Okienko nadziei zamknęło się
a szczelinę słabości uszczelniłem
brakującą płytką hartowanego pancerza
I żadna kobieta nie ma już dostępu
do mego serca by ranić je
cienkim sztyletem złości
Jesteś jak dzika kotka
której daję miseczkę mleka
a ona drapie mnie po rękach
W marzeniach bezsennych
byłaś moim słoneczkiem na niebie
gdy zabrakło tego prawdziwego
Wyrachowany księżyc rzuca długie cienie
gdy stoję na warcie na wysuniętym
posterunku zimnego piekła
Siarczysty mróz patrzy we mnie
do szpiku kości i parzy cienkimi
sztyletami złości w głuchym słońcu nocy
A ja spoglądam w rozpaczy w twarz
zogromniałego księżyca
w twoją bladą twarz
Drgamy zaledwie
na ścianie rozstrzelanego ognia
w żałobnym tańcu sprzeciwu
Cienie nie mają głosu
ręce naszego ognia wykrzykniki
powykręcane w znaki zapytania
Soki trawienne co nigdy
nie zaznały spokoju – milczą
Napięto cieciwę łuku
strunę głosową śmierci
Gdy światło zawodzi
umysł jest uwięziony
w dalekiej stronie mroku