„Nietrwałe ślady” Roberta Wieczorka są zwycięską pozycją 8 Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego Fundacji Duży Format „po debiucie”. To zbiór wierszy, który przewraca sposób myślenia na temat własnej przemijalności. Jakie są nietrwałe ślady? Mnie osobiście kojarzą się z tymi odbitymi na piasku przy brzegu morza, które zabiera kolejna fala. Wówczas możemy powiedzieć, że coś było i nawet nie zdążyło się zapisać. Jednak postanowiłam spojrzeć na ten sam ślad z innej strony. Owszem on był chwilą, szybko zanikł, właściwie nie miał szans z żywiołem, a mimo wszystko jest w pamięci moment, gdypostawiło się tam stopę.
Wieczorek w całym zbiorze skumulował wiele takich odbitych śladów W pierwszej chwili, można byłoby pomyśleć, że chciał pokazać, iż o niektórych wydarzeniach nawet nie wszyscy wiedzą. Sytuacje mijają, bo mają swój czas, a pamięć o nich nie zawsze jest przytaczana. Skąd takie spojrzenie. Dla osoby czytającejpierwszy raz wiersze poety, utwory są bardzo zamknięte w sobie. To tak jakby czytelnik miał przeprowadzić ich terapię, jednak, by miała ona sens, należy dotrzeć do pacjenta. Same nie powiedzą odbiorcy, z czym do niego przychodzą. Są bardzo skryte, powiedziałabym nawet, że izolują się silnie przed potencjalnym czytelnikiem. Terapeuta, jeżeli nie podda się po kilku spotkaniach, będzie mógł poznać zawrotne losy podmiotu lirycznego.
Autor zastosował w swoich utworach ogrom symboli, odwołań, elementów mających dostarczyć tło do wszelkich przemyśleń. Czy to jest ułatwieniem. Niestety nie, ale właśnie to, w tych wierszach, jest przyciągające, bo czym tak naprawdę są te ślady, gdy „za jakiś czas pójdziemy dalej / miasta za plecami”[i]zostaną. Są właśnie tymi miastami, które „zmienią się w popiół”[ii], a on, w religii katolickiej, przynosi oczyszczenie. Rodzi się pytanie, czy Wieczorek chce użyć symbolu oczyszczenia, by w jakimś sensie rozgrzeszyć ludzką pamięć, czy chce ją wyczyścić z rzeczy zbędnych, aby właśnie przywrócić pamiętanie o sytuacjach, które z niej umknęły.
Tego, w przenośni, spopielenia poeta używa już w na początku zbioru, gdy przywołuje jezioro Aral w Kazachstanie, które wyschło w skutek działalności człowieka. Z jednej strony „w śladach po wyschniętym jeziorze jest jakaś rozpacz,”[iii], z drugiej „cały ten świat, to opowieści szkieletów.”[iv], z których możemy czerpać wiedzę. Podmiot liryczny daje do zrozumienia, że jeżeli pójdzie się za nim, w ten stworzony przez autora świat, to zobaczy się pakunki ludzkich doświadczeń, na których inni mogą budować nowe krainy, podobnie jak konkwistadorzy w mieście Inków (tutaj przede wszystkim przytaczam sam element nowego świata, bez oceniania czy był dobry, czy zły), a „wymieszane kultury / religie stawiane jedna na drugiej”[v], z jednej strony się pokrywają, ale z drugiej wzbogacają wzajemnie. „tak naprawdę chodzi o zbliżenie kultur / na dwadzieścia centymetrów (może mniej) / na sześćdziesiąt cztery sylaby / na ułamek nocy”[vi], bo bez tego bylibyśmy bardzo zubożali, wręcz zaniedbani w strefie historii, wydarzeń, które w mniejszym lub większy stopniu przyczyniły się do naszego istnienia. To przywołanie miejsc, może służyć poecie, przede wszystkim,do rozbudzenia ciekawości, nim podmiot liryczny zabierze czytelnika w dalsza podróż, bo jak się okazuje, miejsca te, stały się podłożem dla nowego, innego wyglądu, nie zostały tylko znikającym śladem na mapie ludzkiego istnienia.
Jednocześnie Wieczorek, jakby chciał usprawiedliwić ludzką pamięć, gdyż nie wszystkie, przywoływane wspomnienia, wzbogacają, niektóre mogą spowodować ból, smutek czy niespełnienie. Zauważyć to można we fragmentach listów, czyli trzech wierszach odwołujących się, nie tyle do samych historycznych wydarzeń, ale do ludzkich emocji. W tych utworach podmiot liryczny przemieszcza się na płaszczyznach pomiędzy słynnym dziełem Rembrandta „Lekcja anatomii doktora Tulpa”, a obozem koncentracyjnym. To przeskok, temu nie można zaprzeczyć, jednakże nasycenieznaczeń, odnośników, jest tak duże, że czytelnik musi, w swojej pamięci, je poukładać. Oczywiście nie jest to łatwe, gdyż Wieczorek nie pisze o wszystkim wprost i tak naprawdę, wymusza na czytelniku, by zapoznał się choć z osobami, o których mowa w utworach. Ta wiedza pozwoli przybliżyć treść, albo dopowiedzieć sobie cały obraz. Nie bez przyczyny ten rembrandtowski element, gdy podmiot liryczny mówi:
„widzę odkryte ścięgna, rozkrojoną skórę, mechanizm,
w którym ktoś czyta jak w otwartej księdze”[vii],
bowiem „jest w tym wszystkim harmonia. darowanie win”[viii]. Odbiorca mógłby z tego wciągnąć wniosek, iż uczono się już wcześniej, nie potrzebne dalsze doświadczalne metody, wręcz, nauki, a jednak właśnie ta pamięć, która nie zapisała w sobie tych elementów, nie zatrzymała kolejnych, drastycznych, sytuacji. Pojawiąjąca się postać Fritza Suhrena, zbrodniarza hitlerowskiego odpowiedzialnego między innymi za pseudoeksperymenty medyczne na terenie obozów, pokazuje, że nie można wymazywać pamięci, nie można zapominać o śladach. Być może, gdyby pamiętano jak „… zacni obywatele / uczą się, jak korzystać ze śmierci”[ix], nie byłoby tego w czasach wojny, bo „ludzie się rozpadają, jak potem składać płatki popiołów / w jeden organizm?”[x]. W tych obrazach przejawia się odrętwieniecałą sytuacją. Nikt nie wie, co przynieść może głośne nawoływanie. Niewiadomo, czy ktoś zechce tego nawoływania słuchać, szczególnie, gdy historia udowadnia, że część ludzi boi się głośno wypowiedzieć swoje zdanie, bo „lepiej milczeć. / w pijanym widzie mierzyć się z cieniem / rozpostartym nad światem. / wielkie słowa. mała śmierć. wszyscy są.”[xi].Z drugiej strony historia może milczeć i dopiero po latach uderzyć, dać swoje świadectwo, tylko nie zawsze będzie ono pozytywne. Niezależnie, jakie inne uczucia brałyby udział w tych utworach, oczywiście mowa o ludzkiej miłości, nic nie przykryje tych strasznych wydarzeń. Podmiot liryczny zaprzątnął więc trochę głowę odbiorcy, zmusił go do przemyśleń, a przede wszystkim do pamiętania, aby ten ślad odbity na uczuciach wielu ludzi, nie poszedł na marne, by nie doszło do kolejnych zniszczeń, szczególnie ludzkości, która lata temu nie wzięła nauk z tego, co na rembrandtowskim obrazie. Byśmy nie musieli znów wychodzić „… o świcie prosto w miasto duchów / pies jest bliżej niż którykolwiek człowiek”[xii]i by nie trzeba oglądać jak „kobiety i dzieci modlą się o długi rejs”[xiii],gdyż w czterech ścianach czasami dzieją się dokładnie takie same negatywne obrazy, niezauważalne przez otoczenie, bo przysłaniająca „firanka ma kolor ecru / jak wymarzona suknia ślubna”[xiv].
Te dwie poruszone powyżej kwestie, będące podstawą do funkcjonowania współczesnego człowieka, nie zostają przez Wieczorka odstawione na bok. Wszystko sprowadza się, w kulminacyjnym miejscu zbioru, do przeżyć współczesnego podmiotu lirycznego. Jego podróż w czasie, zatrzymuje się w sytuacjach bliskich, albo przynajmniej bardziej zrozumiałych, odbiorcy. Człowiek wypełnia swoje życie pewnymi przekonaniami, czasami wydaje mu się, że tak ma być, a czerpane doświadczenie jest niczym „gałązka, którą ukradłeś na własne gniazdo”[xv], która zakiełkuje i będzie wzrastała. Czasami „nie trzeba wiedzieć wszystkiego o życiu / najważniejsze zmysły są na końcu języka / i wojna i miłość”[xvi]. Wystarczy, by to było zapamiętane, wówczas „tak jest dobrze, pory roku układają się jak kostka rubika”[xvii], która, po trudach, ukaże się w odpowiednich barwach z każdej strony. Dodatkowo podmiot liryczny zauważa, iż poza tymi wielkimi wydarzeniami, człowieka tworzą niepozorne zdarzenia, na które nie zwraca się większej uwagi, a one robią wszystko „by niespodziewanie rozkwitnąć”[xviii]. No i rozkwitają, choć pewnie nie takiego uaktywnienia spodziewa się podmiot. Wieczorek sprytnie przechodzi w temat panującej na świecie pandemii. Oddalania się od siebie, życia w strefie on line, a „nasza pamięć grillowa / zmienia historię w ciąg anegdot”[xix]. To przebywanie w izolacji powoduje, że zaczynamy skupiać się tylko na sobie, w egoistyczny sposób. Nagle okazuje się, że wystarczą kontakty bezdotykowe, nie potrzeba rozmowy twarzą w twarz. Czujemy się, być może, bardziej bezpieczni w swoich czterech ścianach, a z drugiej strony „w norach klatek i piwnicznych izbach / brzęczą butelki chowane w psiej karmie”[xx], o których na początku mówi się z uśmiechem, bo dezynfekcja, a później się milczy, bo wstyd, gdyż choć mówiono wielokrotnie o skutkach alkoholu, wyrzucono te nauki z głowy. Potem następuje przebłysk, że „wszystko niesie z sobą coś ostatniego / uczę się słowa – bezradność. / rozkładam je w dłoniach, / szeroko, jakbym obejmował rzekę”[xxi] i oczekiwanie, że „świat się nie zacznie się na nowo / ani nie skończy”[xxii], tylko będzie trwał pomimo wielu zmian w sposobie myślenia, podejściu do różnych sytuacji. To nawiązanie do pandemii, ma też swoje drugie dno. Separacja, odizolowanie się, strach przed innymi ludźmi, podejrzewanie o złe zamiary, w początkowych momentach wręcz donoszenie na sąsiada, gdy wyszedł z domu na kwarantannie, stygmatyzowanie osób zarażonych. Czy to nie kojarzy się z wydarzeniami, które już miały miejsce? Może bardzo odległe to tematy, ale jak funkcjonował świat w czasie wojny, czy nie zwalczano się wzajemnie, nawet z sąsiadem, bo był żydowskiego pochodzenia. Tutaj przytoczę raz jeszcze postać wspomnianej Mileny Jesenskiej, która pomagała żydowskim rodzinom emigrować z kraju, narażając się na niebezpieczeństwo, czy nie mogłaby stać się przykładem wyciągania ręki do potrzebujących w tych trudnych czasach. Zdaję sobie sprawę, że jest to moja, szeroko pojęta interpretacja i czytelnik nie musi się z nią zgodzić, jednak nasuwając te myśli wiem, że może się nad nimi zastanowi. Nie możemy bowiem stać obojętnie, gdy „wystygła herbata tworzy w gardle lodowiec”[xxiii] bądź „z przygranicznych kształtów, / wołań dochodzących z drugiej strony, / układać ciche litanie. / dla ciebie, dla mnie, dla nas.”[xxiv].
Robert Wieczorek sam podsumował cały swój zbiór wierszy, mówiąc „przez krótką chwilę widzimy to samo”[xxv], ale „boje się dotykać / wszystkie opowieści rozsnuły się z kłębka / zalegają wśród okruchów / tak to jest gdy się je palcami”[xxvi]. Pozwolił czytelnikowi wchodzić w swoje utwory na tyle, na ile jest on gotowy, by się w nie zanurzać. Pozwala również, by odbiorca sam wyciągał wnioski, bo jego podmiot liryczny nie narzuca swojego zdania. Może je jedynie przybliżać. To czytelnik zdecyduje, czy się z nim zgodzi w całości, częściowo, czy w ogóle.
Na podsumowanie moich słów niech posłużą wersy ostatniego wiersza w zbiorze „szkic do mnie”:
„wszystko czego we mnie nie ma
jest mną
wypełniają mnie wszystkie miejsca
w których nie byłem
znaki których nie umiem oczytać
….
tworzy mnie wszystko czego nie mam”[xxvii].
Robert Wieczorek, NIETRWAŁE ŚLADY, Fundacja Duży Format, Warszawa 2020, ss. 42
[i] R. Wieczorek, NIETRWAŁE ŚLADY, Fundacja Duży Format, Warszawa 2020; ślady, s. 21
[ii] Tamże; ślady, s. 21
[iii] Tamże; Mikrokosmos Aral, s. 7
[iv] Tamże; j. w.
[v] Tamże; mikrokosmo Cuzco, s. 11
[vi] Tamże; Mikrokosmos Bang, s. 8
[vii] Tamże; fragment listu Cecylii Arisz do Aagfe Van der Voegh, s. 12
[viii] Tamże; j. w.
[ix] Tamże; j. w.
[x] Tamże; fragment listu Mileny Jasenskiej przechwycony przez Fritza Suhrena, s. 13
[xi] Tamże; fragment listu Margerie Bonner do Yvonne, s. 14
[xii] Tamże; detroit, s. 22
[xiii] Tamże; brzeg, s. 20
[xiv] Tamże, ślady, s. 21
[xv] Tamże; dom / dym, s. 15
[xvi] Tamże; ucieczka z bieguna, s.16
[xvii] Tamże; klasztorna 18, s. 19
[xviii] Tamże; niepozorne, s. 34
[xix] Tamże; dojrzałość, s. 23
[xx] Tamże; szósta noc kwarantanny, s. 25
[xxi] Tamże; przy piątym, może szóstym piwie, s. 28
[xxii] Tamże; pandemia finita, s. 30
[xxiii] Tamże; niepozorne, s. 34
[xxiv] Tamże; zamyślenie przy starej studni, s. 36
[xxv] Tamże; Pan A, s. 37
[xxvi] Tamże; źle, s. 31
[xxvii] Tamże; szkic do mnie, s. 38