygrzebujesz z brązu czerwone i ciepło
podskakuje na przemian
nie nadążamy za chłodem
czarna mucha kreśli coraz mniejsze kręgi
żadnego dotyku
bez wyrazów wobec obrusu:
nawet nie było czasu splamić
w niedziele przez tyle lat wśród znajomych mebli
na ulicy i dalej
na krótko spróbujemy wyjść do parku z rybkami w słoiku
niech powietrze ułoży się
na dobre
Stanisław Szwarc
Gość
Jeden dzwonek i drugi. Więc idę do drzwi
Listonosz? Niemożliwe. O tej porze?
–Kto tam?
–Otwórz.
Otwieram. To ona, jak nic
– Jak już jesteś, to wejdź, nie stój w progu.
Wyglądała niezgorzej, wzrok bystry zza szkieł.
Włos, choć biały, to gęsty i w lokach.
Jednak zmarszczek przydużo, coś trzęsie się dłoń
i dostała zadyszki na schodach.
–Przechodziłam, zajrzałam, tak myślę, już czas
jakiś kąt znaleźć właśnie u ciebie.
–Wiem, na długo.
–Na zawsze, lecz nie przejmuj się, bo
za lat kilka już mnie nie dostrzeżesz.
Gościa bawić wypada. Gdym przy stole z nią siadł,
nie kleiła się dziwnie rozmowa.
Ona ciągle o sprawach i marzeniach sprzed lat,
a ja ciągle o tym co wczoraj.
Pytam więc od niechcenia, choć nurtuje mnie to
i dreszcz lekki po krzyżu przebiega.
–Sama jesteś?
–Jak widzisz. Kogo jeszcze byś chciał
razem ze mną w gościnie u ciebie?
–No...tej drugiej...wiesz której.
–Wiem, i po co ci to.
Czy nikt nigdy nie mówił ci o niej?
Przyjdzie, przyjdzie, lecz ty nie nasłuchuj noc w noc.
Ona nigdy do drzwi nie dzwoni
Marek Słomiak
Psalm Habakuka
słońce jest jeszcze
jasne i ciepłe
–jasność trwa poza przestrzenią wzroku
–ciepło bywa tylko chwilą w tobie
nikt nie wie
co to jest jasność
co to jest ciepło
–jasność umysłu przebiega szybkością myśli
–ciepło odczuwalne otula ciebie sekundą
co to jest jasność
co to jest ciepło
–jasność sytuacji wyjaśnia przeciwieństwa znaczeń
–ciepło wyjaśnia pragnienia ciała
co to jest jasność
co to jest ciepło
–jasność stwierdzenia jest pewna swego tylko chwilę
–ciepło sączy się nerwem nagłym i znika
co to jest jasność
co to jest ciepło
–jasność słońca rozszerzy się niespodziewanie
dotykiem zbyt ciepłym dla istoty twego ciała
„materia" powróci w stan nieważkości
w stan pierwotnej osobowości natury Boga
–staniesz się ciepłem
–staniesz się jasnością
lecz czy to zawsze
lecz czy to w nieskończoność
Marek Kośmider
Psalm do świni czyli
do samego siebie
(fragment)
Jestem świnią na obraz i niepodobieństwo
Poeta – taka dobra do pisania skóra.
Masz ryj, pustogłowie, tuszę.
Tytłasz się w błocie naszego światka.
Jesteś łysą świnią z poetycką szczeciną
Świnia – nie palisz, nie pijesz, nie barłożysz
Świnia –nie przelatujesz suk, nie rżniesz, nie solisz
Świnia – nic nie dajesz, nie mijasz się z nagą prawdą
Świnia – ani na lewo, ani na prawo na lewo
Świnia – piszesz wiersze i to całkiem na ludzi
- Nie jezdem świnia, jezdem Łejropejczyk.
- Nie jezdem świnia, bywam Światowidem
- Nie jezdem świnia, mam głowę nie tylko na karku
- Nie jezdem świnia, nigdy się nie pocę
- Nie jezdem świnia, co najdłużej knur
Jesteś świnią boś stworzenie (w) prawie boże.
Unosisz ryj w cenne niebo, tych co nad tobą
Twój świński łeb nie wie, że nic nie wie i z kim.
Skoro żyjesz jak ssak, toć zwierz i do krat.
Bywasz świnią, bo nie dzielisz co masz
Barbara Kęcińska – Lempka
Majowe spotkanie poetów
Znowu jesteśmy dziećmi
i z kolorowych zeszytów
jak z pudełek zapałek
wypuszczamy chrabąszcze wierszy:
„O, ten ma za krótką nóżkę,
ten nierówny pancerzyk,
tamten żwawo biegnie
uwolniony z okładek."
A za szybą płyną chmury –
najpiękniejsze wiersze Pana Boga
i słońce stawia ostatnią kropkę dnia.
Pora otworzyć okno
Niech wzlecą w niebo
by powrócić
migotem świętojańskiego robaczka
i światłem gwiazdy
spadającej w sierpniową noc.