pachnie majem
barwy kwiatów mieszają się
z zapachem lodów waniliowych
w kapliczce Panna święta
skostniała w lipie i trwodze
twarz spłukał wiosenny deszcz
ale oczy płoną
czas nadgryzł usta
z odłamków
pozdrawia
owija szelest traw wokół litanii
słowami z pacierzy wstawia się za mną
bym nie zginęła pod wagą marzeń
nie utonęła w oceanie planów
i nie spaliła za sobą mostów pożegnań
krople miłości znaczą więcej
niż całe morze rozumu
słowa jak promienie Roentgena
przenikną mnie
wypowiedziane już się nie przydadzą niewypowiedziane w odmętach pamięci
razem z żalem pozostaną
a deszczowa modlitwa utoruje drogę