Demon Południa nad krajem usytuowanym w klimacie umiarkowanym
„W moim dzikim sercu bezdomnie
nocuje wiekuistość"
Rainer Maria Rilke
Strefy klimatów duchowych przesuwają się nieustannie, również w sensie terytorialnym. Aktualnie tyraliera objawów skrajnego południa przesunęła się na linię Bugu i Dźwiny. Zepchnęła do defensywnej niszy zastępy „ciemnogrodzkich" obrońców stałych wartości, zdrowego człowieczeństwa (w pełni jego metafizycznego rozdarcia), a także aurę duchowej pogody, zwykłego zdrowia, choćby było siermiężne, ograniczone do aspektu metaboliczno-cielesnego. Wystarczy żeby na ławie typowego „saloniku" (obojętnie czy w wielokondygnacyjnym bloku, o przewadze tzw. „meneli" nad „normalnie uczciwymi", czy w rezydencji nuworysza), zadomowiło się parę pilotów z „krzemowych dolin": - do tv, domowego kina, wieży i aranżacji oświetlenia: - wystarczy wysoka jakość dźwięku, płyty, MP3 zakotwiczone w uchu i czego tam jeszcze nie wymyśli technologia post-industrialna: - wystarczą wielofunkcyjne rutery, aby stworzyć, a właściwie ulepić z bajtów i bitów, prymitywnego golema: - elektronicznego człowieka. Jak żyć z komórką bez dostępu do netu, a jakże nie tęsknić do czułości dotyku jej ekranu!? Także jak pominąć, ekstatycznie wciągające poza czas i realia tego czasu, komputerowe gry? Jeszcze „jednoręcy bandyci", wróżby i zaklinanie losu: - „to jest to" – przytaczając reklamowy hit Osieckiej z „niezapomnianych" lat siedemdziesiątych ubiegłego szczęśliwie wieku totalitaryzmów klasycznie złych. To są gadżety, które przesłaniają swą atrakcyjnością cel ich oddziaływania i genezę ideologiczną takiego, a nie innego wykorzystywania techniki. Ale gadżety sprawiają, że dryfujemy od siebie samych do negacji ważności swego bytu, ocaleni od problemów w małym światku pozorów życia.
Trzeba sobie uświadomić, że jesteśmy obiektem zmasowanego ataku „Demona Południa" pod postacią przymusu cywilizacyjnego. Piszę „Demona" z dużej litery, bo odczuwam Jego jako osobę, realny byt, upadłego, a w działaniu skutecznego anioła. Piszę „południa" z dużej litery, bo częstokroć żar wpajania nadwiślańskim Słowianom kanonów politycznej poprawności jest bezprzykładnie bezkrytyczny. Nie wystarczyło nam siedmiu grzechów głównych, przystajemy jako jądro narodu na ósmy – gnuśność acedii. Nie należy, co często występowało w myśli teologicznej, utożsamiać acedii z lenistwem pospolitym, który jest siódmym grzechem głównym. Demon Południa sięga głębiej, koroduje sens bytowania człowieka i jego godność. Klasyfikacja grzechów głównych w liczbie siedmiu potwierdzona w Trydencie jest katechizmowo aktualna. Natomiast liczba osiem pochodzi z mistyki wschodu, od Ewagriusza z Pontu.
Ten proces wcielenia grzechu głównego w byt obiektywny, a przy tym zbiorowy, trzeba określić jako materializację, post-nowoczesnej w genezie, gnuśnej otępiałości duchowej (użycie przez mnie pleonazmu nie jest błędem językowym, ale wskazaniem intensywności zjawiska). To prowadzi zbiorowość i pojedyńczą osobę do raju kłamstwa i zepchnięcia w zwierzęcość, ewolucję od człowieka do człowieka z zamrożonym rozumem i uwiądem intuicji skierowanej ku sacrum. Trzeba jednak zaznaczyć, że formą tej gnuśnej otępiałości, może być nadczynność, nadaktywność, pracoholizm, kiedy skierowane są jedynie na intensyfikację wrażeń i zaspokojeń cielesnych, a także prestiżowych w formule „mieć aby być". Człowiek to jest osoba, która potrafi przystanąć, wejść w ciszę własnego serca i na „dnie duszy" spotkać „iskierkę Boga".
Przytoczę obraz poetycki, obraz z piątego kręgu dantejskiego Piekła:
„I to wiedz pewnie, że tam pod osnową
Mokradła, równie mnóstwo ludu wzdycha;
Gdziekolwiek okiem rzucisz po przestrzeni,
Poznasz po bańkach, które nurt wypycha,
Brnąc jęczą: „Smutkiem byliśmy karmieni
Na lubym świecie, który się weseli
W słońcu; gnuśnymi dymy napełnieni
Więc smutek żre nas w błotnej topieli!"
Dante był odważnym mistrzem kwalifikacji osób wg kryterium grzechów głównych. Ponieważ zasadniczo struktura człowieka się nie zmienia, trzeba z tego obrazu wyciągnąć wnioski. Stwierdzenie „gnuśnymi dymy napełnieni/ Więc smutek żre nas w błotnej kąpieli", prowadzi do konstatacji, że i aktualna acedia jest ugruntowana na smutku. A smutek wynika z izolacji form komunikacji człowieka od wątków rzeczywiście egzystencjalnych i metafizycznych, przenikniętych autentyczną miłością, do stanów „pośledniej szczęśliwości".
Cóż, któż to jest ten osobowy Demon Południa? Jego definicje są rozległe, często opisowe, aż sprzeczne wewnętrznie i znaczeniowo. Częściowo pokrywają się z pojęciem acedii rodem z tematyki grzechów głównych, ale zjawisko jest nieporównanie głębsze i podszyte totalitarna podszewką pod futrem padliny wolności. Charakterystyczna, w tym kontekście, jest kulturowa ucieczka od „problemów przeklętych" Dostojewskiego w banalizm medialnie promowanego zła i znośną lekkość rozrywki. Z jednej strony mamy mocne używki seriali tv, a z drugiej tracenie czasu na nadmiar pracy. Jedno i drugie ruguje i ogranicza przestrzeń refleksji.
Kilka lat temu napisałem wiersz, który mówi o tych procesach:
Trendy
Teologowie milczenia Boga
przegrali z fanami Jego cierpliwości.
Głosiciele Sądu
schną na łabędzim łonie lobby
nieograniczonego miłosierdzia.
Promowany jest rozwój Objawienia
- teorie niezmiennej woli Stwórcy
wkłada się między bajki.
Mecz toczył się na jedną bramkę,
niespełna pół wieku.
Gnuśna nadzieja to najlepszy wariant
rozwiązywania problemów,
na których łamie się
trzonowy ząb
intuicji i rozumu
Klasycznym tekstem opisującym działanie demona acedii jest fragment dzieła: „0 praktyce ascetycznej" Ewagriusza z Pontu, mówiący o doświadczeniu mnicha opanowanego przez tego demona: "Demon acedii, nazywany także demonem południa, jest najuciążliwszy spośród wszystkich demonów Nachodzi mnicha koło godziny czwartej i osacza jego duszę aż do godziny ósmej. Najpierw sprawia, że słońce zdaje się poruszać zbyt wolno lub wręcz nie poruszać wcale, a dzień tak się dłuży, jakby miał pięćdziesiąt godzin. Następnie przymusza mnicha, aby ciągle wyglądał przez okno i wybiegał z celi, by wpatrywać się w słońce, jak daleko jeszcze do godziny dziewiątej; albo by rozglądać się tu i ówdzie, czy któryś z braci nie [nadchodzi]. Wzbiera w nim wreszcie nienawiść do miejsca [w którym mieszka], do takiego życia i do ręcznej pracy. I [podsuwa myśl], że zanikła miłość wśród braci, a nie ma nikogo, kto by go pocieszył. A jeśli jest ktoś, kto w owych dniach zasmucił mnicha, to tym także posługuje się demon, by zwiększyć jego nienawiść. Sprawia, że opanowuje go tęsknota za innymi miejscami, w których łatwiej znaleźć to, co konieczne [do życia], i rzemiosło, które wymaga mniej wysiłku, a przynosi więcej korzyści. I dodaje, że podobanie się Panu nie jest zależne od miejsca. Wszędzie bowiem — mówi — można wielbić Boga. Do tego wszystkiego dołącza wspomnienie bliskich i dawnego życia, i ukazuje, jak długi jeszcze żywot go czeka, stawiając jednocześnie przed oczy trudy ascezy. I jak się to mówi, próbuje różnych sztuczek, aby mnich pozostawiwszy celę uciekł z placu [walki]. Żaden inny demon nie podąża za demonem acedii. Tak więc po wygranej walce ogarnia duszę uspokojenie i niewysłowiona radość".
„Leniwy umie wykrzesać sporo energii, żeby odwrócić uwagę od siebie i wytykanych mu braków. Potrafi delikatnie podważyć i obśmiać gorliwość pilniejszych." – pisze dominikanin, Roman Bielecki, rozważając konteksty działania Demona Południa.
Przywołam też autorytet naszego czasu. Odnosząc się do acedii, Cz. Miłosz w „Ogrodzie nauk" pisze: „Nikt już nie potrafi nazwać tej wady po prostu lenistwem i kiedy jak kiedy, ale dzisiaj wróciła do swego pierwotnego znaczenia: strachu przed pustką, apatii, smutku. Nie samotni eremici doznają jednak jej ukąszeń, ale wielomilionowe masy." Tak „wielomilionowe masy". Tyko, że te „masy" składają się z konkretnych osób podmiotów, w których, jak wierzymy, jest cząstka Bóstwa.
Utrata sensu życia i sensu niepozorowanego działania, zagłuszanie pustki, nie jest jakimś fenomenem, który zrodził się na naszych oczach. „Przepędzić czas" – pisze Rilke:
Dziwaczne słowo: przepędzić czas!
Zatrzymać go, to byłoby zadanie.
Bo kogóż to nie trwoży: gdzie jest trwanie,
gdzie w końcu byt w tym wszystkim wszystkich nas? –
Spojrzyj, dzień zwalnia kroku przed przestrzenią,
która ku wieczorowi go porywa:
wstanie zmieniło się w stanie, stanie w leżenie,
i wszystko z własnej woli leżące upływa –
Góry śpią w świetności gwiazd ogromnej; -
lecz w nich także czas jest pełen błysków.
Ach, w moim dzikim sercu bezdomnie
nocuje wiekuistość.
„W moim dzikim sercu bezdomnie nocuje wiekuistość"– kto się pod tym podpisze, kto takiej głębi prócz wybranych jednostek, a właściwie (w ocenie ogółu) podmiotów dewiacyjnych, jeszcze żąda? „Dobrze się sprzedać" - to jest nowy ideał, tak należałoby zacząć nową „Odę do młodości", czy raczej „Odę do radości" Schillera w wersji skorygowanej przez Komisje Eurolandu. Wiersz Rilkego ma już wiek. Jest sędziwy. Był aktualny, jego aktualność narasta, czyli jest proroczy.
Mielizna duchowa rozrasta się, następuje redukcja rozpiętości doznań, które dawniej kwalifikowano jako napięcie między ziemią a niebem, miedzy profanum a sacrum. Podam przykład. Jest taki serial „ Komisarz Alex", wyjątkowo nieudolny, wtórny, głupio naciągany pod gusta degustatorów sobotnich wieczorów. A tu słyszę, że organizuje się po Łodzi wycieczki szlakiem tegoż „komisarza", czyli serialowego psa. Znaczy to, że są rzesze chętnych na taką rozrywkę (gnuśni), a jednocześnie są firmy, które tę chęć wychwyciły i z kretyństwa czerpią zyski (gnuśność aktywistyczna).
Na marginesie głównego tematu tego tekstu, czyli post-nowoczesnej gnuśności zbiorowej, należy jednak przypomnieć, że mamy też cztery grzechy wołające o pomstę do nieba. Są to kardynalne występki burzące ład społeczny. One również funkcjonują operatywnie i mają się znakomicie w społeczeństwie globalnej wioski. Wyliczmy Je: to „bratobójstwo" (Rdz 19,13), „grzech sodomski" (Rdz 19,13), wielka krzywda wyrządzona najbardziej niezdolnym do samoobrony" (Wj 22, 22-23), a także, nota bene, „odmowa zapłaty za pracę" (por. Pwt 24, 14-15, Jk 5,4).
Sam doświadczam ataków i aktów acedii: poczucie bezkresu bezsensu, zakwestionowania sensu swego istnienia i wychodzenia w nieznane w aspekcie duchowym, ale i społecznym. Demon atakuje. Na koniec przytoczę w „mowie nieco wiązanej" przykład postępu, którego doznałem ostatnio pod słońcem Hiszpanii:
Płaz na frontonie
We wielokulturowym tłumie
wysilam oczy,
aby w gmatwaninie ornamentów gotyckiego portalu
wzrok odnalazł rzeźbę
najsłynniejszej żaby Europy.
„To warunek życiowego powodzenia"
- zapewnia pani pilot.
„W Polsce nie ma nic ciekawego,
cóż… kawałek Krakowa? Wawel to obciach,
coś tam jest w Płocku. Breslau to nie Polska" –
słyszę ledwie co emerytowaną panią profesor
od języka ojczystego: - Salamanka, uniwersytet,
żadne Colegium Maius.
Trwa kontemplacja misterium piaskowca.
W podtekście
utrwala
nienawiść do korzeni.
Na szczęście jeden z wycieczkowiczów
stracił kontakt z grupą. Znaczy zgubił się
nie znając języka.
Żaba abdykowała
z tronu zainteresowania
Salamanka, 7 VI 2012