Pisało o nich wielu – choćby Krzysztof Kamil Baczyński, Ludwik Jerzy Kern, a Jan Brzechwa pouczał, jak trzeba z nimi rozmawiać. Do tego grona najnowszym tomikiem wierszy - „Rozmowy z psem”, dołączył właśnie literat i publicysta Zdzisław Pruss. Psy – bo to o nich mowa, bez problemu zatem rozsuwają ogonem zasłonę dzielącą zwierzęcą rzeczywistość od tej ludzkiej i wkraczają do naszego świata bez żadnych kompleksów. Cztery łapki, Alleluja – i do przodu! Do tego uwodzicielskiego zestawu, który tak działa na naszą psychikę, dodadzą co najwyżej kilka piruetów, zimny a mokry nos, liźnięcie po twarzy i już chodzimy na smyczy ich uroku. Tak, to raczej my na niej chodzimy, a nie one. Nawet w języku polskim umościły sobie wygodne legowisko różne psie związki frazeologiczne, chętnie używane w tekstach przysłowia czy powiedzenia – „być wyszczekanym jak pies”, „tu leży pies pogrzebany”, „zabierać się jak pies do jeża”, „zimno jak w psiarni”. Jest też „psi obowiązek”, są „psy wojny”, „pieskie życie”, „pies ogrodnika” i „pies Pawłowa”.
Według badań TNS Polska aż 48 procent Polaków ma w swoich domach jakiegoś pupila – w 83 procentach przypadków jest to właśnie pies. Czworonogi te mają wielu obrońców, działających w fundacjach, stowarzyszeniach, azylach czy schroniskach. Mass media regularnie nagłaśniają sprawy maltretowania czy praktyk stosowanych przez psie pseudohodowle, coraz częściej powołując się na ustawę o prawach zwierząt. Jak bowiem pisał amerykański pisarz Will Judy – „Kto kopie psa, zbliża swoją duszę do piekła”. Z kolei zdaniem Kornela Makuszyńskiego – „Wielcy ludzie mają zazwyczaj tak wielkie serce, że się w nim zawsze znajdzie miejsce dla uczciwego psa”. Szczególnie ta ostatnia opinia znakomicie świadczy o twórcy tomiku.
Wszyscy to znamy… Zanim jeszcze zobaczymy psa, na ogół pierwszy pojawia się on – Jego Wysokość Ogon. Długi, krótki lub przycięty, ale zawsze kręcący szalonego młynka na widok ukochanego właściciela. Wydawać się może osobnym bytem, funkcjonującym niezależnie od reszty psiego ciała, lecz jest znakomicie z nim zsynchronizowany. Działa bez śrubek, złączek i skomplikowanych, technicznych mechanizmów. Może przeobrażać się w kształcie w spontaniczny znak zapytania, gdy mówimy do psiaka, a on mimo szczerego wysiłku nie potrafi nas zrozumieć. Staje się wykrzyknikiem, gdy pies zauważy w otoczeniu coś ciekawego, co zwróci jego uwagę. Psi ogon to w końcu lasso, na które zwierzak chwyta - z wprawą prawdziwego kowboja, wszystkie nasze humory i emocje. To wirujące śmigło helikoptera, gdy zapraszamy psa na przechadzkę. Jak zauważa Zdzisław Pruss – merdanie ogonem wyzwalają u pupila także pojawiający się w jego domostwie goście. Pies to pełne werwy uszy, które nasłuchują też dźwięków szeleszczących (a nuż to będą zakazane smakołyki i pan zapomni, że pies nie może ich jeść?).
Rankiem włochaty przyjaciel jest naszym budzikiem i odpowiednikiem trzech mocnych kaw, gdy ściąga z nas ciepłą kołdrę i motywuje do wstania z ciepłego łóżka. Te psie metody na ludzką senność są różne. Niektóre osoby reagują na ponaglające warczenie, inni otwierają oczy, gdy pies znacząco na nich spojrzy, jakby chciał powiedzieć: „No dalej, człowieku! Zamierzasz przespać cały ten obiecujący dzień?!”. Najtwardsi pękają, poddani takiej psiej argumentacji. Psiak chce być na dworze, bo tam można pogonić za przemądrzałym kotem i znaleźć zapomniany plasterek kiełbasy, który wyślizgnął się niepostrzeżenie komuś z kanapki. Świat za drzwiami naszego domu wydaje się psu krainą tysiąca i jednego zapachu. Obiecuje przygody, w bezpiecznym towarzystwie właściciela. A ten – jak choćby twórca Zdzisław Pruss, może coś z tych odprysków rzeczywistości stworzyć poetyckiego.
Pies to codzienna kakofonia dźwięków i zapachów, pasja życia, chwile nostalgii i przyjaźń trwająca zwykle dłużej niż samo życie czworonoga. To magiczne rytuały psiej egzystencji – ukochana miska z ogryzionym brzegiem, smycz i zamęczona piłeczka, z której pies zdarł zębami nawet kolor i wyssał jej pierwotny, okrągły kształt. To podziemne korytarze pełne psich skarbów (stara ścierka, z którą mocował się od szczeniaka i smaczna kość, zakopana na gorsze czasy). I właśnie rzeczywistość podobną do takiej, przedstawia nam w swoim tomiku wierszy Zdzisław Pruss. Myliłby się jednak ten, kto oczekiwałby na proste odwzorowanie psio – ludzkiej egzystencji. Autor okrasza swoje wiersze jakąś poetycką magią, ożywia tkankę języka, odnajduje twórcze asocjacje. Darzymy niewytłumaczalną i natychmiastową sympatią psa autora, który choć przedstawiony w tytule tomiku wierszy jako rozmówca, jest tak naprawdę wyłącznie słuchaczem swojego pana. Ale jakim słuchaczem! Doskonałym. Wiemy jak to jest z tymi naszymi ukochanymi czworonogami. Pies słucha komend i poleceń, choćby miał nawet dziwne podejrzenia co do naszego poziomu IQ. Nie kontroluje też stanu naszego konta, by w razie krachu na giełdzie poszukać sobie bardziej obrotnego pana. Psiak to również nasz osobisty, profesjonalny trener fitness – któż jak nie on zadba o codzienną porcję ruchu. Podczas energicznego marszu z naszym zwolennikiem zdrowego trybu życia, tracimy około 300 kalorii. A ile wyzwala się w nas endorfin! W swoim tomiku wierszy Zdzisław Pruss wspomina codzienne wstawanie z psem, dwojako rozumiany stan uniesienia w windzie, wizytę w markecie – gdzie uświadamia sobie, że jest na smyczy / podwyższonego cukru / i zaniżonej emerytury.
Canis familiaris lub canis lupus familiaris – czyli pies domowy, od stuleci symbolizował wierność i czujność. Współcześni ludzie niestety zbyt często lekceważą uczucia swych szczekających przyjaciół i porzucają je w lesie, zostawiają na ulicy nie bacząc na to, że pies nie ma obowiązku znania zasad bezpiecznego przechodzenia przez jezdnię. Czworonogi niejednokrotnie świadomie pozostawia się po wakacjach w schroniskach lub „zapomina” je odebrać. A one tęsknią, spoglądając smutnym wzrokiem przez kraty ogrodzenia. Apatyczne i zalęknione czekają, czekają, czekają. Czasami aż do własnej śmierci. Przecież wystarczy tylko racjonalnie pomyśleć – choćby przewidzieć obowiązki, które towarzyszą posiadaniu psa. Wszyscy zaś potencjalni właściciele tych zwierząt powinni pamiętać, że nawet najsłodszy, najrozkoszniejszy szczeniak kiedyś dorośnie, a w końcu się zestarzeje i wówczas będzie wymagał z naszej strony jeszcze więcej troski. Pies to nie tylko spacer i jedzenie, to również niesprawiedliwe dzielenie się uczuciami, bo on zawsze będzie nas kochał bardziej. Ktoś, kto tego jeszcze nie zrozumiał, może kupić sobie na pociechę psa – zabawkę i w tej roli realizować się jako dumny właściciel. Jeżeli i taki sztuczny pies nie będzie spełniał oczekiwań – zawsze można wyjąć z niego baterie...
Warto odnotować, że dla autora tomiku „Rozmowy z psem”, aktywności wyzwalane podczas kontaktów z ulubionym czworonogiem, są tylko punktem wyjścia do rozważań o kondycji współczesnego człowieka i jego miejsca w świecie. Wiele uwagi poświęca autor zagadnieniu własnego starzenia się, życiowego zanikania i społecznego blaknięcia, które nie oszczędza nikogo. Nie są to jednak typowe senioralne lamentacje. Więcej tu zdrowej ironii, jakże uroczego obiektywizmu. Autor zauważa, że coraz częściej jego życie przenosi się z realiów ulicy na balkon. I jeszcze to narowiste zdrowie… Oto czytamy o bajpasach, endoprotezie, dochodzeniu do siebie, które trwa, trudnościach w spionizowaniu ciała: muszę najpierw popertraktować / z moimi stawami, ścięgnami / łydką i łękotką; muszę co rusz odnawiać układ / o nieagresji / i wzajemnym zrozumieniu. Pomóc może wypicie jakże gorzkiego toastu za zdrowie tych niewdzięcznych kości.
Starzenie się to także często zmniejszenie aktywności w kontaktach z otoczeniem – autor pisze o listonoszu, który już nie przynosi listów poleconych. Spacery z psem są coraz krótsze – właściciel czworonoga musi bowiem regularnie przysiadać, by odbudować nadwątlone siły fizyczne. Autor żartobliwie zauważa: (…) Pan Bóg wiedział co robi / umiar zalecając / tylko przy żyrafie / jakby się / trochę / zagapił. Podmiot liryczny przeglądając kupioną w kiosku gazetę - z pewną wyrafinowanie delikatną ironią zauważa, że odeszły wyłącznie / najukochańsze mamusie / najdrożsi tatusiowie / i niezapomniani koledzy (...). Obawiając się przekroczenia progów krainy seniora, jednocześnie wygląda tego czasu, który przecież nie każdy ma szansę spożytkować. Czuje oto, że będzie mógł się wreszcie / spokojnie położyć / w cieniu / ostatniego zdania. I tu jednak przekora nie opuszcza autora „Rozmów z psem” – choć wygląda odpoczynku, obawia się, że bezczynność może być nużąca – pisze wprost o męczącym nieróbstwie. Ale zanim owa starość nastąpi, codzienność jest dla niego całkiem znośną (pewnie dzięki psiakowi), choć nie bardzo łaskawą panią: przez polipy w nosie / zapomniałem już / jak pachną gladiole / i że olejki są aromatyczne. Choć wychwycić można w tym wierszu i nutkę żartobliwego optymizmu: jedno co mi zostało / z zapachowych doznań / to to / że czuję pismo nosem; ważne bym wyczuł / świnię / którą mi ktoś / z uśmiechem na ustach / podkłada.
Zdzisław Pruss, kojąc swój stres miękką sierścią psiego ulubieńca, zastanawia się także nad mechanizmami własnej twórczości: (…) mój długopis / jak pasterski pies / zagarnia słowa na środek / białej łąki papieru / potem je okrąża / mozolnie obiega / pilnuje, żeby się nie rozpierzchły / a one / stłoczone i bezwolne / zaczynają pobekiwać żałośnie / i z tego beczenia / powstaje kolejny wiersz / o przemijaniu. Autor z rozbrajającą szczerością wyznaje: pisanie / to robota głupiego / do końca nie wiesz / czy ci wyszło / i poszło / jak trzeba. Docenia więc proste czynności, które dają wymierny efekt, jak na przykład obieranie kartofli, pestkowanie wiśni, łuskanie fasoli, łupanie orzechów: tu wiesz na czym siedzisz / i co ciebie czeka. Po tylu latach obfitych w literackie sukcesy i w towarzystwie posłusznego mu, pisarskiego, zziajanego długopisu, nagle znajduje czas, by zadumać się nad niespodziewanie pustą kartką papieru, która ni to zachęca / ni to odstrasza \ i od początku do końca / nie wie czego chce. Odważnie stwierdza, że tylko niszcząc formę, można dojść do treści. Wyznaje też: teraz czuję / ten bezradny długopis / co zawisł nad bezbronną kartką / jak ślepy jastrząb / nad kulawą kurą. Już nie oczekuje od sztuki zbyt wiele, weźmie to, co ona mu podaruje w swej godzinie łaskawości: nie gonię za sławą, ani też za groszem / a i biedy nie klepię / bo mógłbym się spocić. Całkowicie zgadza się ze znaną każdemu z nas tezą, że wszystko ma swój czas. Twórca w zasadzie otwarcie pisze o potrzebie świętego spokoju. Otaczający go ludzie toną pod powierzchnią wyświetlaczy komórek, tabletów, odgradzają się od świata słuchawkami. Pędzą za czymś, gonią, żyją na kilka wydarzeń do przodu. Poeta już nie chce uczestniczyć w tym biegu, to nie jego wyścig – woli celebrować jaśnie panią powolność. Patrzy wprost w oczy owej niszczycielskiej sile czasu i całkowicie ją akceptuje.
Autor „Rozmów z psem” szczerze, z pisarskim talentem, spowiada się ze swoich odczuć, wrażeń. Przyznaje, że prawdopodobnie nikogo z ludzi nie traktował tak czule jak swojego psa: tylko patrzeć jak zacznę mówić / że pies jest / najwierniejszym przyjacielem / człowieka. Po chwili zadumy uspokaja się jednak, czując ulgę: na szczęście / jeszcze się na ludziach / aż tak nie zawiodłem / żeby wygłaszać aż takie herezje / ale kto wie / jak długo wytrzymam. Podmiot liryczny, ośmielony zainteresowaniem ze strony czytelnika, a może od wielu lat nękany przez wyrzuty sumienia, ośmiela się wyjawić swój największy sekret: będąc dzieckiem, na polecenie gosposi, utopił szczeniaki swojej ukochanej Kory. Jakież nietypowe uczucia towarzyszyły temu okrutnemu aktowi rzucania piesków do wody: czuję się jak dziewczynka / rzucająca kwiatki przed procesją.
Amerykański dziennikarz Andy Rooney, zauważył kiedyś z wrodzonym sobie poczuciem humoru, że „Gdyby psy potrafiły mówić, posiadanie ich nie byłoby już tak przyjemne”. Cóż, czworonożny ulubieniec Zdzisława Prussa, twórcy tomiku „Rozmowy z psem”, na szczęście dyskretnie milczy – niczego ze słów swego pana nie potwierdza, niczemu nie zaprzecza. Może właśnie dzięki jego powściągliwej naturze możemy przeczytać wiersze, które w żartobliwym, humorystycznym tonie potrafią dotykać spraw najważniejszych i ostatecznych. Gdyby pies autora odezwał się w wierszach choć jednym słowem, z pewnością ukradłby swemu panu cały literacki show i wszystkie puenty.
Zdzisław Pruss, Rozmowy z psem, Instytut Wydawniczy Świadectwo, Bydgoszcz 2015.