Po kilku lekturach „Delty Dietla” Marcina Świetlickiego powróciłem do starszych wierszy ze zbioru „Wiersze”, gdyż nie mam wszystkich jego tomików. I od razu zauważyłem, że Świetlicki jako autor wiele się nie zmienił jako poeta. Jednakże unika od jakiegoś czasu tych wierszy, za które chyba nie tylko ja go ceniłem, chodzi głównie o te wiersze, w których czuć było dylematy religijne, gdzie z realizmem tu i teraz spotykały się różne figury i motywy znane z romantyzmu, związane raczej z pracą wyobraźni niż wyczuleniem obserwacyjnym. Brakuje mi też tych wierszy o sporym rozmachu narracyjnym.
Mało ostatnio Marcin Świetlicki pisze wierszy dotyczących spraw damsko-męskich, które zjednywały autorowi „Schizmy” wielu czytelników. Podejrzewam, że ustatkowanie powoduje to, że o pewnych sprawach już nie wypada pisać. Także mniej jest w „Delcie Dietla” nawiązań do filmów, muzyki rockowej. Jednakże wiersze urągające rzeczywistości zaprzedanej różnorakim interesom medialnym, politycznym nadal znajdują się w poezji Świetlickiego, także poeta nadal wiele używa jak wcześniej motywów miasta: „Miasto jest bardzo skromne i nawet samobój / wyglądałby w takim mieście.” („Miasto jest bardzo skromne”). Także odnajdujemy w poezji autora „Zimnych krajów” tzw. wiersze z nazwiskami, w których znajdujemy aluzje, dedykacje do ludzi z kręgów ważnej poezji i krytyki.
Nie stawiam „Delty Dietla” na równi z najlepszymi tomami Świetlickiego, ale także ostatni jego tom wierszy wolę od kilku jego innych, wcześniejszych książek. Co najważniejsze w „Delcie Dietla” są te wiersze, które dodają do ogólnej wizji poezji Świetlickiego jeszcze jakieś określenia składające się na istotę jego pisania, albo które mają taki klimat, którego nawet najmroczniejsi poeci nurtu wyzwolonej wyobraźni wykrzesać z siebie nie mogą. Jeśli chodzi o owo wspomniane przez mnie ważne określenia dotyczące istoty poezji Świetlickiego, to oprócz dawnej nieprzysiadalności, kpiarstwa, postawy skupionej głównie na sobie, mamy wyobcowanie i nietutejszość: „Bo nie stąd jestem. I gdziekolwiek byłem, / byłem nie stąd.” („Nie stąd”) Perspektywa mieszkania w mieście nierodzinnym, poszerza się z wymiaru prywatnego na ogólny. Twórca nie czuje się jak u siebie wszędzie, nie czuje się zakotwiczony. W „Nie stąd” mamy także polemikę i nabijanie się z mieszkańskości Krakowa, które objawia się pianiem po ścianach kamienic, albo klatek schodowych. Czego wiersz nie doprecyzowuje.
Wiersz „Wieje, przewraca” za to przenosi nas w klimat nieco odrealniony. Ważnym motywem wiersza są śnione koszmary przez podmiot liryczny: „Biję się z trupem, słyszę / martwe odgłosy, zawieram / kontrakty z trupem, słyszę / szczekanie martwych psów.” Nagromadzenie agresywnej martwoty w wierszu przeraża i przenosi nas w klimat rodem z filmów grozy.
Ciekawy i zabawny za to jest wiersz „Królestwo”, w którym poeta prowadzi dialog z gronem czytelników, interpretatorów: „Po raz kolejny ktoś mi mówi, / że nie rozumiem swoich wierszy. / Najpierw byłem za młody, / żeby je rozumieć. / Teraz jestem za stary”. Głównym tematem dyskusji w wierszu jest to, kto ma większe prawo do interpretacji wierszy, poeta czy czytelnicy i krytycy. Jakiś przywołany w wierszu głos stara się twierdzić, ze wiersze. „Nie są twoje, że są naszą własnością. / Wydałeś je. Jak Judasz.”. Wiadomo, że wiersze po wydaniu istnieją już nie tylko w papierach poety, jego brulionach, szufladach, twardych dyskach, że czytelnicy, którzy zadają sobie trud ich lektury także mają prawo do swoich odczytań. Jednakże uważam, że perspektywa autora też jest bardzo ważna, gdyż często wiersze odnoszą się do jakichś realnych sytuacji, które czytelnik zastępuje uogólnieniem, albo własnym doświadczeniem. Myślę, że obie strony mają równe prawo do upublicznionych wierszy. Tylko twórca zna wszystkie aluzje, a interpretator, prawo jedynie do swoich interpretacji, często nie zważając na głos autora może popaść w nadinterpretację.
* * *
Marcin Świetlicki, „Delta Dietla”, Wydawnictwo EMG, Kraków 2015, ss. 96.