Archiwum

Ewa Klajman-Gomolińska - Jezus odszedł od Madonny

2 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Dziś po przeczytaniu najnowszej książki Stefana Pastuszewskiego pt. „Dziś" spojrzałam w okno mojego Samsunga, gdzie akurat leciał jakiś teledysk z Madonną i uświadomiłam sobie, że te dwa zodiakalne Lwy coś ze sobą łączy. Gwiazda muzyki pop wyginająca swój pięćdziesięcioletni grzbiet od czasu do czasu pociera się po kroczu, co oczywiście nie oznacza grzybicy okolic intymnych tylko ma na celu sprowokować widza rodzaju męskiego i widza homoseksualnego rodzaju żeńskiego do roztaczania w głowie wizji na temat waginy podstarzałej artystki. Dla Madonny fakt, że ma narząd żeński jest równie ważne jak to, że śpiewa. Dla Pastuszewskiego nie istnieje książka bez łechtaczki. Jego bohaterki ciągle chcą a bohaterowie ciągle muszą. Opisy muszelek, brzoskwinek i magicznych guziczków są tak samo ważne dla pisarza jak istota samej twórczości.

Niestety, mnie jako czytelniczki nie przekonują i zwyczajnie ich nie czuję (nie zwilżają mnie), nie są to opisy przy których odzywa się we mnie zew Ewy, wręcz przeciwnie odczuwam zażenowanie jak przy trącej krok Madonnie czy chwytającym (w obawie przed wyimaginowanym wrogiem) swe przyrodzenie nieżyjącym już Michaelu Jacksonie.  Opisy scen erotycznych należą w ogóle do najtrudniejszych w podjęciu, tak samo jest z wierszami miłosnymi – pisze je prawie każdy, lecz nie każdy musi je czytać. W swoim życiu przeczytałam prawie wszystko, co napisał Stefan Pastuszewski i pozwolę sobie stwierdzić, że ma on dwie obsesje – seks i Żydzi. Żydzi są w ogóle na rzeczy i raczej nigdy nie obojętnieją tyle, że wciąż na temat tego narodu powiela się stereotypy, mało zaś jest faktów i również w książce „Dziś" nie znajdziemy prawd z historii, tradycji, religii, kultury czy języka Izraelczyków. Z drugiej strony pozostaje tajemniczość tego narodu, jego hermetyczność i suwerenność w  rozmaitych terytoriach. Ale temat jest tak przesadnie modny, że ostatnio na Naszej Klasie pod najnowszym zdjęciem mojej znajomej z trzema nowo wyhodowanymi podbródkami widnieje komentarz jej nowego amanta z zespołem ABS (absolutny brak szyi) o treści :"bońdź moim żydziem".  Rozkoszne, choć przy zachowanym analfabetyzmie wtórnym, nowej pary gołąbków. Kończąc temat Żydów i łechtaczek wspomnę jedynie, że ostatnio Jezus odszedł od Madonny, bo jak to filuternie ujął beztroski dziennikarz, w tym wieku dzieci nie chcą już mieszkać z rodzicami, a pomiędzy kochankami była różnica wieku pokolenia. Tak to też było ponad dwa tysiące lat temu, kiedy powstało chrześcijaństwo. A jak było jeszcze wcześniej, nim niczego nie było?  Zanim powstało cokolwiek był chaos, czyli czarna dziura, pustka, brak gruntu i kierunków, nicość. Choć chaos był na początku jako pierwotny stan egzystencji to jego asocjacje wiążą się z końcem. Teoria Chaosu jest jedną z trzech - obok Teorii Względności i Mechaniki Kwantowej - czołowych i wnoszących fundamentów nauki XX wieku. Pozwala ona dostrzec w chaosie pewne pozytywne aspekty uważając brak stabilności za jedynie brak trwałości a nie brak równowagi. Zasada antroficzna przyjmuje obecność człowieka we wszechświecie za nieprzypadkową i głosi, że człowiek jako obserwator kosmosu ma wpływ na wszelkie zjawiska. Idąc tym tropem myślowym, można polemizować z Pastuszewskim uznającym istnienie układu jako porządku - antagonisty chaosu za obligatoryjne. W teologicznym założeniu chaos to królestwo Księcia Ciemności, niekwestionowane państwo Szatana. Ortodoksyjne ujęcie takiego rozumowania prowadzi do tworzenia nie tylko porządku, ale przesadnej pedanterii i tworzenia tym samym układu jakiegokolwiek, byleby był negacją prawdziwą bądź urojoną alienacji, która jest wpisana w los człowieka i nawet zabezpieczenie Naszą Klasą i Fejsem nie zmieni faktu, że w sytuacjach prawdziwej wolności  czyli podejmowaniu decyzji oraz dramatu życiowego człowiek pozostaje sam. Bez względu na istnienie Związku Hodowców Rybek Skalar czy Stowarzyszenia Hafciarek Polskich na świecie i tak zadziała „Efekt motyla" z obłędnie przystojnym mężem Demi Moore (Ashton Kutcher – rola główna) lub bez niego, bo taki jest układ – porządek świata bez układu ludzi; skrzydło motyla wprawione w ruch w jednym miejscu świata wywołuje szereg globalnych zjawisk klimatycznych. To po pierwsze, a po drugie pewien margines chaosu musi istnieć dla higieny umysłu człowieka, bo daje mu złudzenie, że ma po co żyć, by zapanować nad nim, by uporządkować, zmienić. Przychodzimy na świat z potrzebą modyfikacji uwarunkowaną genetycznie. Nasi przodkowie coś zmieniali, więc i my musimy zmieniać. Jeśli się nie zmienia to się nic nie robi, choć Chińczycy mawiają, że bierność też jest formą czynu i ma swoje racje bytu, gdy nie ma nic lepszego do zrobienia tak jak milczenie może być formą rozmowy, gdy nie wynika z cynizmu. Porządek świata wyznacza architektura, gdyż najwybitniejszym i zarazem pierwszym architektem jest Pan Bóg. Mamy więc porządek dorycki, joński, koryncki, toskański, kompozytowy. Na kręgosłup tych architektonicznych narzucane są wszelkie inne możliwe – publiczne, społeczne, prawne prowadzące do układów politycznych, towarzyskich, biznesowych. To te autorstwa człowieka, który istnieje w układzie planetarnym, Słonecznym, odniesienia, fizycznym i chemicznym, a w sobie ma układ krwionośny, nerwowy, pokarmowy, etc.

„Układ układa się sam. Jest to reakcja ludzi, którzy chcą coś zrobić i zarobić – nie, tego nie ma co się wstydzić. To reakcja na różne przeciwności, reakcji wobec oporu materii i prawa. W Układzie nie ma żadnych umów, a już na pewno pisemnych, żadnych śladów. Ma za to miejsce dynamiczna równowaga wciąż zmniejszających się sił. Wewnątrz buzuje jak lawa w kraterze uśpionego wulkanu; najważniejsze, aby wybuchło na zewnątrz. Stabilizacja! To musi wyglądać na stabilizację, aby otoczenie czuło się pewnie, w końcu Układ jest po to, aby organizować ten chaotyczny świat. A że każdy z nas coś z tego ma, to już jest koszt tej stabilizacji. Wszystko musi kosztować, wtedy jest zdrowe. No i mieć dynamikę, żywość. (…) Układ jest potrzebny zarówno tym, którzy w nim tkwią, jak i tym , którzy są poza nim." Taka wyczesana symbioza. Analizując Pastuszewskim; Waris Diria wyrwała się z objęć somalijskiego wiatru i odbiła z somalijskiego piachu, dokonała prawem „Sekretu" i „Magnetyzmu serca" niemożliwego, które jej wiarą możliwym się stało i słowem zmaterializowało się w ciało, by weszła w układ stając się kasową modelką, co zaowocowało „Kwiatem pustyni" i skierowaniem uwagi świata na problem kastrowanych kobiet  w Somalii.

Nie mniej jednak empiria człowieka nieuchronnie prowadzi do jednego wniosku, że constans jest tylko zmienność, więc każde dzisiaj jest odbiciem jakiegoś wczoraj i prognozuje w jakimś stopniu jutro na zasadzie przewidywalności nieprzewidywalności i niemożliwości istnień skostniałych a jedynie symilarnych, tu ukłon dla Stefana Pastuszewskiego za „PRL-bis". Ład społeczny, który konstytuuje jakiś układ pozostaje według powierzchownej obserwacji albo zamknięty albo otwarty. W praktyce nie ma takich drzwi, których nie można wyważyć (niektórzy wyważają nawet otwarte, bo są nerwowi) i zawsze znajdą się tacy, dla których będą za wysokie progi, czyli nigdy nic nie jest otwarte ani zamknięte do końca, co niweluje istnienie stabilizacji jako takiej.

„Człowiek z natury swej jest egoistą. Altruizm jest egoizmem, tylko osiąganym w inny, pożyteczny sposób. Altruista służy innym, bo sprawia mu to przyjemność, zaspokaja jego altruistyczne ego. Widzisz, że każdy postępuje zgodnie ze swoim interesem. Pozwól sobie na zdrowy egoizm, a będzie ci lepiej. (…) Układ układa się sam. Słabi wokół silniejszych, spragnieni wokół źródeł. Szybko następuje selekcja naturalna. Eliminuje tych, którzy niewiele mogą, bo Układ przecież służy zwiększeniu mocy. Jest to zastępowanie wędki siecią. Eliminuje się też tych, którzy nie potrafią chodzić w zaprzęgu.’’ Istotnie, altruizm jest wykładnią instynktu samozachowawczego człowieka jako istoty stadnej i należy rozgraniczyć to pojęcie od semantyki bezinteresowności, która może być jedynie przejawem miłości bezwarunkowej, jaką darzy Pastuszewski swojego wnuka Sebastiana i jako dumny dziadek ma spostrzeżenia dotyczące dziecięcości jako kategorii i etapu egzystencji człowieka na tyle wnikliwe, że mogą posłużyć radą w wychowaniu dzieci wielu rodzicom i dziadkom. Co się zaś tyczy naturalnego prawa „układania" układu to nie do końca jest tak, że to co silniejsze silniejszym pozostaje, a niekiedy samo pojęcie „siły" także podlega względności, inaczej nie byłoby paru istotnych wydarzeń w naszej historii, które na trwałe zmieniły jej bieg dając jednocześnie poczucie dumy narodowej i pogłębiając znaczenie terminu „patriotyzm".



Stefan Pastuszewski: Dziś, Instytut Wydawniczy „Świadectwo", Bydgoszcz 2009, ss.228



 

 

 

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.