Ta cisza ogromna
wrzawą obrzmiała jak
balon nieszczelny
płomieniem nadęty
Poczekam w skowycie
nocnych wilków straży
owiany oplotem gwiazd
i ścięty
Tym tchnieniem obłoków
zamarłych w istocie
harmonii bezruchu
swój kres rozpoznając
Jak tylko goniec
co nie dobiegł jeszcze
z wieścią najgorszą
bez snu umierając
Rozpala ran dreszcze
ukryte miecze
w połyskach
dzwonów bezzębnych
pyskach