Ryszard Kornacki wydał swoją kolejną poetycką książkę. Tym razem jest to Lublin z pamięci i snu. To 19 tom wierszy tego autora. Poeta pisuje również aforyzmy, opowiadania, wiersze dla dzieci. Jego twórczość jest obecna w Polskim Radiu i Telewizji. Tytuł ostatniej książki mówi sam za siebie – to podróż po rodzinnym mieście, sentymentalny spacer po miejscach pamięci, przechadzka śladami historii. Nie jest to jednak przewodnik po zabytkach, autor nie jest z zamiłowania kustoszem. Jego interesują ludzie. A jeśli opisuje już pałac biskupi, czy wieżę Trynitarską, to tylko z perspektywy przechodnia.
Bo mury nie są tak ważne jak człowiek. Bo to on mieszał do nich zaprawę, on stawiał kamień na kamieniu, zapełniał swoją benedyktyńską pracą płaski onegdaj krajobraz. W wierszu W oczach dziecka Lublin jest labiryntem bram, podwórek, piwnic. Łatwo się tutaj zgubić. Kamienice, kościoły budzą respekt. Ale również gwarantują schronienie. Są w oczach dziecka czułymi olbrzymami. W wierszu tym czytamy:
Moja kamienica
była wielkim dryblasem
pod wąsem
z klasy przerośniętych.
Zresztą wszystko tu było przerośnięte,
nad podziw ogromne
(…)
Najmniejszy z cudów byłem ja
I dobrze że jestem takim do dziś.
Zawsze mogę się schować
w moim mieście rodzinnym.
Zawsze mogę oswajać jego wielkość.
Literackim patronem Lublina jest dla autora Józef Czechowicz. Wspomina go już w pierwszym wierszu (Moje miasto). W Spacerze Lublin pretenduje już do miasta poetów - następców Czechowicza, którzy przechadzają się ulicą Graniczną, czy to pod postacią duchów, czy całkiem żywych wyrobników słowa. Za sprawą wyobraźni autora do tego grona dołączyli - Edward Stachura, założyciele i redaktorzy lubelskich pism (Kazimierz A. Jaworski, Tadeusz Kwiatkowski - Cugow), nawet Jan Kochanowski w towarzystwie krzepkiego nadal Henryka Kozaka. Wszyscy oni wchodzą w twórcze relacje z Kornackim, są ważnym elementem jego tożsamości, pociągają, inspirują. Zwłaszcza wtedy, gdy do głosu dochodzi ponura rzeczywistość. W wierszu W samo południe czytamy - "jestem sam jak pustelnik własnego wnętrza". W zgiełku politycznego bełkotu, absurdalnych wyborów, owa pustelnia wypełnia się cieniami z przeszłości - dobrą literaturą, dawną estetyką. Taka alternatywa pomaga przetrwać autorowi w chaosie i zadymce, pielęgnować świat minionych, bliskich jego sercu wartości. W wierszu tym czytamy:
Idę przez ogrody i pustynie nagrzane
miłością i nienawiścią
Mijam podarte flagi i transparenty
byle jakie hasła podobne są do oszczerstw i kłamstw
Mijam wymarłe miasteczka plugawe myśli i puste
słowa (...)
Jeśli mury stoją pokornie na swoim miejscu, to czas nieustannie pędzi. Wiruje w niezmiennym tempie karuzela pokoleń. "Ulicami chodzą teraz okularnicy nowego dnia" - czytamy w Powtórce z życia. W zgiełku współczesności coraz trudniej odnaleźć poecie stare tropy - ścieżki dzieciństwa, niegdysiejsze pejzaże. Nawet zieleń w miejskim ogrodzie wydaje się mniej soczysta. "Zostałem z tyłu - kulejący zawodnik", czytamy w innym tekście. W Pytaniach autor zastanawia się - "Czy mnie Lublin już nie chce?". Odpowiedz wydaje się prosta - Lublin, uwiedziony mozaiką nowych perspektyw podąża śladami trendów, stylów, mód. Upodabnia się, unifikuje. Traci, zdaniem autora, swój dawny, mieszczański sznyt. Jego tajemnicza aura ustępuje zarazie pospolitości. W taniej oprawie blednie nawet najcenniejszy klejnot. Dotyczy to również ludzi - ich wyjątkowości, zasług, talentów. Dla Kornackiego dawny Lublin jest zmiętą kartką ze starego kalendarza. Istnieje już tylko w rycinach, na pocztówkach Józefa Tarłowskiego. I jeszcze w oczach przyjaciół, świadków lat minionych, których lista obecności niepokojąco się kurczy. W Byliśmy razem czytamy:
A dziś:
Jacek - na Parysa
Andrzej na Granicznej
Jurek zawieruszył się
W tłumie przypadków
Wojtek - już w innym wymiarze
(...)
Ważny jest w tej książce wątek rodzinny (Moja Mama, Pośmiertne, W naszym domu), ale nie mniej istotny życiorys samego poety. Jego pierwsze fascynacje, odrębne postrzeganie świata, świadomy wybór na życie w innym wymiarze. Ten ostatni nie przystaje do społecznych oczekiwań, traktowany bywa pobłażliwie, w kontekście buntu, kaprysu, czasami jednostki chorobowej. Na artystę wywodzącego się z mieszczańskiej tradycji spada specyficzne odium, stygmatyzuje go, wyklucza z większości. Każe wierzyć w jakąś skazę, grzech pierwotny. W wierszu Tym razem rodzinne autor wymienia członków własnej rodziny, ludzi pobożnych, czułych, pełnych empatii. Stawia ich jednak w kontrze do siebie - poety-grzesznika, który porzucając racjonalizm - zawierzył słowu. Ze wszystkich profesji wybrał tą najmniej praktyczną, stojącą na fundamentach wyobraźni, czyli właściwie na niczym. Odnieść można wrażenie, że poeta czuje się winny, bo wszystkich zawiódł. Zamiast budować „na skale" poświęcił własne życie wartościom bez skali - duchom, mgłom, zapachom. Powyższy wiersz kończy konkluzja:
(...)
A oto ja grzesznik największy
ten co uwierzył słowu
bo ono było na początku
i sprzeciwił się mu
bo ono zbliża mnie do końca
Tomik Lublin z pamięci i snu czyta się z przyjemnością. Stylistyka nie przesłania tutaj komunikatu, czytelnik nie musi przedzierać się przez gąszcz metafor. Tak piszą tylko dojrzali poeci, dla których słowo jest nośnikiem konkretnej historii, nie tylko literackich ambicji. Wyjątkowym wierszem, nieco odmiennym stylistycznie jest Jaka siła?. Ale nie przytoczę go tutaj. Niech czytelnik tej recenzji zdobędzie się na wysiłek i kupi sobie niniejszy zbiór. Warto.
Książkę polecam.
Ryszard Kornacki, Lublin z pamięci i snu, Wydawnictwo ZET, Wrocław 2015, ss. 73.