czekanie jest
jak przymierzanie nowej sukienki
nigdy nie wiem
jakie odbicie
ujrzę w ostatnim odłamku lustra
delikatnie podciągam
za długie
rozciągnięte godziny
wygładzam na biodrach
nagły dreszcz
gdy wchodzisz
zrzucam z siebie
wszystkie niewygodne myśli
ubrana tylko
w jedwab twoich dłoni
znowu czekam
Kiedyś
może kiedyś
obrysuję dłońmi
kształt twojej twarzy
może kiedyś
poczuję pod palcami
spłoszony trzepot serca
może kiedyś
przejdę po krawędzi nocy
na twoją stronę świtu
może kiedyś
Kruche szkło
zamknięta w krysztale
minionego czasu
jeszcze próbuję dopasować
dotyk do ciepła skóry
spojrzenie do zarysu policzka
z tej układanki
wykrzywia się
odrażająca twarz bazyliszka
narasta piskliwy chichot
kryształ pęka