Kazimierze Iłłakowiczównie
Jeżeli latać, to wysoko,
spadać z trzaskiem na ziemię,
która przytomność przyniesie.
Ikarem chcą być poeci.
Pragnienia własnymi rękami złamane,
w tej samej chwili Poetka
nie przestaje tęsknić za spełnieniem.
Zaczynu nie wieńczy dopełnienie.
Tajemnice i milczenie,
gdy bliskich nie ma,
sobie pozostawiona.
Najtrudniej pogodzić osobność i przynależność.
Świat rozdarty jak niebo błyskami piorunów,
ciemność światła zaprzeczeniem,
ucieczki zastępowały ciągłość trwania.
Życie nieustannie przygniatał Brak.
Poznańska grzeczność praktyczna i trzeźwa
nie oswaja, drażni.
Po co wychodzić z pokoju:
otchłań głębiny schodów
pogrąży widzenie.
Barbara i Zofia – nawiedzające cienie,
w myślach o matce
najbliższa liczba jeden.
Bezustanne poszukiwanie
swojego miejsca.
Łaska wiary przychodzi jak zorza:
promieniuje ogromna pomarańcza słońca,
śpiew ptaków niebieskich otwiera dzień
znikającą nadzieją.
Pan jest w odległej doskonałości.
Jeśli świt nastanie,
będziemy wiedzieli dlaczego przyszła noc.
7 stycznia 2014