Tomasz Urbowicz przynależy datą urodzenia do tzw. pokolenia roczników 60–tych, urodził się w 1968 i mieszka w Poznaniu. Przyznam się, że jego książka poetycka „Wielolustro" przy czytaniu wywołuje różne doznania, zawiera wiele świetnych zdań i strof. Jednakże czasem trudno uchwycić sens wierszy, gdyż czasem kolejne strofy czasem wtrącają do wierszy inny punkt widzenia, konstatacje dotyczą czegoś innego, niż tego, co się do tej pory zrozumiało, albo konstatacje, luźno wiszące pomiędzy jedną bardziej zrozumiałą strofą, a następną. Być może jest to metoda twórcza, by zestawić nie do końca pasujące do siebie strofy–puzzle by zobaczyć jaki jest tego efekt sensotwórczy. Poezja z „Wielolustra" przypomina jeden wiersz autora, którego nie pamiętam z nazwiska, z antologii teoretyczno–socjologiczno–krytycznej pt. „Postmodernizm" pod redakcją Ryszarda Nycza, gdzie jeden z apologetów, czy komentatorów zjawiska postmodernizmu przytaczał wiersz, który uznał za postmodernistyczny, gdyż składał się z kilku oddzielonych zdań, które nie do końca się ze sobą wiązały. Wydaje mi się, że ta trudność lektury wielu wierszy Urbowicza stąd właśnie wynika i to od samego początku tomiku „Wielolustro", od wiersza „Sen". W połowie wiersza zbudowana jego czytelnicza interpretacja, zalążki sensu doprawdy się rozpadają, gdyż wchodzi do wiersza całkiem inna tematyka, być może powiązana, być może nie z początkiem. Ale tu już czytelnik raczej rozstrzyga. Wiersz „Sen" rozpoczyna się od krótkiej strofy, składającej się z dwu wersów, w którym są cztery wyrazy: „Lilie adorują / gliniany wazon". Potem następna strofa jest komentarzem, przypisem do pierwszej. Wazon zostaje określony „królem państwa", „w którym mieszczanie / nie depczą ułamanych traw". A więc wiersz zaczyna się od razu od przenośnie określonego widoku wazonu z liliami. Lilie są zaś porównane do mieszczan. Poeta ukazuje wazon jako idealne, utopijne państwo, skąd „nie dochodzi (...) jęk miażdżonego sumienia". Następnie następują dwie strofy – w jednej jest refleksja na temat bezdomności, a w piątej wspomnienie głodu i popielniczki. I tutaj nas trochę zaskakuje to wtrącenie, bo skąd nagle popielniczka z głodem biorą się w tym wierszu, jeśli mamy tu opis państwa – ważona. I musimy sobie radzić, czy na przykład popielniczka jest jakimś dalekim krajem, czy na przykład granicznym. Ostatnia strofa to powrót do lilii, w tej strofie czytamy o chęci „odtworzenia choćby jednego / liliowego snu". No i sami sobie musimy odpowiedzieć co znaczy „liliowy sen". Wiersz kończy się jakby otwartą strofą, kolejną metaforą, niż ostra pointą, no ale ja do końca nie wiem o co w tym wierszu chodzi. I trochę szkoda, bo w „Śnie" ukazany jest cała umiejętność poetyczna Urbowicza – umiejętność obserwacji, uprawiania metaforycznych konstrukcji na bazie przedmiotów realnie istniejących. Jednakże płaszczyzna kartki, nie odbija wszystkich krawędzi przedmiotów i barw zbyt wyraźnie, a także kolejne przenośnie powodują zaistnienie małej eksklawy epigramatycznej na terenie większego wiersza. W sumie 4 strofa mogłaby zaistnieć na papierze jako osobny krótki epigramat czy aforyzm:
* * *
Bezdomność – wyraz obcy
brzmi zbyt ludzko
więc nie znajdziesz go
w żadnym cywilizowanym słowniku
W wierszu „Dziwnie szybko", który dedykowany jest Bogusławowi Tęczarowi mamy znów zestawienie trzech strof, w których także jest atmosfera niedopowiedzenia, nie dogrania wszystkich wersów do jednoznacznego sensu. W pierwszej strofie mamy refleksję–żart na temat śmierci bakterii, braku kultury i braku obiadu. Wszystko to do końca nie jest dopowiedziane, możemy odczuć, że to coś w rodzaju dowcipu. Potem poetycka kamera przenosi nas na pejzaż za oknem. Wiersz kończy się strofą o świetle. Wszystkie wersy w tym wierszu są niczym słabo umocowane szczeble w drabinie, które grożą wywrotką, gdy chcemy dosięgnąć jakiegoś sensu wiersza. Musimy ryzykować interpretacje, że ten wiersz dotyczy krzywdy i przebaczenia, gdyż kończy się słowem „Przebacz". Np. w „Śnie łodygi" mamy ukazany świat przyrody, a ściślej kopiec mrówek od strony relacji damsko męskich – w jednym miejscu widzimy „legion mrówczych żołnierzy", który zabawia się „z królową", w innej części kopca robotnice są podszczypywane przez inne męskie mrówki. Są to oczywiście antropomorfizacje. Następne 4 strofy to jakby cztery luźne notatki, nie związane z pierwszą strofą dotyczącą „samca modliszki", ani kopcem mrówek. Są tu informacje dotyczące zbliżającej się burzy, krótkie epigramaty wtrącone do wiersza i refleksje na temat samego podmiotu lirycznego, poeta porównuje się do „twardej łodygi", na której czasem „przysiada / zagubiony / motyl". No niestety jak dla mnie takich wierszy, z których można byłoby zrobić dwa lub trzy, które nawet nie umywają się do wierszy awangardowych jest zbyt dużo. Strasznie męczą przy czytaniu, bo wiersz ma pewien rytm, a jak w jednym wierszy mamy wiersz i kilka niedokończonych to ten rytm jest nieco zaburzony. Jednakże nie uważam tego tomu Urbowicza za zupełnie nie udany, w lapidarnych wierszach poeta z Poznania sobie świetnie radzi jak choćby w „Sztuce", całkiem dobrze w udanym różewiczowskim „Upadku", który dotyczy gołębi i skojarzeń z gołębią naturą. Wiele wierszy Urbowicza dotyczy historii i religii. Tomik jest niezły, ale trochę mu brakuje do dobrego poziomu, przede wszystkim poecie zabrakło umiejętności skreślania niepotrzebnych fraz w niektórych wierszach.
Tomasz Urbowicz, Wielolustro, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2013