Archiwum

Janusz Orlikowski - Esej o miłości szczęśliwej

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Nie doraźność i szybkość reakcji na zastaną sytuację pozwala na właściwą jej ocenę, wtedy bowiem emocjami kieruje nasze ego i ku uciesze diabła prowadzi nas na drogę destrukcji. Pokora natomiast pozwala dostrzec nie tyle dobre strony owej sytuacji ( bo to też doraźność), ile zauważyć, że jeden denar za wykonaną pracę jest jednakowo dostępny wszystkim pracującym w winnicy. Miłość szczęśliwa, w tym ta cielesna jednakowo dana jest przez Stworzyciela. Jeżeli nie od razu (ci co pracowali najkrócej), to może około trzeciej, szóstej lub dziewiątej. To zależne jest tylko, albo aż od tego, w jakim miejscu znajduje się nasza świadomość i współpartnera. Stąd też „ (…) nie najszybszym przypada nagroda i nie najdzielniejszym zwycięstwo (...)" Dlaczego nie najdzielniejszym? - można zapytać. Skoro już to rozumiem i dzielnie pracuję nad sobą to... I tu właśnie tworzy się pułapka pychy. Nasze „ja" jest zawsze czujne i cierpliwie, inaczej niż my, czeka. Zatem „ (…) nie najmędrsi zdobywają chleb (...)"  a „ (…) odpowiedni czas i przypadek stanowią o powodzeniu (...)". Kwestię odpowiedniego czasu przed chwila ponownie, po wyartykułowaniu go przy analizie przypowieści o robotnikach w winnicy w części pierwszej eseju, omówiłem. Co to znaczy – przypadek? Przecież w planie Bożym nie ma przypadków. I to jest chrześcijańska prawda. Zwróćmy natomiast uwagę na to, że Kaznodzieja Salomon pisze; „ I ponownie stwierdziłem pod słońcem (...)", czyli pisze z perspektywy czasu ziemskiego jako konsekwencję wiecznie trwającej aktualności. Przypadek tu na ziemi w jego ujęciu nie jest równy temu, jaki temu pojęciu nadaje racjonalista. Ten drugi właśnie będzie nazywał tym słowem wszystko to, co nie podlega w jego rozumieniu relacji przyczynowo – skutkowej. To płytki racjonalizm, budowany na bazie własnego ego. Racjonalizm mówi: najszybszym przypada nagroda, najdzielniejszym zwycięstwo, najmądrzejsi zdobywają chleb. najbardziej uczeni uznanie.
Czy to oznacza, że mam tylko w pokorze czekać na ów jeden denar miłości szczęśliwej? Tylko czekanie prowadzi do obojętności, tak jak oczekiwanie do destrukcji. „ Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, zrób to według swojej możności (...)" pisze przecież wcześniej Kaznodzieja Salomon. „ Abyś pod koniec życia nie narzekał, gdy zwiędnie twoje ciało i twoja skóra" czytamy w Przypowieści Salomona. Wprawdzie te wersy dotyczą tam konsekwencji seksu pozamałżeńskiego, lecz jednakowo możemy je w tym miejscu zacytować. Chodzi bowiem o to, że  czysty seks, a więc ten rządzony tylko przez pożądanie jest w rezultacie cierpieniem, tak jak i cierpieniem jest jego brak powodowany przez czekanie, czy oczekiwanie.
„ (…) gdy zwiędnie twoje ciało i twoja skóra", a zatem, kiedy w późnej starości miłość cielesna będzie już tylko wspomnieniem. Podoba mi się, co na ten temat pisze iwka_jak kwiat: „(...) z seksu możemy się cieszyć nie tylko jako młodzi małżonkowie, ale również w późnej starości." argumentując to słowami z św. Pawła „ Nie strońcie od współżycia z sobą, chyba że za wspólną zgodą do pewnego czasu, aby oddać się modlitwie, a potem znów podejmujcie współżycie (...)" i  jeszcze mocniej akcentując słowami Kaznodziei Salomona „ po wszystkie dni twego bytowania" dochodząc do konkluzji: „ A zatem w Bożym planie seks ma dawać radość małżonkom w każdym wieku." W wierszu Życzenie napisałem:

mając dziewięćdziesiąt lat umrzeć młodo
obok nagiej kobiety nad ranem

Niech to będzie odpowiedź na więdnące ciało i skórę. Nie, nie jest to próba zakusów na nieśmiertelność. To tylko „ po wszystkie dni twego bytowania".
Przed słowami cytowanymi przez iwkę_ jak kwiat i tu powtórzonymi św. Pawła są następujące: „ Mąż niechaj oddaje żonie, co jej się należy, podobnie i żona mężowi. Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż; podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem, lecz żona". To najkrótszy, a zarazem najbardziej treściwy i jednoznaczny „podręcznik" miłości seksualnej jaki zdarzyło mi się czytać. Mamy w zasadzie tu wszystko, czym winien kierować się człowiek, aby będąc przed Sądem Ostatecznym ( tu nawiązuję do pierwszej części eseju) nie usłyszeć słów: „byłem głodny, a nie daliście mi jeść/ byłem spragniony, a nie daliście mi pić/ (...)". Pierwsze zdanie nawołuje do miłości cielesnej, drugie natomiast sygnalizuje, pisząc najkrócej, w jaki sposób powinno realizować się to w działaniu. I to właśnie to drugie zdanie, a właściwie jego nieznajomość, jest jak świat światem powodem destrukcyjnych rezultatów pojmowania miłości szczęśliwej. Zwróćmy uwagę, że słowa „ Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż; podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem, lecz żona" całkowicie wykluczają obecność ego jej i jego. W ich zalążku kryje się wzajemna pokora wobec siebie, wobec partnera i partnerki ciał, a jednocześnie wynikający stąd  nakaz rozporządzania. Rozporządzać to znaczy działać i powodować działanie, które temu rozporządzeniu jest przynależne. Działać bez udziału własnego „ja", które z uwagi na zapatrzenie w siebie częstokroć potrafi powiedzieć – nie – tym , czy innym  sposobom realizacji miłości cielesnej, bowiem nie jest to zgodne z tym, co ego pomyślało w tym aspekcie. Obraz wymarzony, wymyślony przez „ja" jest niezgodny z tym, który daje partner, czy partnerka; tak jakbyśmy to my byli panami swych ciał, gdy w grę wchodzi seks między  kobietą i mężczyzną. Twoje ciało nie jest twoim ciałem, bowiem jak pisze św. Paweł jest we władaniu żony i twoje ciało nie jest twoim, gdyż rozporządza nim mąż. Ależ to zamach na naszą wolność! - krzyknie  on czy ona – to ja decyduję o moim ciele, takie jest moje prawo. Dziś zbyt bardzo szafuje się słowem „wolność" i to we wszystkich przejawach życia, wraz z tym intymnym. A tu właśnie, paradoksalnie, jest ono jak najbardziej na miejscu. Bo cóż tu ono oznacza? Dobrowolny związek między kobietą i mężczyzną spowodowany miłością,a ta przede wszystkim wymaga pokory i ujarzmienia własnego „ja". Kto tego nie rozumie, nigdy nie zazna miłości szczęśliwej. „Ja" oprócz tego, że chce władać nami stara się również zawładnąć osobą partnera, czy partnerki, a władza to siła, która dzieje się w sprzeczności z miłością i koło się zamyka. Dążenia ego nigdy nie przyniosą satysfakcjonujących rezultatów, gdyż na sile poprzez pożądanie budowane w rezultacie poprowadzą w prostej linii do cierpienia i to zarówno i jednakowo dla obojga. Oprawca staje się ofiarą i odwrotnie. Pozorna  ofiara jest oprawcą. Tylko wychylenie na zewnątrz, popatrzenie na siebie, parafrazując wers Miłosza z wiersza Miłość, jak na obce nam rzeczy, pozwala na wydobycie z siebie takich pokładów pokory, które pozwolą powiedzieć „Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż; podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem. lecz żona". I wtedy nie jest to wyraz zniewolenia, gdyż wzajemna pokora je znosi. Pokora, która powoduje że „Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób to według swej możności (...)" jak napisał Kaznodzieja Salomon. A dlaczego? Bo oprócz tego, że będzie to obrazem miłości szczęśliwej dającej wzajemną przyjemność i radość, to również  „ (…) bo w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zmysłów, ani poznania, ani mądrości". I ona to wobec siebie nawzajem pozwala, aby na skutek „ja" nie zwiędła miłość cielesna do późnej starości.
„ Choć Pieśń nad Pieśniami była w ciągu wieków najczęściej odczytywana w sposób alegoryczny, jako opis miłości Jahwe do Izraela, bądź Chrystusa do Kościoła, to współcześni egzegeci są zdania, że o wiele trafniejszym jest odczytywanie jej w sposób dosłowny, jako zbioru pieśni miłosnych, opiewających miłość między kobietą i mężczyzną – jedno z dóbr jakimi Stwórca obdarował człowieka" pisze iwka_jak kwiat uzasadniając, że seks to Boży dar, którym człowiek powinien się cieszyć. A zatem erotyk w łonie kanonu Pisma Świętego. Tym niemniej należy o tym słów kilka. Do dziś nie wiadomo i pewnie wiadomym nie będzie dlaczego on się tam znalazł. Jedno jest pewne: zrodził swą obecnością wiele kontrowersji, a tym samym i interpretacji. Bo jakże to rzecz o miłości cielesnej w świętych księgach i to jeszcze ani raz nie jest tam wymienione imię Boga. W kontekście tego, co powiedzieliśmy wcześniej wydaje się być ów problem wtórnym. Lecz warto spojrzeć na zagadnienie, by zauważyć do czego zdolna jest myśl ludzka. We wstępie do utworu w Biblii Tysiąclecia (wydanie trzecie, poprawione, 1980 r) czytamy: „Przedmiotem Pieśni nad pieśniami nie jest ludzkie małżeństwo ani historyczne, ani idealne. Suponuje ona jednak rdzenną czystość miłości oblubieńczej i małżeńskiej, bo inaczej nie mogłaby ona być symbolem wzajemnej miłości Chrystusa i Kościoła. Oblubieniec z Pnp, jako symbol Boga, nie wykazuje niedoskonałości ani rozwoju, w przeciwieństwie do Oblubienicy, która nie jest bez pewnych słabości i która dojrzewa. W porównaniu z teologią nawrócenia podawaną przez proroków, w Pnp silniej zaznaczony jest czynnik osobistego wysiłku człowieka i współpracy woli z łaską." W Pieśni czwartej oblubienica tak opisuje oblubieńca:

Miły mój śnieżnobiały i rumiany,
znakomity spośród tysięcy.
Głowa jego – najczystsze złoto,
kędziory jego włosów jak gałązki palm,
czarne jak kruk

Nie potrafię sobie wyobrazić w jaki sposób się to dzieje, że symbol Boga może być przedstawiany jako „znakomity spośród tysięcy". Przecież według religii chrześcijańskiej Bóg jest jeden. Już sam opis postaci, jego głowy i włosów może, od biedy, być wizją oblubienicy, chociaż ijest  to rodzi niedowierzanie. Podobnie oblubieniec w Pieśni piątej zwraca się do ukochanej:

Tak! Piersi twe niech (mi) będą jako grona winne,
a tchnienie twe jak zapach jabłek.
Usta twoje jak wino wyborne,
które spływa mi po podniebieniu,
zwilżając wargi i zęby.

Zmysłowość tego opisu wskazuje na czysty erotyzm. Oczywiście, skoro miłość cielesna jest  Bożym darem to i On musi znać jej smak. Nie to zatem powinno powodować opór, a wers „a tchnienie twe jak zapach jabłek". Skoro Bóg jest stworzycielem wszystkiego, tchnął życie we wszystko, co istnieje to jak to możliwe, że zachwyca się tchnieniem wydobywanym przez oblubienicę? To by wskazywało na czynienie zachwytów nad własnym stworzeniem,a w rezultacie na nic innego tylko – pychę. Nie zbadane są wyroki boskie, można by pokusić się o żart, ale tu on mi przypomina zachwyt autora nad własnym wierszem. Mój przyjaciel, krytyk literacki rzekł kiedyś, na jednym ze spotkań literackich: tylko grafomani umierają szczęśliwi. Jest w tym duża doza racji. Takich przykładów w Pieśni nad pieśniami by można przytoczyć wiele. Jedno natomiast  wydaje mi się z przytoczonego fragmentu Wstępu być istotne, chociaż chyba nie do końca zamierzone. To zwrócenie uwagi na niedoskonałą miłość oblubienicy w słowach: „(...), która nie jest bez pewnych słabości i która dojrzewa." Przy czym trudno się zgodzić z tym, że jest ich pozbawiony oblubieniec. Nie jest prawdą, że on „(...) nie wykazuje niedoskonałości, ani rozwoju (...)". Gdyby tak było nie spotkali by się ponownie. Chodzi tu o scenę z Pieśni czwartej:

Ja śpię, lecz serce me czuwa:
Cicho! Oto miły mój puka!
„Otwórz mi, siostro moja, przyjaciółko moja,
gołąbko moja, ty moja nieskalana,
bo pełna rosy ma głowa
i kędziory me – kropli nocy"
„Suknię z siebie zdjęłam,
mam więc znów ją wkładać?
Stopy umyłam,
mam więc znów je brudzić?"
Ukochany mój przez otwór włożył rękę swą,
a serce me zadrżało z jego powodu.
Wstałam, aby otworzyć miłemu memu,
(…)
- na uchwyt zasuwy.  
Otworzyłam ukochanemu memu,
lecz ukochany mój już odszedł i znikł;

A w rezultacie jest tak, jak czytamy w zakończeniu Pieśni piątej:

na cóż budzić ze snu, na cóż rozbudzać umiłowaną
póki nie zechce sama?,

co jasno wskazuje na rozwój, że się tak wyrażę, osobowości miłości cielesnej oblubieńca. Ten zwrot w podobnych słowach pojawia się jeszcze wcześniej, w zakończeniu pieśni drugiej i pierwszej. I to istotne: „póki nie zechce sama". Czas ziemski mija i nie dochodzi do zbliżenia między nimi takiego, które jest wyrazem miłości szczęśliwej. Przypomina to w dużym sensie moja interpretację przypowieści o robotnikach w winnicy, gdzie ci którzy pracowali od trzeciej, szóstej, albo jeszcze krócej otrzymali taką samą zapłatę od gospodarza w postaci jednego denara miłości szczęśliwej, jak ci pracujący najdłużej. Denar ten pojawia się w pieśni ostatniej, szóstej.
 Bo wszystko do niej dzieje się w atmosferze snu „nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej,/ póki nie zechce sama", a więc rzeczywistości nie rzeczywistej. Trzeba dopowiedzieć, wiecznej. Tę nadbudowę tworzą również zapisy osób wypowiadających poszczególne kwestie. Ten  dłuższy, cytowany fragment mówi przecież Oblubienica, a poza nią jako osoby występują również Oblubieniec, Chór pierwszy i Chór drugi. To wskazuje, że alegoryczna interpretacja ma znaczenie w tym sensie, iż dzieje się to wszystko, że się tak brzydko wyrażę, w teatrze Boga. W tym sensie ma rację Czesław Miłosz, znakomity tłumacz z oryginału, który wskazał, że Pieśń nad pieśniami należy czytać w warstwowo. Janusz Pasierb, poeta i ksiądz katolicki napisał z kolei, że „Bóg jest zakochanym poetą, układa o każdym z nas niepojętą dla reszty Pieśń nad pieśniami". Do tych słów nic dodać, nic ująć. Natomiast postrzeganie czysto alegoryczne, które przedstawia Wstęp do tej Księgi zawarty w Biblii Tysiąclecia nie wydaje mi się być trafny. A zadział się z uwagi na to, iż wcześniej nastąpiła jej kanonizacja, a dopiero później przystąpiono do prac nad jej odczytywaniem.
W Pieśni szóstej, czyli tej, gdy do głosu dochodzi już denar miłości szczęśliwej, bowiem  Oblubieniec mówi: „Pod jabłonią obudziłem cię;/ tam poczęła cię matka twoja, / tam poczęła cię ta, co cię zrodziła", Oblubienica  natomiast:

Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu,
jak pieczęć na twoim ramieniu,
bo jak śmierć potężna jest miłość,
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol

Otóż należy tu zwrócić uwagę na równoczesność zbudzenia ze snu ze słowami mówiącymi o potędze miłości, ale w kontekście zazdrości, która jest „(...) nieprzejednana jak Szeol". Szeol to w Starym Testamencie kraina wszystkich zmarłych, bez rozróżnienia czy doznają szczęścia, czy kary.  To właśnie narodzona świadomość, że uczucie miłowania łączy się nieodzownie z zazdrością jest powodem dla którego możemy tu mówić o autentycznym przebudzeniu się miłości szczęśliwej. Dopóki zazdrość, która jest motorem poczucia niesprawiedliwości, co wykazałem w pierwszej części eseju interpretując przypowieść o robotnikach w winnicy, nie będzie stłumiona, lepiej – nie nastąpi jej dezintegracja w takim stopniu, by nie zagrażała uczuciu miłości, dopóty denar szczęścia  nie stanie się powodem przyjemności i radości. Zauważmy bowiem, pomimo że cała Pieśń nad pieśniami jest jednym, wielkim poematem opiewającym cielesność i duchowość uczucia między dwojgiem, nigdzie wcześniej o zazdrości nie ma mowy. To znaczy ona występuje, lecz nie jest przez nich uświadomiona i to w takim stopniu, aby jasno powiedzieć o niej, że jest „(...) nieprzejednana jak Szeol". W teatrze Boga pojawia się w Pieśni szóstej, ostatniej, gdzie następuje przebudzenie.
Przy tym akcie przebudzenia należy, sądzę, zwrócić uwagę na to, że dzieje się to pod jabłonią, a więc jednym z drzew Raju, a także na wersy, które z pozoru wydaja się powtórzeniem: „tam poczęła cię matka twoja,/ tam poczęła cię ta, co cie zrodziła". Bliskość jabłoni jasno wskazuje na pokusę Grzechu Pierworodnego. Czesław Miłosz starając się dociec jego istoty wskazał właśnie : po pierwsze na świadomość, po drugie na zazdrość. Ta pokusa jest wciąż obecna i od naszej woli w połączeniu z łaską ( tu ma racje autor Wstępu do Biblii Tysiąclecia, którego fragment wcześniej cytowałem) zależy, czy dręczyć nas będzie poczucie niesprawiedliwości, czy Szeol okaże się nieprzejednany. Co do powtórzenia: każdy z wersów mówi w istocie o czym innym. Pierwszy przypomina, że zazdrość jest wieczna (również pod jabłonią urodziła się oblubienica, tam rodzi się każdy człowiek), drugi natomiast stwierdza o poczęciu przez miłość w sensie przebudzenia, które ową zazdrość ma na uwadze jako śmiertelne dla tegoż uczucia zagrożenie. Powtórzę: zazdrość, która daje poczucie niesprawiedliwości, a tym samym własne „ja" rekompensuje sobie to w postaci zanurzania się w czasowość ziemską, tam gdzie jest czas przeszły i przyszły. Myśli, te anioły śmierci, kierują się ku nim, gdyż teraz okazuje się być w naszym mniemaniu nie godne uwagi, ponieważ niesprawiedliwe.


            3. Dopisek


myśli o Tobie nie kojarzą marzeń
wspomnieniom umykam w zacisze ramion
mam wrażenie że nie dotyka mnie czas

moje ciało pachnie Twoim ciałem
przez pomyłkę ubrałem stringi
rozbawiłem tym wszystkie dobre anioły

nasza sypialnia jest ogrodem
skóra z węża zawisła na ścianie
przypomina że tu tylko teraz

pożądanie nie doskwiera głowie
jabłko toczy się i toczy
w nieobecny cel

rozkosz duszy i ciała
cichy słownik mało znanych słów
tantryczny smak zapach i dotyk

To Zdania o miłości szczęśliwej dedykowane żonie, że pozwolę sobie na odrobinę prywaty. Niepokój, w świetle wcześniejszych ustaleń, może tu budzić ostatni wers, a dokładniej jedno słówko „tantryczny" wywodzące się z hinduizmu; tantryzm – tradycja duchowego rozwoju oparta na filozofii monistycznej, uznającej, że wszystko co istnieje stanowi manifestację jednego bytu. W buddyzmie jest systemem praktyk umożliwiających bezpośrednie doświadczenie natury rzeczywistości. Panteizm, jako jedna z odmian monizmu mówi o tym, że natura wszelkiego bytu jest jednorodna, duchowo – materialna. Mówi o absolucie, uniwersum, co zdaje się być w jawnej sprzeczności z nauką chrześcijańską, katolicką, gdzie Bóg jest też Stworzycielem wszystkich rzeczy i nie ma możliwości za życia ziemskiego jego całkowitego doznania. Przeszkadza nam w tym nasze ego, z którym do końca naszych dni będziemy się borykać. To zmusza nas do pokory i skruchy. Stąd też z dużą dozą niedowierzania, czy wręcz niezgody przyjmie prawdziwy chrześcijanin i wers „skóra z węża zawisła na ścianie". Wiersz jest mojego autorstwa, zatem czym prędzej spieszę donieść, że podyktował mi go mój daimonion. W tym sensie nie miałem na niego wpływu. Czy tym sposobem jest on pomiotem diabła? Tego nie wiem, jak i ty chrześcijaninie nie możesz powiedzieć o całkowitej jego dyskredytacji. Ze słówkiem „tantryczny", w kontekście tegoż eseju i wiersza, nieodłącznie kojarzy się słowo – seks. Seks tantryczny? Nie. Przyznam, że nieco śmieszą mnie wszystkie te podręczniki, poradniki, które opisują sposoby i pozycje w jakich to ponoć uzyskuje się wielogodzinne współżycie seksualne doprowadzające nie tylko do cielesnego, ale i duchowego zespolenia z partnerem, czy partnerką. Punkt po punkcie powiedziane co i jak należy robić. Po prostu nie mogę dać temu wiary. Skąd zatem te wtrącenia? A gdybym napisał zamiast „skóra z węża zawisła na ścianie" na przykład tak: „wąż wije się pod łożem" to wers następny „przypomina że tu tylko teraz" nie miałby żadnego sensu, gdyż on boi się naszego teraz, przypomina mu bowiem wiecznie trwającą aktualność, czyli Boga. Dlaczego więc nie napisać: wąż czmychnął? Ależ on nigdzie się nie wybiera, a wspomniany wers na jego obecność wskazuje jako pamięć o tym, ale nie myśl. Co do słówka „tantryczny" jeszcze. Mam tu na uwadze jedność duszy i ciała, która jest możliwa jeżeli mamy mówić o miłości szczęśliwej. Kto do łóżka z partnerem, czy partnerką wybiera się z myślami, nawet tymi, by zdawało się pozytywnymi z góry narażony jest na tychże myśli figle. Miłość bowiem nie zaprzecza myśli, lecz myśl potrafi zaprzeczyć. Zatem warto tu raz jeszcze powtórzyć słowa Kaznodziei Salomona: „Na co natknie się twoja ręka, abyś to zrobił, to zrób to według swej możności (...)". Nie oznacza to jednak, by oddać się spontaniczności, gdyż ta opleciona nicią pożądania ponownie wprowadzi nas w krainę naszego ego, a w rezultacie do cierpienia. Chodzi o uzyskanie pewnego stanu umysłu, który nie wiedzie do kontemplacji, a wręcz przeciwnie jest motorem do takiego właśnie natykania się naszej ręki na działanie. To słuchanie tchnienia, które pozwala aby smak, zapach i dotyk były z winnicy Pana. To wtedy dusza nie śpi i ciało nie jest  spragnione, i głodne. Przypomnijmy raz jeszcze słowa z Sądu Ostatecznego: „Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść;/ byłem spragniony, a nie daliście mi pić;" Co było tego powodem? Nasze „ja", brak pokory wobec tego co zewnętrzne, zapomnienie lub nieświadomość tego, że nasze ciało nie jest naszym ciałem, że „Nie żona rozporządza własnym ciałem, lecz mąż;/ podobnie nie mąż rozporządza własnym ciałem, lecz żona" jak pisał św. Paweł. Jeżeli tego nie rozumiemy to znaczy, że uwikłani jesteśmy w złym czasie. Tam, gdzie przyszłość i przeszłość wiodą prym, tak jakby od nas były zależne. Zapominając, że jesteśmy tylko istotami stworzonymi.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.