Archiwum

Ariana Nagórska - Rezerwirator

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Malienkij, cyfrawoj riezierwirator (…)
                                                                  riezierwirierował, riezierwirierował,
                                                                  da nie wyriezierwirierował…
                                                                            Z fascynującej mnie piosenki rosyjskiej

          Zaraz na wstępie (dla konkretnych) zaznaczam, że nie wiem, co to jest rezerwirator. Nawet w Internecie, który (poprawnie lub niepoprawnie) informuje O WSZYSTKIM, nie ma na ten temat żadnej wzmianki. Potężny księgozbiór techniczny (w Instytucie „Tornado" niezbędny i obfitszy od literatury zwanej piękną) też kwestii tej nie rozjaśnia. I właśnie dlatego słowo rezerwirator tak mnie ekscytuje, bo można nim wyrazić aluzyjnie bardzo zróżnicowane treści, także nienadające się do publikacji.
          Piosenkę o rezerwiratorze przywiozło z Rosji dwóch oryginałów, którzy na różnych odmianach deskorolek objechali dookoła Morze Czarne. Wywiad radiowy z zakręconymi pozytywnie był (owszem) bardzo ciekawy, ale towarzysząca mu piosenka jeszcze ciekawsza (odlotowcy zawsze wiedzą, co dla innych odlotowców warto do ojczyzny przywieźć). Rosyjski jest jedynym językiem obcym, który w przyzwoitym stopniu posiadłam, jednak meandry linii melodycznej i inne efekty dźwiękowe z tej piosenki poważnie utrudniają pełne zrozumienie słuchaczowi nierosyjskiemu. Nie ulega jednak wątpliwości, że tekst jest nie tylko odlotowy, ale i językowo ekstremalnie kaskaderski, czyli idealny w karnawale dla takiego jak ja odbiorcy. Karnawał zresztą wkrótce się skończy, tymczasem dzięki tej piosence od końca listopada, przez cały adwent, aż do dziś ani razu nie spóźniłam się do znienawidzonej pracy, a i na swym stanowisku prosperowałam przedemerytalnie w zadziwiająco młodzieżowym rytmie. Ten rezerwirator riezierwirieruje nadal bez zarzutu, mimo że refren piosenki konsekwentnie ostrzega, że jednak w końcu nie wyriezierwirierował! Ogólnie piosenka mówi o kobiecie (chyba  imieniem Cher), która nie wymawiała litery „r", i to jej właśnie podarowano to frapujące urządzenie, które ją w jakimś stopniu „zniewoliło". Tyle konkretu załapałam, reszta to już (ku mej radości) same metafory, niedopowiedzenia i żonglerka lingwistyczna. Dziennikarz prowadzący wywiad, chociaż literę „r" artykułował doskonale i zdołał wymówić nazwę urządzenia, nie dał jednak rady wyrazić językowo czynności, którą urządzenie to wykonywało, wykonywało, ale nie wykonało…
          Odtąd gdy widzę w otoczeniu kogoś nierozwojowego, otępiałego, zgnuśniałego, przymulonego, w dołku, na kacu, spowolnionego w kojarzeniu, z oklapniętą wyobraźnią itp. – stwierdzam, że najwidoczniej nie wyriezierwirierował. Taki potrafi wprawdzie rozumowaniem zaskoczyć, ale tylko dlatego, że rozumuje skokami na łeb na szyję. Oto przykład. Pewien internauta w swej wypowiedzi doszedł do wniosku, że żadnych pisarzy nie cenię, nie czytam i nikogo do czytania nie zachęcam po prostu dlatego, że nawet samej siebie [podkreślenie moje] czytać nie lubię. Zgodnie z duchem promującej myślenie pozytywne nowoczesności dawał do zrozumienia, że kto sam siebie nie lubi czytać, ten w efekcie nie czyta NIC! Kto zaś siebie czyta z upodobaniem, ten i innym piszącym okaże entuzjazm! Oj, wygląda mi to na przecenianie ludzkiego potencjału energetycznego. Pula energii (nawet wygenerowanej sztucznie) jest ograniczona. Jak ktoś do siebie podejdzie z entuzjazmem, to już mu na ogół entuzjazmu dla bliźnich nie wystarczy. Tak czy owak, powinnam niby być temu internaucie wdzięczna za mimowolny (bo wynikły z nierozeznania realiów) komplement. Przecież właśnie tak, jak ów „myśliciel" zaleca, sama siebie czytam całkiem chętnie. Od dzieciństwa jednak słusznie (choć staroświecko) uczono mnie, by takie chętki w miarę możności ograniczać, bo mogą całkowicie zablokować ochotę do czytania jakiegokolwiek innego piśmiennictwa poza własnym. Internauta głosił więc moim zdaniem bardzo niepokojący pogląd, że dzisiejsze czytelnictwo „kwitnie" wyłącznie dzięki miłośnikom czytania samych siebie! Taki krańcowy pomyślunek wskazuje, że facet wprawdzie posiadał rezerwirator, ale za mocny w stosunku do potrzeb. Miałam więc do czynienia nie z pozytywnie zakręconym, tylko z definitywnie zaczadzonym.
         Walka postu z karnawałem (od wieków częsty temat np. w malarstwie i rozważaniach antropologicznych) trwa co roku, pokazuję więc na płaszczyźnie języka, po której stronie się opowiadam. W mym jak najbardziej prozatorskim tekście pt. Słodkie życie, bohaterka żyjąca tak, jakby już w znacznej części nie żyła, o swej znajomej M. (podobnej do mnie) mówi:  – Nie przywykła się ograniczać i na pewno ożywi mnie za bardzo. Na to ripostuje jej rozmówca: – Proszę pani, zwłoki da się ożywić, gdy są w letargu, a nie w rozkładzie! W pani przypadku nie pomoże nawet M.! W świecie literackim dla owej M. nie ma jednak rzeczy niemożliwych, natomiast w tak zwanym realu, gdy chodzi (nawet w karnawale) o ożywienie żyjących na pół gwizdka, prezentuję dość daleko idący sceptycyzm. Przede wszystkim każdy z nich we własnym zakresie powinien zorganizować sobie odpowiedni rezerwirator. Dla jednych będzie to szał zakupów, dla innych ocean toastów, dla jeszcze innych romanse, muzyka, lektura, stymulująca ducha kultura itp. Dla najbardziej zrównoważonych rezerwiratorem może być spacerek  np. do lasu (należy jednak zawsze mieć na uwadze, że im dalej w las, tym więcej drzew!). W moim regionie bojący się lasu może pójść nad morze (choć często „ni morze nie pomoże, ni całe Pomorze"). Ja tam nic nikomu nie narzucam. Niech każdy sobie riezierwirieruje we własnym rytmie, byle nie doszło do tego, że nie wyriezierwirierował! Nawet i to jednak nie musi być rozumiane tylko pejoratywnie. Może wprawdzie oznaczać, że ktoś działając i działając nic nie zdziałał, ale też na przykład, że wirował, wirował, ale nie ześwirował.
          Oj, wyobrażam ja sobie, jak TO musi wkurzać wszystkich ciężką myślą wtłoczonych w realia. W kraju niedostatek i bezrobocie, a ta wymyśla jakieś młynki, z których mąki na chleb powszedni i tak nie będzie! „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni"! Jak przed świętami zbierali żywność dla biednych, coś tam (w moim mniemaniu symbolicznie) włożyłam do wystawionego kosza. Dopiero wolontariusze (ku memu zaskoczeniu) uświadomili mi, że nikt aż tyle nie dał! Bez rezerwiratora nie byłoby to możliwe, bo nie przyszłoby mi nawet do głowy, by wyjść z fortecy do sklepu.
          W dobie rozkwitu różnorodnych nauk należy bezwzględnie nauczyć się odróżniać Koziorożca od Jednorożca! Jednorożec to zwierzę bajeczne, w sensie biologicznym nieistniejące (bez rezerwiratora nikt go nie zobaczy!). Natomiast Koziorożec, choć też bajeczny, wcale nie jest takim dlatego, że nie istnieje. Widuje się go, czy ktoś chce, czy nie chce. Tyle że bez rezerwiratora taki punkt widzenia jest ciemny jak tabaka w kozim rogu.
          Na koniec muszę przyznać, że jednak istnieje dziejowa sprawiedliwość! Po wyjątkowo długim karnawale Popielec w tym roku wypada akurat w jedne z moich imienin (5 marca). W taki maksymalnie postny dzionek nawet solenizanci powinni wyłączyć wszelkie rezerwiratory!

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.