Rodzinne miejsce urodzenia, rejony, w których egzystowało nasze dzieciństwo - na zawsze pozostają zapisane na dysku ludzkiej pamięci. Odciskają się na nim niczym pieczęć w tuszu i znaczą nim resztę życia, barwiąc je różnymi kolorami wrażeń, niczym papierek lakmusowy. Jednym z takich miejsc dla poety Jerzego Grupińskiego są Wronki, osnute mgłą nostalgicznych wspomnień i czaru. I to właśnie w znacznej mierze im poświęcił autor swój najnowszy tomik poetycki „Kuszenie świętego Poetego", wydany w Sopocie przez Bibliotekę „Toposu" pod koniec roku 2012.
Poeta często podkreśla w swoich wierszach metafizykę miejsc, w których rodzi się ludzka świadomość, neurony szybciej przesyłają impulsy, a rosnące ciśnienie krwi popycha do działania. Dla niego taką metafizykę mają Wronki - miejsce, w którym przyszedł na świat w roku 1938. Jerzy Grupiński nigdy nie zapomina o swoim rodzinnym mieście i chętnie odwiedza je podczas wieczorów i warsztatów poetyckich, promuje młodych, utalentowanych poetów z Wronek.
Tomik poetycki „Kuszenie świętego Poetego" ukazuje się w 50-lecie poetyckiego debiutu prasowego autora („Głos Wielkopolski"). Warto przyjrzeć się i rozszyfrować tajemniczą okładkę książki, którą jest niezwykła czarno – biała fotografia z rodzinnego archiwum poety. Oddajmy głos może samemu autorowi książki, który na jej ostatniej stronie pisze: „Osłabić, ogarnąć, wyśmiać bliską traumę wysiedlenia… Scenka parodiuje, zapowiada wywózki Polaków w latach okupacji. Niebawem stało się to naprawdę. Niemcy eksmitowali rodzinę konnym wozem, w mroźną noc o godz. 4.00, 22.XI.1941 roku, do Dusznik Wielkopolskich. Dziecko w taczce – autor". To pozornie zabawne zdjęcie – prześwietlone promieniami wzroku uważnego obserwatora, odsłania dramat pojedynczej rodziny, postawionej wobec faktu opuszczenia rodzinnego gniazda, siedliska swoich wszystkich tradycji i zwyczajów. Ujęcie przedstawia dodatkowo także rodziców poety – Janinę i Władysława Grupińskich, a taczkę prowadzi Cyryl Grupiński – zamordowany w Rogoźnicy, żołnierz AK. Z prawej strony możemy dostrzec sylwetkę Witolda Siwińskiego, artysty plastyka, zaprzyjaźnionego z rodziną państwa Grupińskich.
Książka Jerzego Grupińskiego ma – niczym prastary słowiański Światowid, wiele enigmatycznych twarzy, z których czytelnik dostrzec może dwie najbardziej wyraziste: twarz człowieka trawionego ogniem namiętności oraz twarz osoby wędrującej uliczkami swego dzieciństwa. Stąd całość podzielona została przez autora na dwie części: pierwsza z nich – „Śpię już tylko z brzozą?" - zawiera subtelne, wibrujące podskórnym drżeniem erotyki, a druga – „Wiersz - w ciemną wodę patyk", utwory nawiązujące do krainy lat dziecinnych autora, czyli Wronek i okolicy.
W pierwszej części tomiku - autor wydaje się ofiarowywać czytelnikom tajemną recepturę na wieczny wigor cielesności, nie żądając niczego w zamian, prócz chwili refleksji nad swą otwartością. Wyobrażam sobie, że ubrany w biały kitel natchnionego kreacjonisty - preparuje w swym poetyckim laboratorium alchemii słowa „nieśmiertelny eliksir", powstały na bazie „żywej rtęci" oraz „żył ołowiu", przeobrażających się w złoto. Odsłania przed czytelnikami swe fetysze – między innymi zachwyt nad kobiecymi stopami. Pojawiają się „pluszowe stopy" („Pieśń krew i warkocz"), dostrzegamy wraz z poetą „(…) podbicie stopy / wysoko w gotyk" („Manekinia blues – piosenka do śpiewania") oraz „(…) ciętą wysoko / w róż twej stopy gotyk (…..)", jak również stopy trzymane „w zbyt dużych dłoniach" („Wiersz słodki"). Podmiot liryczny przypomniana też nam uczucia i dreszcze towarzyszące chwili, „(…)gdy moje wargi / budzą twoje stopy". Na nic stawianie oporu, przesadne krygowanie się, wstrzemięźliwość uczuć – czytelnik już po chwili daje się porwać emocjom, gdy „godziny dnia zachłannie liżą nam ręce" („Opowieść o raju"), dostrzegamy „palce przejrzyste haftujące mrok", a „główka dziecięca otwiera ciało kobiety genialnej materii rozciągliwej nierdzewnej i przejrzystej wydającej głos arii", „odzywa się moim głosem niska czuła intonacja" („Pieśń krew i warkocz") i „(…) głodna jest jeszcze noc / i nienasycony sen" („Wiersz udręczony poranny"). Siwe erotyki poety, buzujące podskórnymi namiętnościami, spowija jednak jakiś ulotny, efemeryczny woal smutku, świadomość wieku i jego ograniczeń: autor muska czytelnika delikatnymi niuansami – czytamy o „wierszu jak odcinku renty" („Na wybiegu"), o niedoskonałościach starości - „(…) Ty ziewasz / (…) i widzę że brakuje ci / lewej szóstki" („Zaśpiew") i o tym, iż „(…) każdy z nas wie / za późno za wcale za wiele / nie będzie już owoców tego roku i życia" („Opowieść o raju").
Rozedrgane zmysły, podejrzane drżenia, dreszcze i szały namiętności – przeżyte po wielokroć w pierwszej części książki, możemy dyskretnie schować, by obniżyć tętno i ciśnienie krwi przechadzkami po ogrodach pamiątek dzieciństwa. Druga część „Kuszenia świętego Poetego" jest bowiem długim spacerem po dawnych Wronkach i okolicach, na który autor zaprasza wiernych piechurów słowa, swoich czytelników. Odwiedzamy okolice Puszczy Noteckiej i z wyraźną nostalgią – spoglądamy na Wronki oczyma kilkuletniego i nastoletniego autora. W klimat wprowadza nas już pierwszy z utworów, otwierający tą część tomiku – „Wiersz – świerszcz": Nad rzeką / gdzie most był drewniany /(…)/ Może dzwoniąc łańcuchem / pasą się jeszcze/ białe franciszkańskie kozy nad Wartą / i kołuje nad miastem / dzwon klasztorny i dzwon farny / jakby ścieliły gniazdo. Motyw mostu pojawia się także w kolejnym wierszu Jerzego Grupińskiego, zatytułowanym „Łabędź". Tu nawiedzamy sławny wroniecki bar „u Pity", w poincie wiersza czytamy: (…) w barze u Pity / nie konkuruję z facetem – artystą / który za kufel piwa / wkłada do nosa gwóźdź / i wyjmuje go na języku". Most rozciąga się też między strofami w „Wierszu żydowskim": Przez drewniany most boso / biegliśmy na podpalonych stopach / na Żydowską Górę / gdzie las i piach rodził / trójkątne grobowe kłódki / Na Górę z której wydzierali płyty / i marmury pełne dziwnych liter.
Ów motyw wronieckiego mostu zazębia się w czasoprzestrzeni z dźwiękiem dzwonu dzieciństwa, który bije głośno w wielu kolejnych linijkach tekstów, pisanych ręką autora - na przykład w wierszu „Znów o Fauście" - „Znów o Fauście słyszę piosenkę / z mego chłopięcego wiersza / o głodnym dzwonie / chodzącym po horyzoncie)". Dzwon słychać także w „Wierszu dla Matki" – „Bo na łąki chwalcie umajone/ śpiewa klasztorny dzwon" oraz w „Wierszu – patyk w ciemną wodę" – „Rzeka i mgła znad rzeki / Głos dzwonu Wiosenne kry / jakby twarze umarłych płynęły / na cmentarz(…)". Pojawia się również motyw klasztoru i jego okolic („klasztorny strych" i „klasztorne kasztany" w „Wierszu o pasterzu"), czy „klasztorna kruchta" w utworze „Znów o Fauście". Autor z rozrzewnieniem wspomina wronieckich Żydów w „Wierszu żydowskim": Po brukach / po kocich łbach wiersza / dzwoniąc trepkami / wciąż chodzą / Żydzi z naszego miasteczka /(…)/ Krótką i Krętą / gdzie stary cheder i bóżnica / Wodną ku Warcie mego wiersza / na Trąbki w święto Szofar / idą Żydzi z naszego miasteczka /(…)/ Stodołową i Przełazkiem / koło kuźni gdzie mackarnia / i cesarska lipa.
Mieszkańcy Wronek i okolic z pewnością bez trudu rozpoznają znajome medaliony pamięci: „Figurę z klasztornej kruchty", „strugę w Gniewomierzu" („Znów o Fauście") i leśniczówkę w Gniewomierzu, „Figurę i napis po bambrze / kikut odrąbanej latarni / gołębnik chlewik na kozę (…)" („Akt strzelisty – wiosenny"), „cmentarz choleryczny, „łąkę po drugiej stronie Noteci / gdzie prom gdzie była śluza" („ Imiona gór granice pól"), gdzie… (…) krzyż na górze stał /(…)/ Gdzie figura i dom topielców / wąskotorówka i skrót na Bzowo – Goraj /(…)/ pieją na dwa głosy / o Kościelnym Kamieniu.
Autor z sentymentem maszeruje po okolicach swych wspomnień, korytarzami pamięci, ponownie nawiązując do Pianówki – choćby w wierszu „Od Goraju po Pianówkę": Od Goraju po Pianówkę / serce moje wciąż / jak pijany zając skacze / po czarnkowskich górkach / Krzyżowa / gdzie uczyłem się kartę / pod palec tasować.
Pachną kwiaty, zrodzone na wronieckiej ziemi, sadzone troskliwą ręką Matki autora – „kielichy irysów" i pelargonie, na podwórzu dzieciństwa stoi warsztat stolarski ojca, niebieskość nieba przecinają skrzydła jaskółki. W domu dzieciństwa autora - „Dziewczynka ze ściany roczna / nasza stuletnia Mama patrzy / Michał Andrzej i pies z porcelany", gdzieś znaleźć można książkę „niewiarygodna i niebezpieczna wielce / rzecz o lataniu na balonach i aeroplanach". Jest i wspomnienie „krzyża / co postawili go pod Smolarami / w ciemną niemiecką noc / hrabia z Goraju i dziad nasz Józef" („Do brata"), majaczą kochane przez wnuka sylwetki, to - „Dziadkowie uroczyście na czarno / poszli po pietruszkę nad Wartę" („Dzwony").
Poeta swym tomem poezji „Kuszenie świętego Poetego", kreśli mapę krainy dzieciństwa, spędzonego wśród uliczek Wronek. I tak jak to miasto nad Wartą, tak książka jego rozcięta jest nożycami pamięci na dwie części. Dwa brzegi miasta, dwie komory serca, siwy Eros i tkliwe obrazy przeszłości, coś więcej niż tylko landschafty dojrzewania małego Jurka - z procą wystającą z kieszeni spodni, skrytą pod ministrancką komżą w koronki, szytą z amerykańskiej sukni matki. Święty Poety kusi, wabi i tylko od czytelnika zależy, na którym brzegu tomiku poetyckiego autora rozpocznie wędrówkę.
Jerzy Grupiński, „Kuszenie świętego Poetego", Towarzystwo Przyjaciół Sopotu 2012.