pod puchową pierzyną Linii Maginota
śnił o błogim spokoju niejeden idiota
ani myślał umierać za Gdańsk tak mu obcy
nie kiwnął nawet palcem gdy ginęli chłopcy
na przedpolach Warszawy która barykadą
osłoniła Europę przed pewną zagładą
z rąk dziczy wygłodniałej ciągnącej ze wschodu
za Gdańsk umierać nie chciał nie widział powodu
by spłacać dług rodziców którzy nie zaznali
pod dachami Paryża bolszewickiej stali
na swoich gładkich gardłach dwie dekady wcześniej
wnuk idioty i prawnuk pogrążony we śnie
tego szczęścia nie zazna gdy w sercu Paryża
półksiężyc nad kościołem zalśni zamiast krzyża