Archiwum

Irena Kaczmarczyk - Swietłana Aleksijewicz na Festiwalu Conrada

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Niespełna tydzień po otrzymaniu Literackiej Nagrody Nobla białoruska dziennikarka Swietłana Aleksijewicz spotkała się z krakowską publicznością w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przywitały ją tłumy, w zdecydowanej przewadze, młodych ludzi. Skromna w wizerunku, obyciu, nie ukrywała przemęczenia.

Na pierwsze pytanie, czy otrzymanie Nagrody Nobla jest dla niej szczęściem, czy może czymś więcej, odpowiedziała: „jeszcze nie wiem, nie wiem co to oznacza, jestem taka sama; szalone dni, szalone; a przede wszystkim to szczęście wymaga bardzo dużo sił”- podkreśliła z uśmiechem.

Po pięciu książkach o człowieku sowieckim, Aleksijewicz pisze teraz dwie książki: o miłości i starości. Miłości, trudnej do zdefiniowania i starości, która jest nieuchronna. „Bo tak naprawdę -mówiła- nasze życie kręci się wokół dwóch rzeczy: miłości i śmierci. Reszta to banał”.

Zwróciła się do młodych na widowni i powiedziała, że mają dużo czasu na miłość, ale nie powinni się spieszyć, bo -  podkreśliła - „warto żyć powoli, warto żyć ze smakiem”.

Co sprawia, że nie udaje się nam być szczęśliwym? - to pytanie nieustannie nurtuje dziennikarkę i stara się wniknąć w tę kwestię w powstającej aktualnie książce. Pytana, czym jest dla niej miłość, odparła, że wymyka się ona wszelkim definicjom. „W miłości są momenty, gdy czujemy, jakbyśmy rozmawiali z niebem czy gwiazdami. Ale życie jest tak urządzone, że ten stan powoli zanika”- zauważyła pisarka.

Nawiązując z kolei do książki o starości powiedziała, że postęp dał ludzkości średnio 20-30 dodatkowych lat życia, ale nie stworzyliśmy jeszcze filozofii starości. Nie wiemy, co z nią robić. „Jedna z moich bohaterek zwierza się, że to najciekawszy moment w jej życiu; a inny mężczyzna, że czuje się wreszcie wolny, bo nie musi uganiać za spódniczkami. A jednocześnie wiemy, że samo odchodzenie jest czymś smutnym”- dodała.

Reporterka ujawniła sposób docierania do drugiego człowieka, zdradziła klucz porozumienia się z nim, by w swej wypowiedzi był autentyczny, szczery, nie bał się prawdy.

„Ja przychodzę do człowieka nie jako pisarz, ale jako człowiek - podkreślała - i wtedy następuje swoiste porozumienie, ludzie zaczynają mówić”.

„Na początku - uzupełniła wypowiedź - trzeba się przedrzeć przez warstwę banałów, aby dotrzeć do sedna, aby mówić o tym, czego nie należy mówić”. Zaznaczyła, że w Rosji ludzie dalej są zastraszeni, boją się mówić prawdę.

„Ludzie chcą rozmawiać, potrzebują pocieszenia i kiedy zyskasz zaufanie, zawierzają ci zupełnie i opowiadają swoje historie, odkrywają swoje porażki, pragnienia, niezrozumienia” - dodała. Trzeba kochać człowieka - podkreślała - chociaż jest bardzo różny i być wobec niego uczciwym. Z takich rozmów składają się właśnie moje książki”.

Dodała jeszcze, że podobnie jak wcześniej - w przypadku nowych książek, chce pozostać wierna swojej metodzie wielogłosowości (polifonii), a własny odautorski komentarz ograniczyć do minimum.„Słucham ludzi, a z fragmentów ich opowieści, jak z kawałków, układam swoje książki jak witraże czy symfonie" - wyjaśniła.
Aleksijewicz  w swoich wypowiedziach skrytykowała aktualną sytuację polityczną w Rosji i na Białorusi. Putin - powiedziała noblistka - nacisnął na najbardziej prymitywne guziki. Zawołał do Rosjan zmagających się z ubóstwem: „Wstańmy z kolan, potrzebujemy armii, żeby odbudować imperium”. Noblistka mówiła dużo o śladach ZSRR, tkwiących w mentalności Rosjan i Białorusinów. Przyznała, że ona  jak i wielu współczesnych intelektualistów krajów postsowieckich spodziewała się, iż wraz z upadkiem komunizmu nadejdzie wolność. „ Tymczasem okazało się, że my intelektualiści siedzący i rozprawiający w kuchniach, nie rozumieliśmy zwykłych ludzi. Czym była dla nich wolność? Czy nie oznaczała po prostu tego, żeby lepiej żyć, kupić kiełbasę, maszynkę do mięsa, samochód? (...) Dziś inteligenci rosyjscy są zagubieni, bezsilni - naród ich nie słucha. Ponieśliśmy porażkę" - stwierdziła. Jej zdaniem, w Rosji „głowę podnosi nacjonalizm" i tęsknoty imperialne, a jeśli pogorszy się sytuacja gospodarcza, może się to tylko wzmóc. Putin ma poparcie większości społeczeństwa.

Pisarka sama siebie uważa za socjaldemokratkę. Nie ukrywała, ze została wychowana w atmosferze komunizmu. Jej ojciec kazał sobie włożyć do trumny legitymację partyjną. Był do końca wierzącym komunistą. Odradzający się w Rosji nacjonalizm, nie wróży niczego dobrego. „Zmierzamy w mroczne czasy. W Rosji znów do głosu dochodzą najciemniejsze i najbardziej prymitywne siły”- mówiła. Nawiązała do swojej książki „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka”, gdzie opisała zjawisko zwane „homo sovieticus”. Usprawiedliwiła się, że nie lubi tego określenia, gdyż jej zdaniem jest pogardliwe, ale przecież „ja też jestem stamtąd”- dodała. Według niej, ludziom w Rosji żyje się dziś o wiele gorzej niż kiedyś, niż "za komuny”. „Wtedy był duch równości. Była wspólnota w biedzie. A dziś jest taki czas pomiędzy. Ludzie są zmęczeni i nafaszerowani propagandą”. Socjalizm - stwierdziła - pasuje do rosyjskiej mentalności. „Rosjanin, to taki człowiek, któremu bardziej niż na własnym bogactwie, zależy na tym, żeby sąsiad nie był bogaty”. Noblistka opowiadając o swoich spotkaniach z ludźmi spostrzegła, że kiedy rozmawia z nimi o Bogu, o duszy to jest pięknie i romantycznie. A, gdy zaczyna się  mówić o Putinie, ludzie zaczynają powtarzać to, co usłyszeli w telewizji. I jedno z drugim się nie klei. „Zła - powiedziała - nie sposób pojąć”.

Gdy zapytano, dlaczego na Białorusi nie ma opozycji wobec prezydenta Aleksandra Łukaszenki, pisarka odparła, że wynika to m.in. z charakteru Białorusinów. „Białorusini są bardzo ostrożnym narodem rolników. Nie chcą wojny, a w dodatku po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie boją się, aby u nich nie doszło do czegoś w rodzaju kijowskiego Majdanu. Myślą sobie: będziemy tak sobie jakoś powolutku, po cichu żyć" Według niej, Łukaszenka jest całkowicie zależny od Putina, gdyż boi się, że ten ostatni „wyniszczy" Białoruś, zakręcając kurki z gazem i ropą naftową. Aleksijewicz stwierdziła, że Rosjanom brak duchowości.

Na pytanie, jak przyjęto jej nagrodę na Białorusi i w Rosji odpowiedziała: „ Zwykli ludzie, Białorusini nie kryli radości, cieszyli się, nawet płakali ze szczęścia. To było wzruszające. Ta moja nagroda ma dla nich symboliczne znaczenie". Prezydent Łukaszenka złożył jej gratulacje dopiero po prezydencie Niemiec i Gorbaczowie. „Putin moją nagrodę przemilczał”- dodała.

Swietłana Aleksijewicz nie jest w Rosji drukowana. Jej książki są zakazane. Nie rozmawia się o nich. „Komsomolskaja Prawda” napisała, że Nagroda Nobla powędrowała do naszego wroga”. Przed Putinem i Łukaszenką jej książki były w programach szkolnych. Teraz, po otrzymaniu Nobla, Łukaszenka przywrócił je do szkół.

Noblistka mówiła też w czasie spotkania o pracy reporterskiej. Podkreśliła, że największe znaczenie ma tutaj uczciwość, umiejętność słuchania, empatia. Jej zdaniem, dobry pisarz, reporter powinien „wybić się ponad banalność, ponad słowa, które słyszy w mediach i od polityków”. Powinien dążyć „do prawdy i do poznania tajemnicy życia”. Nie ukrywała, że jest to bardzo trudne, że niekiedy słyszy się rzeczy, o których nie chciałoby się słyszeć, ale ona przeszła już "próg bólu", zmobilizowała się i doszła do wniosku, że trzeba te wszystkie straszne rzeczy zapisywać. Gdy pracowała nad swoją pierwszą książką „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” (pod tym tytułem odbyło się spotkanie noblistki z krakowianami), usłyszała historie, o których pragnęła natychmiast zapomnieć. Ale wiedziała, że nie może tego zrobić. I ta książka jest właśnie „o tym, o czym nie należy mówić”- podkreśliła. Rozmowy otworzyły ją na wiele ludzkich prawd. „ Te wszystkie głosy, opowiadania, historie zwykłych ludzi składają się na dokumentalny obraz życia, bólu, cierpienia, ale też radości i szczęścia". Reporterka zakończyła 2-godzinną rozmowę z publicznością pięknym mottem: „Idź i pilnuj w sobie człowieka”.

Białoruska noblistka przyjechała do Krakowa na zaproszenie organizatorów Festiwalu Conrada, którego 7. edycja odbyła się pod Wawelem w dniach od 19-25 października 2015. Aleksijewicz została zaproszona do udziału w Festiwalu kilka miesięcy przed otrzymaniem Nobla, podobnie jak kilka lat temu niemiecka pisarka-noblistka Herta Muller. Tegoroczne spotkanie w Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego poprowadził dziennikarz prasowy, publicysta, reportażysta Wacław Radziwinowicz.

 

Swietłana Aleksijewicz urodziła się w 1948 roku na Ukrainie, wychowała się na Białorusi, a pisze w języku rosyjskim. Jest pierwszą reportażystką, która otrzymała literacką Nagrodę Nobla. Uhonorowano ją za „polifoniczne pisarstwo, pomnik cierpienia i odwagi w naszych czasach".  Znana jest przede wszystkim z odważnych książek: o katastrofie w Czarnobylu, radzieckiej interwencji w Afganistanie, udziale kobiet w II wojnie światowej, wojennych losach dzieci czy codziennym życiu po upadku komunizmu. Jej książki zostały przetłumaczone na 22 języki i stały się kanwą licznych spektakli teatralnych oraz scenariuszy filmowych. Pisarka jest laureatką wielu  międzynarodowych nagród. Za swoje książki została 2-krotnie nagrodzona Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego. Do znanych utworów Aleksijewicz należą: „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, „Czarnobylska modlitwa”, „Cynkowi chłopcy",  „Ostatni świadkowie”, „Czasy secondhand".

Kraków, październik 2015

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.