po odrapanych ścianach
z trudem wspinały się cienie
na zmęczonych palcach dziadka
odcisk krzywej tapicerskiej igły
zżółkła skóra na opuszku kciuka
od papierosów sport krojonych na pół
był kwiecień i kacze jaja wysiedziane przez oszukaną kurę zmieniły się
w stado piskląt żółto-brązowa puszysta czereda skakała do zbiornika
przy pompie na jego brzegu tam i z powrotem dreptała
niespokojna kwoka czy ona wiedziała to co ja teraz
kiedy tak chodzę za wierszami
potem całe lato biegało się na bosaka
mech ciepła trawa szorstki asfalt kamyki rozkrojona tłusta ziemia na polu więc teraz
nie ja żyję w prawdzie tylko moje buty
trzymam świat na grubość podeszwy
na dystans długopisu:
ty jesteś moja kartka moja wiotka tarcza biała zagroda ciszy pusta droga co milczy
naręcza bezdomnych liter przepoczwarzone w zły sen po malowanych ścianach ślizga się obcy cień