Próbę rozszerzenia granic literatury pięknej należy moim zdaniem przyrównać do wycieczki górskiej podjętej przy najwyższym zagrożeniu lawinowym. Jest desperacka, wynika jednak z fatalnej kondycji ekonomicznej środowiska literackiego, zwłaszcza osób zrzeszonych w ZLP w którym przeważają seniorzy, mający ograniczone możliwości zarobienia choćby z uwagi na niesprawności, utrudnioną mobilność a czasem nawet wykluczenie cyfrowe. Oferowanie warsztatów, recenzji, praca jurora to często jedyna możliwość finansowania własnej pisaniny, a przede wszystkim jej reklama i sposób na zdobycie czytelnika, który zakupi publikację swojego mistrza.
Panuje moda na wszelkiego typu warsztaty. Odpowiednio zareklamowane i przeprowadzane cieszą się powodzeniem, przykład „Peron Literacki” organizowany w ramach Biblioteki Kraków. Proszę zauważyć, iż Koła Młodych zmieniają nazwy na adekwatniejsze np. Otwarte Koło Autorów. Młodzi stronią od zrzeszania się w związkach, słusznie twierdząc, iż mają one znaczenie wyłącznie towarzyskie. Fakt ten wpływa na rozpaczliwe poszukiwania osób zainteresowanych członkostwem. Złośliwi twierdzą, że więcej osób pisze wiersze niż je czyta…
Rynek kocha bestsellery czyli to co się dobrze sprzedaje: kryminały, fantastykę, horror, książki o celebrytach.
Piszący (zwłaszcza wiersze) dopłaca do swojej zabawy w poetę, tomiki (nakład 300 egz.) lub mniejszy najczęściej wymienia się z piszącymi kolegami, rozdaje rodzinie i przyjaciołom. Ci ostatni najczęściej są mocno zakłopotani, nie wiedzą jak reagować na tak kłopotliwy prezent. Sprzedaż podczas promocji to kilkanaście sztuk. W moim regionie już dawno spotkania autorskie w placówkach publicznych (biblioteki, domy kultury, muzea) przestały być płatne. A to co nie jest płatne, zgodnie z prawami gospodarki rynkowej, nie jest nie tylko szanowane ale nawet dostrzegane.
Terapeutyczną rolę pisania propagował w naszym kręgu kulturowym już Arystoteles, kładąc jednak nacisk na odbiór. Nie trzeba być psychologiem czy psychoterapeutą aby zauważyć, iż przez wieki prowadzenie korespondencji, pisanie dzienników, pamiętników czy w późniejszym wieku wspomnień, stanowiło rodzaj lekarstwa. Po upływie czasu prace te stają się zródłem często cennej informacji, dokumentem historycznym ale nie literaturą! Fundacja Anny Dymnej i Fundacja Sztuki Osób Niepełnosprawnych organizują konkursy adresowane specjalnie dla tych, których twórczość spełnia przede wszystkim terapeutyczną rolę.
To miłe, że pan Andrzej Cieślak deklaruje się jako krytyk o cechach opiekuna spolegliwego, zachęcanie do doskonalenia własnego warsztatu chyba każdemu się przyda. Odrzucanie, a już zwłaszcza przyczepianie etykietki grafomana z całą pewnościa nikogo nie uszczęśliwi. Pamiętajmy jednak - Wisława Szymborska i Włodzimierz Maciąg w poczcie literackiej na łamach tygodnika „Życie Literackie” w nieprawdopodobnie taktowny sposób zniechęcali do tworzenia. Uważam, że krytykować należy produkt ale nie jego wytwórcę. W wywiadzie udzielonym przez Ishbel Szatrawską ( „Znak”, styczeń 2025 nr 836 s. 108) przeczytałam: Jasne, że czytanie opinii, a zwaszcza recenzji bardzo korci, szczególnie jeśli są one pozytywne. Ale te negatywne i złośliwe tylko zatrzymają cię w miejscu lub cię zablokują. No cóż, danie szansy czasem uskrzydla, reguł nie ma.