Patologie w dziedzinie pracy są oczywiste, bolesne społecznie, deprawujące indywiduum. Należy te wynaturzenia hierarchicznie uporządkować , wyświetlić ich szkodliwość, oczyścić z brudu anty-etycznego. Przynajmniej w sferze procesu redefiniowania pojęcia. Określenie tego co jest pracą należy zasadniczo ograniczyć. Ludzka działalność poszerza się, a nie wszystkie jej przejawy zasługują (nie zasługiwały przez wieki) na to miano. Jej (pracy) definicje są rozdęte ogólnikowością, wielokierunkowe. Użyłem słowa działalność, a jednocześnie twierdzę, że sama świadoma działalność człowieka, nawet trud skierowany na konkretny cel, nie jest automatycznie pracą.
Wiele lat temu (1987 r.) Jan Paweł II w homilii w Gdańsku powiedział „Praca nie może być traktowana jako towar, bo człowiek nie może być dla człowieka towarem, ale musi być podmiotem. Praca otwiera w życiu społecznym cały wymiar podmiotowości społeczeństwa, złożonego z ludzi pracujących. (…) za ludzką pracę trzeba zapłacić i równocześnie: na pracę człowieka nie sposób odpowiedzieć samą zapłatą. Przecież – jako osoba - jest on nie tylko wykonawcą, lecz jest współtwórcą dzieła, które powstaje na warsztacie pracy. Ma zatem prawo do stanowienia również o tym warsztacie. Ma prawo do pracowniczej samorządności – czego wyrazem są również związki zawodowe: niezależne i samorządne. Z kolei praca ludzka – poprzez setki i tysiące (jeśli nie miliony) warsztatów, przyczynia się do dobra wspólnego społeczeństwa. Ludzie pracy – w tej właśnie pracy znajdują tytuł (wieloraki i różnorodny, bo i praca ludzka jest wieloraka i różnorodna) – a więc: tytuł do stanowienia o sprawach całego społeczeństwa, które żyje i rozwija się z pracy." Te słowa w zderzeniu z obecną praktyką „rynku pracy", brzmią anachroniczne, idealistycznie, tracą żywą aktualność. Pachnie klimatem post wojennego, okresu jaruzeliady, przystaje do problemów wschodniego socjalizmu. Teraz „wypatrzenia" tamtego okresu nałożyły się na drapieżność wolnego rynku przy ideowym terrorze relatywizmu i wyzwolił się samoistnie proces sprzężenia zwrotnego. Prawo do postulowanego „stanowienia o warsztacie pracy" ma jedynie właściciel (obojętnie jaki typ posiadania reprezentuje). W tym wszystkim nastąpiło, przyklepane milczeniem w Magdalence, uwłaszczenie nomenklatury PZPR i jednocześnie ekspansja do Polski wielkich korporacji, banków o kapitale obcym (przy panicznej wyprzedaży akcji instytucji rodzimych) i sieci handlowych z ich strukturami dostaw, mentalnością typu kupić – sprzedać, z presją sukcesu osobistego; nota bene przy ogromnym strukturalnym bezrobociu. Entropia transformacji wydała smaczne owoce złudzenia konsumpcją zatruwające strachem o byt materialny całe prawie społeczeństwo przy praktycznie niezmienionej strukturze własności. Tak, własności, bo komuniści traktowali Państwo jak swój folwark. Po 25-ciu latach przemian nic się nie zmieniło. Folwark prl stał się Folwarkiem „zawisłej" III RP.
Fundamentalną sprawą jest w powszechnej degrengoladzie przywrócić pracy właściwej (która jest częstokroć wyśmiewana jako harcerska utopia, autyzm wobec realiów, idealizm dla ubogich w duchu i na rozumie, czyste naiwniactwo), honorowe miejsce pośród najprzedniejszych wartości takich jak miłość i miłosierdzie. Papież-Polak określał ten proces jako „praca nad pracą". Już wtedy nadmieniał, że problem dotyczy również państw dobrobytu, gdzie dochodzi do prymatu, wręcz dyktatu konsumpcji. Ale powiedzmy, że bardzo mocno trzeba ograniczyć pojęcie pracy, aby mówić o niej jako o sakramencie, godność i nadprzyrodzoność sakramentalną, pracy nadawać. Potrzeba uczciwej, ale i wyrafinowanej „sztuki eliminacji" w procesie unicestwiania fałszu w myśleniu i postępowaniu. W nauczaniu Kościoła sakrament to znak, który oznacza i zawiera łaskę bożą. Oczywiście powyższy zamiar można (a być może nawet trzeba) wyłączyć z wymiaru teologicznego przechodząc do sfery humanistyki, antropologii, socjo-techniki, bo to praca stworzyła kulturę, cywilizację i współczesnego człowieka. Ale trudno za pracę w takim ujęciu uznać łgarstwa opłacanego sowicie lobbysty, klakiera, głos parlamentarzysty wbrew sumieniu (jak partia każe), ryzykowny wysiłek złodzieja i malwersanta, „kreatywnego" księgowego, a także „guzikowego" na taśmie produkcyjnej „pracującego" wyłącznie jako mechanizm linii wytwarzania dóbr, niezwiązanego emocjonalnie z procesem i przymuszonego ekonomicznie. Natomiast na każdym stanowisku można pracować tak, aby można było powiedzieć, że dąży się ku prawdzie. Wydrążanie z materii jej pozytywnych, niewiarygodnych wręcz możliwości i „czynienie sobie ziemi poddaną" w sensie nie tylko technicznym jest chwalebne.
Trud niewolniczy, wegetatywny trwa, choć praca nie jawi się obecnie jako kara za grzech pierworodny. Jednak epoka niewolnictwa nadal dyktuje warunki, uzależnia całe masy zbiorowości od możliwości zarobkowania za przywilej życia w obniżonych standardach zdobyczy techniki. W odniesieniu do współczesności wyrugowano adekwatność tego pojęcia, poprzez hucpę języka politycznej poprawności, w chorych kontekstach socjalnych. W kolebce naszej cywilizacji, w świecie antycznym, Platon, Ksenofont, Arystoteles (i legion pomniejszych myślicieli, prawodawców, poetów) uważali pracę za czynnik zabezpieczający byt obywateli. Ponieważ niewolnictwo uznano za instytucję prawną, niewolnicy realizowali to zadanie. Wolni obywatele mieli zajmować się sprawowaniem rządów (na ogół kolegialnie), nauką (indywidualnie), uczeniem innych drogi do cnót i nauk, nabywaniem cnót wszelkich, ćwiczeniami cielesnymi i polepszaniem sprawności w posługiwaniu się orężem, aby bronić państwa-miasta, albo czasem i całego regionu. Cały świat helleński za najwyższe szczęście, wręcz eudajmonię, przyjął życie uczonego i artysty, kotwiczenie się osoby w dziedzinie sztuki i myślowych meandrach. Z podejściem do artystów różnie bywało. Znane są okresy, w których osoby pracujące rękami mogły być podziwiane, ale nie naśladowane przez wolnych obywateli (malarz, rzeźbiarz).
W spadku po Grekach, w Cesarstwie Rzymskim praca fizyczna była w pogardzie, a właściwie pogardzane były osoby ją wykonujące. Cyceron podzielił pracę na licującą z godnością wolnego człowieka i na prace poniżające. Natomiast strukturalne próżniactwo ludzi wolnych wołających „chleba i igrzysk" było akceptowane, przeznaczano ogromne środki publiczne i ze źródeł prywatnych na realizację żądań trzeciej klasy Cesarstwa, plebsu. Zwiedzamy, odkopujemy jeszcze dzisiaj setki, albo i tysiące wspaniałych ruin amfiteatrów do walk gladiatorów, dzikich zwierząt, wyścigów rydwanów czy wystawiania obscenicznych sztuk na poziomie rynsztoka. Oczywiście patrycjusz i equita gardzili ludźmi wolnymi, ale żyjącymi z żebraniny i dotacji imperium, choć dla spokoju społecznego zaspokajali ich żądania i zapewne własną próżność. Ale nie było to wszystko aż tak wyraziste. W ujęciu Cycerona praca rolnika na własnym gospodarstwie nie przynosi ujmy, tylko najemna cuchnie dyshonorem. Podział na senatorów, ekwitów i plebs funkcjonował w Rzymie. Natomiast te rozróżnienia były płynne na prowincji i nawet ta płynność rozlewała się na kastę niewolników pozbawionych jakichkolwiek praw, którzy czasami posiadali dobra materialne i niekoniecznie funkcjonowali na samym dnie społeczeństwa. Na tym tle przytoczmy słowa ówczesnego autorytetu Markusa Terentiusa Warrona: „niewolnik to instrumentum vocale, zwierzę semivocale, a narzędzie pracy to instrumentum mutum" (narzędzie bezgłośne). Prawnik rzymski Ulpianus orzekł w II w. po Chr., że „w prawie cywilnym niewolnik jest niczym, chociaż na bazie prawa naturalnego wszyscy ludzie są równi."
Na tej bazie w świat Imperium Romanum, najwyżej w tym czasie rozwiniętej cywilizacji wkroczyła nauka Chrystusa. „Jeśli ktoś nie chce pracować, niech też i nie je" – podstawą tej reguły z drugiego Listu Św. Pawła do Tesaloniczan jest chrześcijańskie przykazanie miłości bliźniego, z którego jako wniosek oczywisty wynika zakaz wyzysku i wykorzystywania współbraci i kogokolwiek. Dwa z „grzechów wołających o pomstę do nieba" dotykają dziedziny ludzkiej pracy: - wielka krzywda wyrządzona najbardziej niezdolnym do samoobrony (por. Wj 22, 22-23), a także odmowa należnej zapłaty za wykonaną pracę (por. Pwt 24, 14-15; Jk 5,4).
Z tego można sformułować wytyczną dla głoszących Idee: - trzeba być niezależnym materialnie, bo niezależność otwiera przestrzeń do świadectwa. Apostoł Narodów był tkaczem namiotów i pouczał: „A napominamy Was bracia, abyście (w tym) jeszcze bardziej wzrastali i usilnie starali się żyć w spokoju; abyście pilnowali własnych spraw i własnymi pracowali rękami, jakośmy to wam nakazali, iżbyście godnie postępowali wobec obcych i nie zabiegali o cudzą pomoc." Św. Paweł „pisząc o tym, czyni być może aluzję do znanej w starożytnym świecie i popularyzowanej zwłaszcza przez filozofię stoicką tzw. autarkii (samowystarczalności). Nie jest to jednak najważniejsze. Istotne znaczenie ma troska Apostoła o to, aby wśród chrześcijan, do których się zwraca, panowało właściwe zrozumienie chrześcijańskiej zasady sprawiedliwości społecznej, zalecającej własną pracę jako jedyne źródło utrzymania i piętnujące wszelkie próby życia na koszt bliźniego."
Z drugiej strony Chrystus mówi do Apostołów: „Nie troszczcie się zbytnio o życie wasze, o to, co byście jedli, ani o ciało wasze, czymbyście się okrywali. Czyż dusza nie jest ważniejsza niż pokarm? a ciało niż odzienie?" Nacisk w tym passusie jest jednak postawiony na „zbytnio", nie na „wcale". Syn cieśli musiał pracować fizycznie, trzyletni okres nauczania był niebezpieczną pracą proroka, męczeństwo pracą odkupienia. Wolne chwile poświęcał na modlitwę i kontemplację, rzeczy skierowane ku istocie bytowania.
W III –IV w. pojawiły się spontaniczne ruchy konfesyjne: anachoretyczny i monastyczny. Nastąpiło to na Wschodzie i w Prowincjach Afryki Rzymskiej. Chrześcijaństwo przenikało w mentalną i fizyczną tkankę zbiorowości, wręcz nadprzyrodzenie ją zmieniając; również w tę bytującą poza prawem cywilnym – do niewolników. Ruch anachoretyczny powstał na wzór ascezy św. Antoniego Wielkiego (samotnia w Pispir). Rozkwitły wielkie ośrodki pustelnicze w Nitrze, Cele i Scetis, zaowocowały nauką Ojców Pustyni. Anachoretyzm nawet zaczęto zwać semi-anachoretyzmem, ze względu na powszechność duchowego zjawiska. W tym czasie Pachomiusz zakłada pierwszy klasztor w Tabennesi jako zbiorowisko mnichów pod restrykcjami Reguły. Zdjęto odium z pracy fizycznej, bowiem obowiązkowa praca przeplatała się z aktami liturgii i kontemplacją. „Większość mnichów oddawała się w eremach czy klasztorach prostym czynnościom rzemieślniczym. Wybierano przy tym takie specjalności, które nie wymagały kosztownych surowców, warsztatów ze stałym a drogim wyposażeniem, dłuższego przyuczania do zawodu. Nieco inaczej bywało w większych klasztorach (…) w których potrafiono uruchamiać rzadsze specjalności. Najczęściej zajmowano się plecieniem lin, koszy, mat z trzciny i włókien roślinnych. Surowca dostarczała natura, praca miała charakter dość mechaniczny, tak że nie przeszkadzała medytacji i modlitwom." Zajmowano się tkactwem, przepisywaniem ksiąg. To ostatnie zajęcie będzie podstawowym zajęciem mnichów do czasu wynalezienia druku. Przy eremach i klasztorach uprawiano też ziemię, jej skromne płody zabezpieczały pożywienie. Z jałmużny korzystano rzadko i przede wszystkim - niechętnie.
Ora et labora – taką w średniowieczu przepisywano receptę człowiekowi, w teocentrycznym świecie, aby mógł zasłużyć na zbawienie. „Celem pracy ludzkiej jest perfectio operis i perfectio operantis — stwierdza nauka scholastyczna. Człowiek, doskonaląc swym wysiłkiem twórczym świat zewnętrzny, doskonali i samego siebie."
Ogromne i bolesne wypatrzenia w stosunkach pracy przyniosła rewolucja techniczna XIX w., ale pozorne upodmiotowienie proletariatu w czasach komunizmu było kosmosem obłudy.
Zadanie „pracy nad pracą", a może raczej jak sugeruję zastosowania pojęcia pracy tyko do działań i trudu zmierzających do prawdy jest być może niewykonalne w aspekcie skuteczności. Procesy industrialne i mentalne pod prymatem mediokracji są nieubłagane, pełne dyktatu, trudno odwracalne. Tych barier nie trzeba specjalnie oświetlać w przenicowanej permisywizmem, zdehumanizowanej i atomizowanej zbiorowości, której demokratyczne narzędzia formalne udają opiekuńczość i czułość nawet w wymiarze administracyjnym. Nad sensem pracy wiszą zagrożenia apokaliptyczne. Pisał o tym Norwid, którego zagadnienie pracy żywo zajmowało. Strofa wiersza „Syberie" brzmi:
Wrócicie kiedy? – i którzy? i jacy? –
Z śmiertelnych prób,
W drugą Syberię: pieniędzy i pracy,
Gdzie wolnym – grób!
Mamy sytuację paradoksalną: - naród w ocalonej części przetrwał zabory, wojny, totalitaryzmy, a w stanie teoretycznie pokojowym jest zagrożony odpodmiotowieniem, czyli anihilacją. Praca też może być symboliczną Syberią XXI-ego wieku, kojarzyć się z krzywdą, „podbiegunowym zimnem", knutem na ojczystej ziemi i goryczą emigracji. Niedopuszczalny jest w tej sferze pragmatyzm, który ujmuje użyteczność jako kryterium prawdy. Z takiego podejścia wynika, że skuteczność działania jest miernikiem jego wartości. Prakseologia – „teoria dobrej roboty" była eksponowana w okresie realnego socjalizmu. Na bazie przemyśleń prof. Tadeusza Kotarbińskiego wypromowano typowo propagandowe hasło DORO dostosowane do gospodarki zcentralizowanej przy przewadze wielkoprzemysłowej klasy robotniczej pod batutą jedynie słusznej partii. Ale i u niego można wyczytać, że „zdarzają się czyny tożsame z aktami myślenia" i że „myślenie uczestniczy w każdym działaniu, gdyż uczestniczy w każdym czynie prostym, jako własność istotna umyślnego, celowego, świadomego, dowolnego impulsu." Ale filozof nie poszedł krok dalej, nie powiedział, że akt myślenia bywa tożsamy z czynem, może być czynem.
Zostałem kilka lat temu zatrudniony jako komiwojażer (handlowiec) w firmie outsourcingowej świadczącej ochronę Obiektów, montującą kamery i systemy alarmowe. Właściciel był (a może i jest, mam awersję do sprawdzenia faktu) członkiem zarządu BCC. Zawarto ze mną dwie „umowy śmieciowe", aby obejść ubezpieczenia społeczne, redukować koszty pracodawcy, jednej strony umowy cywilno-prawnej. Pierwsza to umowa fikcyjna, niby za roznoszenie ulotek za 120 zł brutto, druga otwierająca możliwość zapłaty na poziomie najniżej płacy (bez ZUS) i budowy pensji na przyszłość, tak skonstruowana, aby nikomu lepiej zarabiającemu nie chciało się dochodzić swych konstytucyjnych uprawnień. Dyrektor, mój bezpośredni szef w oddziale firmy (założonej w 1991 r.), został wysłany przez pryncypała ze stolicy do Katowic jako handlowy „emisariusz". Kilka lat spał, koczował w siedzibie filii firmy, bezwzględnie walczył. Moje rozstanie z „chlebodawcą" nastąpiło kiedy właściciel (jako warunek dalszej pracy) zlecił montowanie do prywatnych samochodów handlowców-komiwojażerów mobilnego GPS, aby o każdej porze dnia i nocy śledzić ich działania, miejsce pobytu, mobilność. Naruszał prywatność osób, z którymi miał umowy. Odmówiłem. Niestety, tylko ja. Idea solidarności pracowniczej zdechła. Przytoczone realia są sprawdzalne, dowody z rejestracji wyposażenia prywatnych aut w GPS w towarzystwach ubezpieczeniowych są do uzyskania przez właściwe organy.
Arogancki szef, mobbing, dalekie dojazdy (dodam niska płaca) - na to godzi się wielu pracowników. Boją się zwolnienia - informuje "Rzeczpospolita". 46 procent pytanych często spotyka się ze złym traktowaniem i wulgarnymi odzywkami szefa, 41 proc. jest to w stanie znosić by zachować posadę. Z kolei Błąd! Nie zdefiniowano zakładki. w swojej firmie dostrzega 36 proc. Błąd! Nie zdefiniowano zakładki.ów. Tak wynika z badania przeprowadzonego na 843 pracownikach samorządowych i firm prywatnych przez Wydział Nauk Humanistycznych SGGW i Mazowieckie Centrum Profilaktyki Uzależnień w 2010 r. (a sytuacja ulega pogorszeniu). Jak podkreśla prof. Mariusz Jędrzejko z SGGW, podczas rozmów z ankietowanymi okazało się, że strach przed stratą pracy powoduje, iż pracownicy nie reagują na łamanie zasad moralnych - część kobiet zgadza się na molestowanie seksualne – mówi. Choć w dyktacie gender jego definicja jest płynna, subiektywna i może dotyczyć mężczyzn. Trzeba podkreślić, że jeśli tak wielka grupa pracującego społeczeństwa żyje w stanie lęku, to kraj w którym żyją nie jest suwerenny, rządzony dla dobra ogółu. A istnieją jeszcze dwa miliony osób bezrobotnych i sporo ponad milion w wieku produkcyjnym poza granicami Ojczyzny. Lęk nie jest atrybutem wolności, przystaje do oświeconego krypto-niewolnictwa.
Przymykanie oka na uwłaczające traktowanie to nie jedyne wyrzeczenie, które są gotowi ponieść pracownicy. Co trzeci poświęca codziennie na dojazd do pracy ponad dwie godziny, co piąty - ponad trzy. 62 procent zgodziłoby się jeździć jeszcze o 20 km dalej, gdyby od tego zależało zachowanie zajęcia. Dodajmy wszechobecny nepotyzm, układy, ustawione przetargi pod firmę o budżecie wdzięczności, dążenie po trupach do sukcesu, czyli – mówiąc kolokwialnie – rugowanie innych, zapewne bardziej zdolnych; np. nagminne korzystanie przez kancelarie prawnicze i radcowskie z darmowej pracy studentów i osób, które robią aplikacje; traktowanie funduszu socjalnego jako środka dla podwyższenia luksusu bytowania właścicieli itp., itp. Ten tekst w założeniu nie zmierza do wymienienia wszelkich rodzajów i ohydy patologii. Po co nudzić: - każdy nieco jaśniej myślący obywatel Polski ma swoje doświadczenia i dorzuci w akcie refleksji nowe casusy.
* * *
Toczyła się dyskusja twórcza
o gospodarce, o ekologicznej bombie,
ustawowych niuansach grubo szytych.
Oburzeniem łechtaliśmy obciążenie kredytem
i poziom socjalnego minimum
obnażając pułapki samozatrudnienia.
I ktoś - z nas – powiedział:
„sumienie i honor".
Tak po prostu, solą w bystre oczy.
Gdzie Rzym, gdzie Krym?
W pracy jesteśmy! Zamurowało usta.
Powiedział, nie przeprosił…
Zgasła otwartość, uschła
wymiana zdań.
Trzeba znaleźć sposób
na białą owcę
Należy pytać jaki jest sens samego słowa praca, jaki desygnat pojęcia?
Pytać czy sam pot mięśni i wysiłek intelektu wystarcza? Czy SS-man, ubek, sbek, sędziowie skazujący na zamówienie polityczne, katujący, zabijający niewinnych i szlachetnych, czy oni pracowali? Praca to wolna, naturalnie konieczna działalność człowieka, połączona z trudem i satysfakcją, podjęta i pojęta jako działalność świadoma, a mająca na celu, tworzenie użytecznych dóbr, wartości materialnych, ale i duchowych, kulturowych, moralnych wreszcie. Pracą jest działalność gospodarcza, fizyczna (choćby sprzątanie własnego domu), intelektualna, pedagogiczna, naukowa, artystyczna, również służąca godziwej rozrywce - kiedy w niej można dostrzec dążenie ku prawdzie. Sama intencja nie wystarcza, ważna jest szersza refleksja, co się robi, po co, z kim i dla kogo? Przykładowo nie można zbrodniczej działalności tłumaczyć „ukąszeniem heglowskim", faktem demokratycznego wyboru „narodowych socjalistów". Nie można rozkradania dobra wspólnego tłumaczyć, nieodległym w czasie, a obecnie skrupulatnie realizowanym hasłem przemian „bogaćcie się (jak kto może)".
Waga pozytywnego doświadczenia, nabytego w procesie pracy, dla ludzkiej osoby, jest oczywista. Ma wywołać efekty podstawowe:
- zapewnić egzystencję człowieka i jego bliskich na poziomie materialno-wegetatywnym, który zapewnia możliwość realizacji wyższych aspiracji;
- osobowy rozwój przez zawód, który wykonuje lub który przekracza w trakcie samorealizacji;
- winna wyrabiać proces uświadamiania sobie zasadzek etycznych, które czyhają na zaangażowanego człowieka;
- wyrabiać w osobie kreatywność, dociekliwość wobec zasadzek materii i psychiki swojej i drugiego człowieka;
- uświadamiać znaczenie (dobre lub złe) swego działania dla społeczności;
- wytwarzać braterskie związki międzyludzkie lub odwrotnie wyzwalać zdrowy ostracyzm wobec zła.
Te aspekty winne być ugruntowane w najniższej warstwie świadomości społecznej, by doprowadzić do elementarnego ładu i pozytywnej harmonii zarówno w sferze zbiorowości jak i we wnętrzu pojedyńczego człowieka. Ugruntowanie to może być też szkodliwe – rodzić frustrację, kiedy osoba lub ich zbiór nie mogą nic zrobić praktycznie, przeciwdziałać naocznym patologiom ze skutecznością powyżej zera. Dlatego wtedy świadomość może przynieść tylko depresje w kontekście uświadomienia sobie, że jest się trybikiem w rękach machiny, który nic nie może. Prócz wrzucenia nieszczęsnej kratki wyborczej, bądź kolejnego aktu zrozumienia, z której strony psuje się ryba.
"Praca jest jak język – dywagował - ks. prof. Józef Tischner - tu i tam chodzi ostatecznie o tworzenie i właściwe używanie tworów znaczących." . Rozpatrywał morale linii składaczy długopisów. Przykład prymitywny nawet na socrealizm z okresu czterech dekad wstecz. Nie każdy „twór znaczący" jest godny nazwania efektem czyjejś osobowej pracy. Natomiast jest prawdą konstatacja o języku: - Praca mówi. Praca prowadzi dialog z człowiekiem. Człowiek prowadzi dialog ze swoją pracą. Praca prowadzi dialog z innymi osobami procesu pracy. Praca też deprawuje, odczłowiecza. Zaistniał problem pracoholizmu. Stosunki w pracy mówią. Brak pracy krzyczy. Praca z przymusu, marnie wynagradzana, której dorabia się oficjalną ideologię, że najważniejszy jest interes pracodawcy, bo on tworzy i daje miejsca zarobku – obrzydza życie, powoduje migrację do lepiej zorganizowanych państw. Mowa często staje się bełkotem, zaciemnia, zmienia akcenty znaczeń.
Poglądy na pracę Jana Pawła II były twardą cząstką drogi do celu głównego, do stworzenia na Ziemi „cywilizacji miłości", gdzie zacytuję nieco ironicznie i niesprawiedliwie: - „lew będzie legał z jagnięciem". Trochę to utopijne, ale kiedy On to głosił nie wydawało się nierealne, przyjmowało się jako zadanie. Ewokowanie czterech prymatów: - osoby przed rzeczą; - etyki przed techniką; - wysiłku aby bardziej być przed dążeniem aby „więcej mieć": - miłosierdzia przez sprawiedliwością – jest zawsze zapładniające aksjologicznie, konieczne, godne.
Blisko pojęcia pracy jako dążenia do prawdy sytuuje się pojęcie sprawiedliwości. „Jeśli ktoś kocha sprawiedliwość (Iustitia), to jej dziełami są cnoty: wyucza bowiem umiarkowania i roztropności, i sprawiedliwości, i męstwa {tych cnót}, ponad które nie ma nic pożyteczniejszego dla ludzi"
Jeszcze raz podkreślę: - tylko praca pojęta jako świadoma działalność człowieka prowadzona w trybie niezależnym, bez ekonomicznego przymusu i podejmowana jako proces dochodzenia do prawdy jest pracą. Nie znaczy to, że np. naukowiec, który przyjął błędną koncepcję badań i nie osiągnął celu, nie wykonał pracy. Dążył i jego chybienie odkryło, że nie tędy droga. Natomiast ślusarz, który wykonuje czynności remontowe i znajduje rozwiązania usprawniające jego działanie to praca prawdziwa.
Niedomogi etyczne przemian, które nas dotykają, wiążą się z niedojrzałością społeczeństwa, które zachłysnęło się błyskotkami postępu i materializacją sposobu myślenia. A jednocześnie od myślenia samodzielnego dało się odciągnąć, przystając na efekty „polityki ciepłej wody w kranach". Od czasów Stanisława Brzozowskiego tak wiele się zmieniło, że niewiele się zmieniło. Diagnozy sprzed stu lat pasują jak ulał do świadomości i zachowań naszej, niewolnej zbiorowości: „Dzięki temu, iż nie dźwigamy jako samoistne społeczeństwo ciężaru dziejowego życia na dzisiejszym poziomie, zatraciliśmy zmysł dziejowej przyczynowości, głębokiej łączności różnych sfer życia. Przyzwyczailiśmy się rozważać nowoczesną kulturę jako rezultat. Rezultat, z którego bierzemy tyle, ile nam potrzeba dla naszych zredukowanych, przykrojonych na upokarzającą, małoletnią miarę potrzeb społeczeństwa, nie władającego samym sobą, jednostek, które czynią ze swych aspiracji dziejowych niemal wyłącznie indywidualny użytek. – Dlatego nie umiemy myśleć o kulturze jako o wielkim zbiorowym dziele, nie czujemy jej od tej czynnej strony. Sądzimy, że gdy poprzestaniem na pewnych jej stronach, a odrzucimy inne – dowodzimy tem samym swej wyższości, swej swobody wyboru kulturalnych zjawisk."
Sporo, sporo lat pod dyktatem, karki giętkie. Mentalność zaborowa pozostała. Najpierw Moskwa, teraz Bruksela, możny Berlin i jednak butna, postsmoleńska… Moskwa okupująca polskie rejestratory. Kasa z KE dla pozytywnych projektów warunkowana obocznym promowaniem gender. Granty za milczenie! Kwiaty wtykane w żelastwo spalonych, sztucznych kwiatów tęczy ma Placu Zbawiciela – symbol luzu i zdrady wiary ojców. Europejski Parlament. Tu suwerenność!? Dojrzałość?! Bezinteresowna czystość honoru?! Gdzie interes narodowy lub tylko państwowy, do którego reprezentowania jest się wybieranym, ale również przez wybór jest się opłacanym!?
Zejdę z patosu w społeczne niziny odczuwania:
Prezent
Na imieniny dostałem „Kodeks Pracy"
z komentarzem, Ustawami, wytycznymi
samej Rady Ministrów… Otwieram na chybił trafił,
żeby wykazać, że jestem darowizną podniecony.
I czytam głośno: - „z dniem śmierci pracownika
wygasa stosunek pracy".
O! ku… myślę – tekst mocny.
Jako bezrobotny rzeczywiście
przyjmuję dar z sercem zimnym.
Ta uczona ściąga z praktyki życia ,
wciśnięta między „Historię starożytną ziem polskich"
a „Logikę stoików" Matesa
zajmuje teraz 4 cm długości półki.
To taka profi-wędka do łowienia trudu –
żaden teflon patelni na filet ze szczupaka
- „gotowiec" smakowity
bez jakiegokolwiek wątpienia
w sferze
odczuć podniebienia
Podsumowując: - praca , która nie wynika z dążenia do prawdy, powinna nosić odmienne miano, jej efekt koliduje z sensem i godnością źródłowego pojęcia. Np. acarp, odwrócenie nie tylko literowe (anagram), ale przeciwstawność czysto fizyczna: - zamiast z lewej do prawej strony, trzeba fałsz anty-prawdy odczytywać od prawej do lewej.
Kwestia terminu jest otwarta…
Tychy, listopad 2013 r.