Jest takie miejsce,
w którym kolory życia
nie poddają się zachłannej
szarości, przepełnionej
nijakością jak tłum
ubezwłasnowolniony.
To miejsce od lat
zapowiadanego świtu,
świeżej wiosny.
Noszę je w sobie
i do końca nie mieszczę,
poznając alfabet czasu.
Podzielę się nim
z tymi, którzy
nie chcą władzy
nede mną.
Potrafię przyjść do nich -
otwarty,
bez trudu zobaczę
barwy nieba
w uspokojonej tafli jeziora.
Słońce nie pochłonęło jeszcze
kryształowych kropel
na liściach sitowia.
27 listopada 2013