Archiwum

Wasyl Żukowski - W A D I M

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Dymitrowowi N. Błudowowi


W rozterkę Wadim nagle wpadł:
    Wkrąg step jest niezmierzony,
Przed nim i za nim – obcy świat,
    Okiem nieprzenikniony.
A upragniony kraj jest gdzież,
    Która tam wiedzie droga?
„Nie zwlekaj i nie szukaj – wierz!
    I naprzód, w imię Boga!
Dokąd i jak się udać mam,
    Mój wódz to wie najlepiej!"
Tak on pomyślał – i koń sam
    Wybrał mu drogę w stepie.
I dobry koń, jak gdyby znał
    Właściwy szlak do celu,
Wytrwale na południe gnał,
    Pomimo przeszkód wielu.
Rzuci się w każdej rzeki toń,
    Aż piana się rozpryśnie,
I każdy rów przeskoczy koń,
    Że tylko wicher świśnie.
Czy gęsty ma przed sobą las –
    Jemu to trakt wspaniały,
Czy stromy stok – on z jeźdźcem wraz
    Wleci nań lotem strzały.


I dzień za dniem tak Wadim gna,
    Koń nie ustaje w biegu,
A on gościnę chętną ma,
    Gdy pora jest noclegu.
Czy trafi się na szlaku gród,
    Czy wieś, czy kurna chata,
Wszędzie witają tam u wrót
    Przybysza niby brata.
Życzliwie też podają mu
    Chleb-sól dla pokrzepienia;
W noc ma wygodne łoże snu,
    Rankiem – błogosławienia.
Gdy go dopadnie nocy ćma,
    W lesie czy polu czystym,
Pod głową tarczę tylko ma,
    Śpiąc na łożu rosistym,
Usłanym z wonnych traw i mchu.
    Nad nim gwiazdy błyskały,
A dookoła głowy mu
    Młodzieńcze sny latały.
Zaś wierny rumak, nie śpiąc sam,
    Czuwał wtedy na straży;
Żmija czy groźne zwierzę tam
    Zbliżyć się nie odważy.


Już wiosna opuściła świat,
    Słowik nie śpiewa nocą,
Już przekwitł lipy wonny kwiat
    I niwy już się złocą.
Wreszcie wysoki widać brzeg:
    Dniepr wody swoje toczy.
Wadim zatrzymał konia bieg,
    Obraca wkoło oczy.
W oddali błyszczy jakiś gród,
    Wkrąg łąki strojne w kwiaty,
A bliżej, nad brzegami wód,
    Widać rybackie chaty.
Właśnie chłód miły wieczór słał
    Po całodziennym skwarze,
W oddali bór prastary stał,
    W ostatnich  zórz pożarze.
Zmierzchało; już księżyca blask
    Gęste chmury zaćmiły
I błyskawice raz po raz,
    Niby żmije się wiły.
Wadim od rzeki skręcił w bór
    I w gąszczu się zanurzył,
Lecz ciężkie zwały ciemnych chmur
    Zwiastują bliskość burzy.


I dziki był ten mroczny las;
    Przez konarów sklepienie,
W głąb niebios nie przenikał blask
    I we mgle, niby cienie,
Sterczały pnie potężnych drzew
    Zwieńczone koronami.
W głąb ruszył Wadim; trzasnął krzew
    Pod konia kopytami.
Gałęzie, powalone pnie –
    Wciąż drogę coś zagradza.
Jedne swym mieczem Wadim tnie,
    A drugie koń przesadza.
Nagle nieznany jakiś dźwięk
    Usłyszał Wadim w lesie:
To słodki głos, to jakby jęk,
    To dziki wrzask się niesie.
Krew w nim zawrzała, ruszył w cwał
    Przez gąszcz ponury, ciemny.
Koń dyszał, trzeszczał las i brzmiał
    Wciąż bliżej głos tajemny.
I nagle w dzikim gąszczu tym,
    Jak gdyby z mgły tumana,
Księżycem oświetlona mdłym,
    Otwarła się polana.


I cóż zobaczył Wadim nasz?
    Oto ku niemu zmierza
Olbrzym, odziany niby w płaszcz,
    W skórę dzikiego zwierza.
Z maczugą przez zarośla gna,
    A w mocarnych ramionach
Jakąś dziewicę piękną ma;
    I we łzach tonąc ona,
To z nim nierówny toczy bój,
    To modli się do Boga.
Wtem Wadim głośno krzyknął: „Stój!"
    W stronę dziwnego wroga.
Tamten maczugę z ramion zdjął,
    Nie odrzekł ani słowem
I rozwścieczony, zamach wziął,
    Mierząc w Wadima głowę,
Aż oczy mu nabiegły krwią.
    Koń zręcznie się odsunął,
A cios w potężny trafił dąb,
    Który na ziemię runął.
Wadim swym mieczem z wszystkich sił
    Tak uderzył w tytana,
Że wraz z maczugą padła w pył
    I ręka odrąbana.


Drapieżca z rykiem wściekłym padł
    Pod konia kopytami;
Chciał powstać, nie mógł, strasznie zbladł -
    Ucichł strasząc oczami.
Na zawsze mu zamykał zgon
    Usta wciąż pełne wrzasku,
A próżno martwiejąca dłoń
    Palcami ryła w piasku.
Wadim dziewicy ujął dłoń:
    Jak drżący listek była,
A gdy ją z sobą wziął na koń,
    Ufnie się przytuliła.
„Piękna dziewico, powiedz mi,
    Kto mógł być krzywdzicielem
Urody i dziewiczej czci,
    Gdzie twoi rodziciele?"
„Ojcem mym jest kijowski kniaź,
    Gród Kijów niedaleki;
Miniemy wkrótce gęsty las,
    Ujrzymy brzegi rzeki.
W dole, po skałach, z szumem wód,
    Szeroki Dniepr się toczy,
Na brzegu tym książęcy gród,
    Złoto aż bije w oczy.


Tam cicho mogłam sobie żyć
    Nie zaznając przykrości,
Staremu ojcu miałam być
    Pocieszeniem w starości.
Litewski kniaź, na zgubę mą,
    Pewnego dnia się zjawia
I żądzą wnet zapłonął złą
    Dziki wróg prawosławia.
Wkrótce posłańca swego śle,
    Ażeby po kryjomu
Na Litwę uprowadził mnie
    Z rodzicielskiego domu.
Las niedaleko grodu  był;
    W jego dzikim ostępie
Porywacz się nad Dnieprem skrył.
    O zuchwałym podstępie,
Nikt nie pomyślał nawet w śnie,
    A on, jak wilk wśród dziczy,
Cierpliwie czekał; wreszcie się
    Doczekał swej zdobyczy.
Albowiem zapragnęłam raz
    Zrywać kwiateczki polne,
Z przyjaciółkami poszłam wraz
    Na łąki dookolne.


I niósł się po rosie nasz śpiew,
    Gdyśmy tak kwiaty rwały,
A gdy się trafił jagód krzew,
    Tam żeśmy się wołały.
Już prawie był południa czas,
    Szłam sama; zaroślami
Wiła się ścieżka, gęsty las
    Ciemniał już przed oczami.
Wtem szelest... ktoś tam skrada się...
    Strach obezwładnił nogi.
Ktoś straszny, silną ręką mnie
    Pochwycił – i w las, z drogi.
Jaki mi los gotował on?
    Co by się stało ze mną,
Gdyby nie ty? Wśród obcych stron
    Tęskniła bym daremno.
Z dala od bliskich, gdy ktoś sam,
    Nie zazna już radości
I w bezustannym smutku tam,
    Zwiędnąłby kwiat młodości.
Ojciec złamany bólem swym
    Dowlókłby się do grobu...
Stwórca wybawicielem mym,
    Zło musi ulec Bogu!"


Oto z polany w leśną głusz
    Wjechał nasz rycerz; chmury
Kłębiąc się księżyc skryły już,
    Duszno w lesie ponurym...
Już przez listowie gęste drzew,
    Deszcz wielkimi kroplami
Spływał; łączył się burzy zew
    Z ich cichymi pluskami.
A wtem uderzył wicher w bór,
    Gałęzie się łamały
I kłębowiskiem strasznych chmur
    Niebiosa zakipiały.
Wszystko zawyło... chlusta deszcz,
    Grzmot straszny, trzask za trzaskiem,
Szum wody, wicher niby zwierz
    Ryczy; piorunów blaskiem
Niebiosa zapaliły się.
    Z przodu, z prawa i z lewa,
Rzędami powalone pnie.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.