noc mija
niespokojna ciemność
rozhuśtana wiatrem
wisi jeszcze w konarach drzew
zanim spadnie na las
gęstym deszczem
*
niepokojąco drży świt
rozdeptywany
odgłosem wielu nóg
zimne rozdygotane dłonie
na próżno szukają
oparcia
*
zamykam powieki
światło pamięci niezmącone mgłą
wybiega za horyzont życia
na zroszoną trawę po której
biegniemy boso do słońca w zenicie
beztrosko i mocno i gorąco
trzymając się za ręce
*
słońce
też samotne
już powinno tu być
dziś
jedyny przyjaciel w podróży
nie może przedrzeć się
przez ostrzał gradowych chmur
*
pusta
mokra
autostrada przez las
dokąd tak pędzę
na wózku inwalidzkim
od kogo aż tak uciekam