Ruch jako fundament życia, którego napięciem jest dwubiegunowość biedy i bogactwa. Bieda może być stanem umysłu, wyrażeniem dezaprobaty dla biegu w sztafecie po pieniądz, przekazana genetycznie, odziedziczona wbrew woli i na tyle silna, że spadkobiercy bezwarunkowo ją przyjmują, bieda duchowa - porażająca dominanta w każdej warstwie społecznej i bieda materialna w konsekwencji implikująca całe zło tego świata. Obecna w każdych czasach, jednak współczesność mocno zachwiała pojęciami „biedak" i „bogacz" tworząc płynną granicę pomiędzy nimi. Zmiana stanu skupienia tejże granicy z trwałej i gwarantującej przyszłość albo przekreślającej los na spory rachunek prawdopodobieństwa. Obecnie wszystko jest mocno względne, w zasadzie niestabilne i niepewne, co rodzi brak poczucia bezpieczeństwa dla jednych, ale i brak perspektyw dla drugich z marginesem nadziei, że elastyczność jest premiowana. Nie ma już majątku, którego nie można stracić, a nowobogaccy to często biedni z domu, którzy doszli do wielkich pieniędzy sami, a nie z pokolenia na pokolenie. Bieda będzie zawsze, jeśli sytuacja życiowa, warunki, wychowanie przeważą nad chęcią wydobycia się lub zniwelują wiarę we własne możliwości. Świat jako układ zależności, służby bez wielkich ludzi - jeśli czyjaś nawet wysoka pozycja decyduje to mieści się to w układzie zależności i od kogoś/czegoś ktoś/coś zależy, zatem nie jest to wielki człowiek, tylko człowiek grający wielką rolę. Większość populacji to konformiści, więc raczej nic się nigdy nie zmieni, jeśli filozofią większości jest przetrwać i nie wychylać się. To główne przesłanie najnowszej książki Stefana Pastuszewskiego „Z Bogiem", a konkretnie opowiadania „Na strychu". Notabene na facebooku wiele osób lubi stronę „Bóg", na której ludzie piszą o różnych rzeczach Bogu, zwierzają się Bogu, a Bóg to lajka, pisze im komentarze… Taka dygresja, tym razem bez mojego komentarza; cóż, widocznie ludzie się Boga nie boją jednak tworząc taką stronę i uczestnicząc w takim wydarzeniu… Wspomniane przeze mnie opowiadanie Pastuszewskiego jest zdecydowanie najlepszym spośród dwunastu tworzących zbiór tej książki. Traktuje ono jeszcze o alienacji jako samonapędzającej się machinie podporządkowującej sobie człowieka i całą dookolność. Całkiem jak w najnowszym hicie filmowym „Szpieg", gdzie główny bohater Smiley zagrany przez Garego Oldmana po wielu latach ciężkiej i niebezpiecznej pracy zostaje opuszczony przez żonę, nie dostaje należytego awansu zawodowego a brak życia rodzinnego i dowartościowania należytego w pracy oraz nieuchronność biologicznego posunięcia i zwiększenia dioptrii tworzą w rezultacie z niego postać tragiczną poruszającą się bez światła, wigoru w zwolnionym tempie kadru na szarzyźnie tła.
"Samotność przede wszystkim. Na zewnątrz i wewnątrz, bo ty sam też byłeś jedną wielką samotnością. Nie osobnością jak każdy z nas, ale mimo wszystko pozostający tuż obok innych osobności, w jakimś tam związku z innymi, tylko samotnością oddzieloną, wyizolowaną osobnością, istotą zamkniętą na cały świat. Kamieniem. Popadasz wówczas w stan otępienia. Kamiennej martwoty. Wszystko, co robisz, robisz w zwolnionym tempie, a zazwyczaj nic nie robisz, bo wszystko jest wtedy dla ciebie trudne. Boli. Wówczas pojawia się alkohol. On ci pomaga. Ruszyć ręką, nogą, a w pierwszym etapie też głową. Pierwsza jednak odpada głowa, potem ręce, które się trzęsą, nogi, które wiotczeją…".
Osądzanie zamyka drogę do zrozumienia; nie mamy prawa oceniać nikogo, bo poza tym kimś nikt nie wie, co kryje jego życie. Człowiek nie jest zdolny do obiektywnej oceny, gdyż z natury jest subiektywny, a prawda obiektywna jest poza jego poznaniem. Jest zagrożeniem sam dla siebie a jego myśli są jego pułapką, bywa że i salą tortur. Sen a nawet letarg to jedyny sposób na wygaszenie nerwu. Zmiana dotyczy szczegółów/epizodów zaś twarda rzeczywistość jest niezmienna. Dlatego właśnie samotność prostą drogą prowadząca do alienacji jest inwalidztwem wobec życia, rodzajem nieuleczalnej skoliozy, zaś patologiczne niedostosowanie sprawia, że wszystko jest zbyt skomplikowane.
" Obiektywizm zawsze występuje w liczbie pojedynczej. Obiektywny jestem ja, subiektywni wszyscy wokół…".
Paul McKenna i Hugh Willbourn w światowym bestsellerze „Jak uleczyć złamane serce" piszą o żałobie związanej z odejściem bądź oddaleniem bliskiej osoby tak:
„Żałoba to specyficzny proces stopniowego uwalniania się od przywiązania do osób (…), które straciliśmy".
Wymieniają cztery etapy żałoby: zaprzeczenie, akceptacja - złość, akceptacja - smutek, strata i wspomnienie. „Negatywne uczucia są podtrzymywane przez myśli i obrazy, które je wywołują. Kiedy przestaniemy nieustannie tworzyć te myśli i obrazy, uczucia osłabną", „Obrazy w naszym umyśle oraz nasz wewnętrzny dialog mają znaczący wpływ na nasze samopoczucie". Bezpośrednio związane jest to z trzema fundamentalnymi aspektami naszej fizjologii, świadomości jako stanu przytomności i tworzenia znaczenia, podświadomości, a więc istnienia nawyków bez zastanawiania się nad nimi, zaś to co nieustannie projektuje nasz mózg stanowi nasze uwarunkowanie. Dokładnie o tym Stefan Pastuszewski pisze w opowiadaniu „Co nie?..." następującymi słowami:
„Mądrość to takie myślenie i działanie, które służy dobremu życiu i godnej śmierci. To godzenie się z tym, cze
go nie można zmienić i praca nad tym, co można zmienić. To jest mądrość. Nic więcej, a ty za mądrość uznałeś doskonalenie mojego świata, zupełnie jakby nie był on taki jaki być powinien, nadbudowywanie na nim swoich struktur, przekraczanie swoich granic (…) bo ludzka mądrość musi harmonijnie wyrastać z mojej, jak roślina z gleby". Tak przemawia Bóg – Ojciec do syna – ojca po utracie jego dziecka – syna. To bardzo trudny temat, strata dziecka jest zaprzeczeniem porządku świata ustalonego przez naturę, największym ciosem przeszywającym serce rodzica. Bohater opowiadania traci 33-letniego jedynego syna, Bóg rozmawia z nim z pozycji Ojca, którego jedyny Syn umarł w takim samym wieku, jako współodczujący i współrozumiejący, pocieszający, którego nikt pocieszyć nie zdołał. Godzenie się i przyjęcie Woli Bożej jako stanu najlepszego w danej chwili dla ojca i dla syna, jako jedynego sposobu na ochronę przed czymś znacznie gorszym, choć ogłuszonego bólem człowieka trudno jest przekonać, że mogło być coś gorszego ponad śmiercią. Wolę wolną ma każdy z nas, dlatego kochać trzeba umieć z dystansem, gdyż miłość zaborcza odbiera możliwość samodecydowania. Według Pastuszewskiego Bóg kocha ludzi z dystansem, z odległości pewnej, która nie narusza naszego terytorium do podejmowania decyzji i dokonywania wyborów. Pewnych wyborów jednak dokonuje za nas Bóg, by była harmonia na świecie i równowaga w przyrodzie, bo Pan Bóg ma wszystkiego nadmiar, a człowiek jedynie część. Bóg zna przyszłość i konsekwencje naszych wyborów, my zaś nie i dlatego wyznacza nasze stacje docelowe na konkretnym odcinku drogi. Najważniejsza zaś jest wiara, zawierzenie Bogu, że zawsze chce dla swojego dziecka jak najlepiej i dla każdego ma swoją wizję i jakieś plany, które niekoniecznie muszą się zharmonizować z planami tego, co ma „zwierzęce ciało jako stelaż do ludzkiej duszy".
Zupełnie inną koncepcję wiary odnajdziemy choćby w dobrym duńskim kinie Ole Bornedala „Inne love story", gdzie irracjonalizm przekraczający racjonalizm prowadzi do wiary bez Boga, wiary w złudzenia, które tworzą rzeczywistość alternatywną w imię której główny bohater Jonas łamie dekalog i rezygnuje z własnego małżeństwa i rodziny. Jak zatrważająco niewiele potrzeba, by człowiek pogrążył się w wirtualnej przestrzeni i zaprzedał całe swoje życie, osiągnięcia i nade wszystko własny system wartości i kodeks moralny. Kończące książkę „Z Bogiem" opowiadanie „Wrona i piorun" uderza wręcz ptasim guanem w tą trzecią, czyli kobietę, która doprowadziła do rozpadu małżeństwa. W Wielkiej Brytanii takie kobiety nazywa się Home-Breaker i odpowiadają one przed sądem za rozwód w rodzinie. Sytuacja w naszym kraju nie do pomyślenia, ale i kuriozalna dosyć, bo przecież te kobiety gwałtem mężczyzn od żon nie odciągają, bo wszyscy mamy wolną wolę i być może gdyby nie ta pani, z guanem ptasim na płaszczu za ponad 2,5 tysiąca złotych, pojawiła się w odpowiednim czasie to bohater „Wrony…" odszedłby do innej, dajmy na to z guanem na kapeluszu, a winę za rozpad czegokolwiek również i związku ponoszą zawsze wszyscy a nigdy nie jest tak, że ktoś jest bez winy i może sobie machnąć kamieniem. Zastanawiające jest natomiast co innego; czemu Stefan Pastuszewski aż tak wielkie znaczenie przypisuje ptasiemu guanu i czemu od jego wielkości zmienia się całkowicie semantyka tego… symbolu, ba – znaku od Boga według autora; i tak mała ilość to dobry znak a wielka – przechlapane… Niech tajemnica tajemnicą pozostanie.
Stefan Pastuszewski: Z Bogiem, Instytut Wydawniczy „Świadectwo", Bydgoszcz 2011, ss. 97
- Akant
- "Akant" 2012, nr 1
Ewa Klajman-Gomolińska - Pogoda dla bogaczy
0
0