Mołdawia. Kraj czarnoziemia (72 procent areału) i wyżyn poprzecinanych jarami rzek, z których znaczna część latem wysycha, bądź cieknie cieniutkimi strumyczkami (3085 cieków wodnych stałych i okresowych). Skwar nie do zniesienia mimo szpalerów drzew orzecha włoskiego, zwanego tu greckim, wzdłuż dróg. Złote aż po horyzont pola słoneczników i zielono-szare kukurydzy, oplatujące stoki plantacje winorośli i brzoskwiń. Jabłka, gruszki, śliwki, melony i wszystko co z owoców europejska ziemia może wydać.
Tylko z cukrem pewien kłopot. Nie, nie z dostępnością, ale z własną produkcją. Silna konkurencja, niemal obejmującej Mołdawię z trzech stron Ukrainy, wsparta państwem, bo to rzeczywiście jest państwo (granice, siły zbrojne, parlament, rząd, prawo, system monetarny), które specjalizuje się również w przemycie-Naddniestrzańską Republiką Mołdawską (Pridniestrowska Mołdawska Riespublika).
Jedna z jedenastu mołdawskich cukrowni Cupcini Cristal, ulokowana w Kupczynie (Cupcini), zwanym za czasów ZSRR Kalinińskiem, też zbankrutowała. 200 ludzi oraz liczne rzesza kontrahentów i kooperantów na bruk!
W styczniu 2011 roku Krajowa Spółka Cukrowa S.A. z Polski wysunęła ofertę kupna zakładu. W maju 2012 roku sfinalizowano zakup i powstała Moldova Zachar sp. z o.o. ze 100-procentową polską własnością. Zgodnie z mołdawskim prawem powołano zarząd złożony z dwóch administratorów-Wojciecha Koligriana i Jacka Ludwiczaka. Ten drugi zgodził się być dyrektorem. Obecnie przygotowuje zakład do pierwszej w pełni samodzielnej kampanii cukrowniczej, w której nie dość, że ma kłopoty z nie w pełni zakontraktowanymi dostawami buraków, ale musi wygrać swym produktem finalnym konkurencję z pozostałymi przy życiu w Mołdawii czterema cukrowniami (kapitały niemieckie i rosyjsko-mołdawskie) oraz oczywiście z cukrem, bądź przemycanym, bądź w ramach różnych kombinacji przewożonym, jako tańszy, z zagranicy. Bo w tej części Europy życie gospodarcze ma charakter korporacyjno-mafijny.
Mówi:
– „Przeszkodą w dobrych plonach buraka cukrowego jest inna (niska?) kultura rolna (brak tradycji głębokiej orki, brak sieci nawadniających), słabe wyposażenie techniczne oraz problem własności ziemi. Dominują dzierżawy od różnych właścicieli, bo w ramach mołdawskiej transformacji ustrojowej ziemię rozparcelowano miedzy pracowników kołchozów (od 0,5 do 1 hektara na głowę). Gospodarstwa farmerskie skupiające i komasujące ziemię są nadal nieliczne.
Ale chyba największym problemem uprawowym jest brak wody. Proszę sobie wyobrazić, że temperatura gleby osiąga latem 350C! A w tym roku od miesiąca nie było poważniejszych opadów. Panuje tu bowiem klimat umiarkowany kontynentalny, z gorącym latem, długą ciepłą jesienią i stosunkowo letnią zimą".
Zakład w Kupczynie jest przestarzały, technika sprzed lat 30-tu. PSK inwestuje 1,5-2 mln euro rocznie (PSK nie chce zginąć, bo w Polsce ma tylko 11 cukrowni), lecz do pozytywnego rezultatu jest jeszcze daleko. Przed wejściem do cukrowni – godło pochwały pracy rodem z sowieckiej epoki kultu pracy. J. Ludwiczak chce je zachować jako pozostałość historyczną. To tylko symbol, który w każdej chwili można usunąć, ale usunąć wady pracowników nie można tak szybko. Są sympatyczni, nie aroganccy, ale każde lenistwo czy niewykonanie zadania potrafią wytłumaczyć na wiele sposobów. Są bez wątpienia wdzięczni Polakom za zaopiekowanie się ich miejscami pracy, lecz długoletnie nawyki socjalistycznej pracy na pół gwizdka dają o sobie wciąż znać.
Niemniej dyrektor jest optymistą. Ma nadzieję, że produkcja Moldova Zachar znajdzie miejsce w kwocie 34.000 ton cukru wyznaczonej przez UE jako mołdawski eksport. Liczy nawet na jedną trzecią tej kwoty. Głównymi odbiorcami będą Bułgaria i Rumunia, bo 4,3 –miliona Mołdawia ma w tym zakresie rynek już nasycony. Nie ulega wątpliwości, że istotnym graczem na rynku mołdawskim jest Deutsche Bank, wspierający oczywiście swoich rodaków. Polacy mogą tej presji przeciwstawić tylko polską specjalność, czyli dobrą organizację, dobre stosunki pracownicze i… determinację. Doradzają rolnikom, uczą racjonalnych zasad uprawy, pomagają im kupić sprzęt, tworzy się więź. Językiem komunikacji jest język rosyjski, bo przeciętny mieszkaniec Mołdawii jest dwujęzyczny. Oprócz rumuńskiego biegle włada językiem Puszkina. (W sąsiedniej Rumunii sytuacja jest całkiem inna. Gdybym nie znał angielskiego, to nie dotarłbym wcale do swoich starowierów).
Spacerujemy po Kupczynie. Typowe socjalistyczne miasteczko zbudowane od podstaw. Przemysł spożywczy: cukrownia, mleczarnia, gorzelnia, zakład tytoniowy. Zarobki bardzo niskie, takie żeby tylko opłacić podatki i media. Ale nie wszystkie. Z okien bloków, wybudowanych w stylu uniformizmu kubicznego, wystają rury. To kominy od kóz, w których pali się drewnem i kolbami kukurydzy. Co zrobić, kiedy Gazprom podniósł ostatnio cenę gazu o 25 procent. Tak to Rosjanie uzależniają od siebie Mołdawię, nie tylko podtrzymywaniem powstałej w 1990 roku, Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej. Wspierają też partię Komunistów Republiki Mołdawii, która rządzi nadal w byłym Kalinińsku, choć już nie w całym państwie, bo ostatnio do głosu doszli liberałowie. Nic też dziwnego, że jeden z pracowników Mołdawskiej Akademii Nauk na moje pytanie:
– Co dalej z Mołdawią?
odpowiada: – Czekamy aż Rosja osłabnie („Akant" 2011, nr13, s.21).
Przeciętni Mołdawianie też czekają. Nie wywołują rewolucji, bo nie są głodni. Każdy ma jakąś działkę, no i oczywiście winnice (Ach te, nasycone słońcem mołdawskie wina!).
Ziemia sama rodzi. Silniejsi i młodzi są gastarbeiterami. Blisko milion mieszkańców Mołdawii, czyli około 20 procent populacji, pracuje za granicą, głównie w Rosji, ale też na Ukrainie, we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, czyli w krajach pokrewnych języka. Stąd ta niezwykła ruchliwość w stolicy (700 tysięcy mieszkańców) oraz niebywała liczba kantorów wymiany walut, z których część pracuje całą dobę. (Zdarzają się nawet kantory, które wymieniają walutę polską). Na 4,3 miliona mieszkańców republiki 65 procent to Mołdawianie, 14-Ukraińcy, 13-Rosjanie, 3-Gagauzi, czyli prawosławni Turcy (Gaugaz Yari), 2 -Bułgarzy. Są jeszcze Polacy, w znacznym stopniu pochodzenia szlacheckiego, bowiem rząd carski przyznawał odebrane tytuły szlacheckie tym, którzy zdecydowali się osiedlić na opanowanej w 1812 roku Besarabii. Obecnie – obok polskich agencji handlu winem i winiakami – mniejszość tę zasiliła polska kadra techniczna z Moldova Zachar. I dobrze, bo historycznie zawsze nam było blisko do Mołdawii, mimo, że i z nią toczyliśmy zaborcze wojny („Akant" 2011, nr 13, s.19-20). Nikt oczywiście dziś tego nie pamięta, a słowo Polak, wywołuje uśmiech na twarzy. Nie tak jak Rosjanin czy Ukrainiec, którzy szukają na tej dziwnej ziemi pola dla realizacji swoich egoistycznych interesów.
Niestabilność polityczna, w znacznym stopniu inspirowana przez Rosję i Ukrainę, bałagan prawny dający szansę korupcji i zorganizowanej przestępczości, powodują, że głośniej tu niż w Polsce słychać hasło: „Komuno wróć"!. Niemniej w sposób nieuchronny do głosu dochodzi nowe pokolenie, w dużym procencie otarte o Zachód (wyjazdy zarobkowe nie są ograniczane przez władze), które popiera ideę samodzielnej Mołdowy. Ale czy coś robi? Rozmawiałem z kilkoma przedstawicielami młodej inteligencji i odnotowałem jej daleko idącą bezradność. Kochają swój kraj, ot tyle.
Niemniej podlegają pod drenaż mózgów prowadzony już nie tylko przez USA, ale i UE. Wielu z nich jest świetnie przygotowanych; dowodem czego są ich zagraniczne kariery technologiczne i naukowe. Przeglądam konspekt rozprawy doktorskiej Natalii Duszakowej o budownictwie starowierskim. Doprawdy, ale tak porządnej dysertacji, przynajmniej w tej dziedzinie, dawno nie widziałem! Jest więc Mołdawia krajem o niebagatelnym potencjale, ale chyba potrzebuje życzliwej pomocy z zewnątrz. Czy otrzyma ją od Polski? Cukrownia w Kupczynie jest tą jaskółką…
- Stefan Pastuszewski
- "Akant" 2012, nr 10
Stefan Pastuszewski - Do Mołdawii blisko
0
0