(Kontynuacja serii "Szczęść..." z numerów 7–9/2015)
– Przyznaj się Aśka ojcu jak na świętej spowiedzi, kim ty chcesz być w przyszłości? – Aktorką!
– No i dobrze. Maturę zdała, to głowę na karku ma! – wyraził aprobatę Bonifacy Zając. – Gdyby chodziło tylko o głowę, z matematyki bym zawaliła – uśmiechnęła się filuternie aniołkowata blondyneczka. Ojciec klepnął ją z uznaniem w ramię: – Zuch dziewucha! Nie z samej głowy kobita się składa. – Chłop na szczęście z samej głowy też nie! Dzięki temu mamy porozumienie międzyludzkie – wzniośle jak na scenie wyrecytowała anielica. – Właśnie dlatego jest wolą Bożą najpóźniej po maturze iść pannicy za mąż – podsumowała matka. – Wojtek od Walusiaków już dawno sobie naszą Asię upatrzył. Jedyny we wsi zupełnie nietrunkowy.
– No to przecież do aktorki nie pasuje – zauważył Zając – bo gwieździe zawsze jakiś wielbiciel drinka postawi, a taki mąż wtedy co? Będzie ze wstrętu rzygał? – Mnie i bez drinka paw do gardła podchodzi na sam widok tego Wojta, debila po zawodówie! – wybuchnęła Aśka. – Od takiego z dobrym fachem magistry zarabiają dużo mniej, a artysty jeszcze przy tym jak jeden mąż chleją – raz w życiu w miarę trafną obserwacją błysnęła Zającowa. – Szkopuł w tym, że jakby się Aśce na sławną aktorkę nie udało wykierować, to magistry mogą maturzystki nie chcieć, a artysty zechcą skorzystać jeno na dziesięć minut – snuł refleksje przezorny Zając. – Oj, to starą panną zostaniesz! – załamała ręce Kasia, szczęśliwa mężatka z podbitym okiem. – Ty nie filozofuj – popukała się w czoło Aśka – tylko wal do garów, bo jakieś bluzgi słychać od strony spółdzielni. Pewnie twój Antek idzie i lepiej, żebyś miała obiad na czas!
Aśka wcale nie próbowała zdawać do odległej szkoły aktorskiej, bo już w pobliskim miasteczku trafiło jej się dużo większe szczęście. W kawiarence internetowej namierzyła cenny kontakt, uwieńczony kontraktem na przyzwoicie płatną serię zdjęć. Po tej serii przyszły następne i choć nikt we wsi tych zdjęć nie widział, w szerszym świecie chyba je oglądano, skoro Aśka była coraz bogatsza, ojcu kupiła w dobrym stanie samochód i ze wsi zniknęła.
Po roku, bawiąca w Hamburgu Baśka (dawna przyjaciółka Kasi) przysłała do Zająców list, w którym już na wstępie wyrażała dla kariery Aśki „pełny szacun”. Dalej pisała tak: „Wiem, że do skromnych ludzi dużo o sobie gadać nie wypada, ale z radością donoszę, że JA na sukcesie tej gówniary skorzystałam chyba nawet więcej, niż ona sama, choć akurat nie tak, jak Wam się wydaje. Aśka mi nie załatwi sesji zdjęciowej i ją rozumiem, bo przecież widzi, że jestem od niej ładniejsza, choć starsza. Wie też, że ze mnie nie tylko pyszałek bezczelny, ale i leń piekielny, co ma do roboty wszystkie części ciała niechętne. Nastraszyłam jednak mojego magistra-pierdołę, że jak nie będzie więcej zarabiał, to rozpocznę karierę taką jak Aśka, a wtedy… Adieu, grandfather Joseph. Zgred się tak spietrał, że do ciężkich robót budowlanych ruszył z kopyta i już mu finansowo nie narzekam. Jak dziad z wozu, babie lżej za kierownicą. Ale u Waszej Aśki te dziady nie zawsze pracują poza jej wozem”.
9 VII 2015