rozmawiam z Bogiem
modlitwa
na moją miarę skrojona
sztuka
uczę się jej
otwieram ciche sanktuarium
jak eremita wsłuchuję się w szept
drażę cierpliwością umysł
skarżę się jak grające
skrzypce żale pełzną w zaułkach formułek
jak chwasty plenią się pytania
dźwigam ufność
pragnę
by Bóg dodał pąków cierniom
dał talent który wszystko przemienia w złoto
czekam na kropelkę nadziei
szepcę jak ślimak prośby o zdrowie
wyrazy dojrzewają w ciszy
męczą się
siwieją
ulatują jak popiół
tylko czad unosi się z knota resztek wiary
zbieram słowa z wysypiska
wierzę jak Hiob
i piszę wersy
apokalipsy