Dawno, a raczej chyba nigdy, nie czytałam tak wstrząsającej a zarazem wzruszającej poetyckiej książki, która nie pozwoliła mi przerwać lektury w dowolnym miejscu. Wrócić do niej potem, niekoniecznie dzisiaj, niekoniecznie jutro. Najpierw zaintrygował mnie tytuł: „Dzidziuś”. Na okładce duże zdjęcie może 3-letniego chłopca o wyrazistych piwnych oczach i ciemnych włosach,w berecie z grubej, przaśnej włóczki. To autor Zdzisław Antolski.
Urodzony w 1953 roku znany kielecki poeta, prozaik, felietonista i krytyk literacki, którego znałam z jego ciekawych opowieści o literackich Kielcach i z innych opowiadań. Ale, jako poeta był mi zupełnie obcy. I oto trzymam w rękach perełkę, świadectwo czasów, doskonale mi znanych, gdyż ja również urodziłam się w Kieleckiem i pamiętam tamte realia oraz siermiężność lat pięćdziesiątych. Ale „Dzidziuś”Antolskiego to nie tylko świadectwo tamtych czasów, to bardzo osobiste intymne wyznanie, najszczersza literacka wypowiedź - spowiedź wyartykułowana głośno i bez zahamowań. O czym autor z Ponidzia opowiada na tych 80.stronach lirycznego pamiętnika? I co sprawia, że napięcie emocjonalne z wiersza na wiersz wzrasta? Co takiego utkwiło w pamięci dojrzałego mężczyzny, że decyduje się prześledzić raz jeszcze skomplikowane relacje rodzinne, wyrzucić z siebie nagromadzony ból, przyznać się do licznych porażek, upokorzeń, odsłonić prawdę niekochanego przez rodziców „dzidziusia”.W wierszu „Szafa” pisze:
Zamiast do kościoła
chowałem się w szafie
przed światem
sukienki mamy
i garnitury ojca
przytulały mnie
miękko dotykały
policzków
Odurzały zapachem
perfum i wody
kolońskiej
Ojcowy kożuch dawał
zaufanie i czułość
rodzinne ciepło
Poeta cierpi z powodu braku zainteresowania ze strony rodziców. Czuje się winien swojego kalectwa, ograniczeń ruchowych, ograniczeń kontaktów z rówieśnikami. Czuje się samotny: "Byłem konikiem garbuskiem / wychudzonym Don Kichotem // Minotaurem zamkniętym / w czterech ścianach biblioteki // wyglądającym zza firanki na drogę / prowadzącą na cmentarz" (Okno).
Podobnych w wymowie tekstów jest w tomie dużo, bo właściwie prawie każdy z nich oscyluje wokół jednego: braku miłości, czułości, wycofania i oschłości matki oraz braku zainteresowania ze strony ojca. Sześćdziesięciokilkuletni spełniony Antolski nie oskarża jednak rodziców. Jego żal nie jest buntem ani też dydaktyczną wskazówką dla współczesnych dawców życia. Jest raczej oczyszczeniem poprzez słowo.
Mama nie żyje od dawna a ja
codziennie oczekuję jej narzekań
wymówek wobec ojca płaczu
omdleń i melancholii
chciałbym zapomnieć ale
mama jest we mnie
(Codziennie)
I rzadko na kartkach książki pojawia się słowo „matka”, najczęściej „mama”. Chyba wtedy, gdy wyraźnie się oburza, jak w tytułowym, zamykającym tom, wierszu:
Nie cierpię tego „dzidziusia”
wmówionego we mnie przez matkę
jest jak zbyt ciasne ubranie
którego nie mogę zdjąć
Grzeczny chłopczyk
słucha się mamusi
i zawsze jej przytakuje
Nie ma swojego zdania
ani własnej woli
jest jak zdalnie
sterowany robot
Nie pije nie pali
nie ogląda się
za dziewczynami
Potulnie zjada obiadek
jaki mamusia ugotowała
nie narzeka że niedosolony
i ohydny w smaku
A wieczorem zmawia paciorek
i grzecznie idzie spać
I nawet we śnie
nie myśli o seksie
(Dzidziuś)
Można by przytaczać bez końca, bo każdy z tekstów zawartych w najnowszym tomie Antolskiego zawiera pigułkę prawdy, jest szczerym wyznaniem poety z dużym dorobkiem literackim, który zdobył się na odwagę nie tylko wobec czytelników, ale wobec siebie. Autentyzm, precyzyjne obrazowanie, oszczędność środków wyrazu i mocna pointa stawia poetę w pierwszym szeregu znakomitych twórców nie skrywających lęków, słabości, kompleksów, które przecież dotykają każdą ziemską istotę. I to niech będzie zachętą do lektury tej niezwykłej książki.
Antolski Zdzisław, Dzidziuś, Adamant, Kielce, 2017, ss. 80.