Ciemna gardziel zatoki rosła jak ocean nocą
kiedy idzie boso pośród białej piany
Kroki me cichły w wodzie
jak ptaki strudzone
głos się w piachu dławił zawiązany w supeł
Morze przed północą ma kształt martwej ryby
zacierają się brzegi wybielają ości
otwiera się przestrzeń jak nożyk składany
Wszędzie cisza jak w szal owinięta
wabi fale do brzegu
jak ptaki do gniazda
Czoło mam białe i długie niczym maszt okrętu
który niebawem przypłynie do portu
na oczy kładę pobladłe powieki
czas się podkrada pod nie i szykuje do snu
Za chwilę północ
po niej przyjdzie pełnia