Teren sawanny jest dość równy, trawiasty, porośnięty różnymi gatunkami akacji, baobabem, eukaliptusem, dziką palmą olejową, bobowcem, isoberlinią i wilczomleczem drzewiastym. Zwarcie drzewostanu nie przekracza 10%. Należy podjechać tuż nad ranem, jak najbliżej i jak najciszej do armat, wymijając podczas jazdy drzewa, chroniąc się za ich pniami i rozłożystymi koronami. Wróg jak najpóźniej powinien się o nas dowiedzieć. Jeśli Dinka czują się pewnie i bezkarnie, może w ogóle nie będą pilnować armat. Chyba że obsługę armat stanowią wyszkoleni żołnierze Sudanu – wówczas trudniej będzie ich zaskoczyć. Problem polega na tym, że siły ONZ w Arnetteville posiadają tylko jeden transporter opancerzony w pełni uzbrojony, przywieziony z Polski. Brytyjczycy i Amerykanie operują bowiem tylko samochodami terenowymi o wzmocnionej konstrukcji. I tak, przykładowo, amerykański wielozadaniowy pojazd kołowy, w skrócie HMMWV, potocznie Humvee, (błędnie Hummer) nie był pomyślany jako pojazd bojowy. Wytrzymuje ostrzał z broni kalibru 7,62 mm (czyli kałach) oraz trafienia odłamkami. Odziały pokojowe ONZ nie są przystosowane do zaczepnych działań ofensywnych ani nawet do walki obronnej z siłami pancernymi.
Nasz polski transporter to Rosomak – wysłużona maszyna, wycofana z czynnej służby, lecz bardzo dobrze opancerzona, na burtach posiada otwory strzelnicze dla drużyny piechoty. Z tego powodu, ktoś wymyślił, aby dać go na misję jako wóz rozpoznawczy wraz z dobrodziejstwem inwentarza. Posiada armatę 30 mm i wyrzutnię przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk) Spike – jest to izraelska broń, bardzo skuteczna, produkowana w Polsce na licencji w Zakładach Mechanicznych MESCO w Skarżysku Kamiennej. Jej zasięg to, kurwa mać, niestety tylko od dwóch do czterech kilometrów. Należy więc takim rosomakiem podjechać dość blisko do pozycji wroga, aby strzał był skuteczny. Standardowa załoga składa się z trzech operatorów plus ośmiu osób piechoty. Mamy jeszcze dwa inne rosomaki: dano nam je jako pojazdy ewakuacji medycznej spod ognia wroga. Na burtach mają wymalowane czerwone krzyże na białym tle. Oczywiście, jak się domyślacie, pozbawione są jakiegokolwiek uzbrojenia.
Jednak tęgie głowy w sztabie sił pokojowych ONZ (Amerykanin, Anglik i Polak) wymyśliły, co należy zrobić. Po pierwsze: zamalować znak czerwonego krzyża na burtach tych transporterów, po drugie: przełożyć do nich z samochodów marki Hummve dwa ciężkie karabiny maszynowe o kalibrze 12,7 mm oraz jedyną wyrzutnię BGM M220, jaka się ostała. Jej zasięg to około 3,75 kilometrów. Jest to nieporęczna tuba, dlatego, chociaż powinna być na wyposażeniu, pościągano ją ze wszystkich samochodów. Jeden egzemplarz, na szczęście, poniewierał się w amerykańskim magazynie. Być może duch sawanny nad nami czuwa, a przede wszystkim nie da zrobić krzywdy czarnoskórym ludziom z plemienia Nuerów.
Rosomaki zabiorą również trzy drużyny piechoty ze standardowym uzbrojeniem do niszczenia siły żywej (karabinki szturmowe z granatnikami podwieszanymi, granaty ręczne, granaty dymne), jeśli dojdzie do walki z wrogą piechotą. Działania będzie wspierał dron bojowy (też może zniszczyć armaty przy sporym szczęściu i wprawie operatora) oraz dron zwiadowczy. Nie wiadomo tylko, czy zadziała łączność między sztabem a transporterami. Co ważne, jako dowódcy wszystkich trzech kontyngentów, uzgodniliśmy też, że akcja odbędzie się nawet, gdy ostrzał artyleryjski zacznie się szybciej. Być może w tym zamieszaniu i huku, szansa na zniszczenie armat będzie nawet większa.
W czasie gdy polscy mechanicy uwijali się w pocie czoła, aby przystosować rosomaki do walki, przybiegł do mnie niejaki Fallo. Przytargał ze sobą karabinek-granatnik AK-47. Nie obejdzie się tutaj, drodzy czytelnicy, bez odrobiny historii. Rzecz jest w tym, że standardowa broń piechoty, czyli karabinek AK-47 Kałasznikowa, nie posiadał możliwości wystrzeliwania granatów. Postanowiono opracować specjalną wersję takiego karabinka-granatnika, aby wzmocnić siłę ognia drużyny i obronę przed czołgami. Polscy inżynierowie, Leon Chodkiewicz i Stanisław Dwojak, wymyślili granat nasadkowy wz. 1960, Od tego czasu (czyli od 1960 roku) to urządzenie znalazło się na wyposażeniu każdej drużyny w Ludowym Wojsku Polskim. Długo ten granatnik był produkowany w naszym kraju, chętnie kupowany przez kraje arabskie. Stąd też, bardzo popularny nadal jest wśród przywódców islamskich grup terrorystycznych, którzy chętnie fotografowali się z takim naładowanym granatnikiem. Myśleli zapewne, że w ten sposób będą bardziej męscy lub bardziej szanowani wśród podwładnych. Istnieje też teoria, że ma to rekompensować u nich małe wymiary pewnej części ciała.
Fallo przybiegł z takim sprzętem i powiedział, że w razie czego będzie walczył z czołgami. Chciał, aby moi ludzie go przeszkolili w obsłudze. Przecież kiedyś taki sprzęt był na wyposażeniu polskich żołnierzy. Fallo ma tylko, niestety, trzy granaty przeciwpancerne. Powiedziałem mu, że na sucho może sobie u nas przećwiczyć obsługę karabinka z naszym zbrojmistrzem. Nie wolno mu jednak w realnej walce przestraszyć się czołgów i spanikować, bo najlepiej strzelać do nich z bliskiej odległości, 50-100 metrów z ukrycia. W tym przypadku z namiotu. Jak spierdoli w prawdziwej walce i zmarnuje granaty, to będzie czerwoną i wyliniałą dupą orangutana. Bardzo się tym przejął.
W Rosomaku uzbrojonym w wyrzutnię przeciwpancernych pocisków kierowanych (ppk) umieszczona będzie polska piechota, uzbrojona w karabinki szturmowe wraz granatnikami podwieszanymi do niszczenia siły żywej. W dwóch pozostałych będą jechać dwie amerykańskie drużyny piechoty. Transportery nie mogą zostać bez osłony i muszą współdziałać z piechotą, która w każdej chwili może rozwinąć się w tyralierę. Całością dowodzi „stary lis pustynny Afganistanu”, jak o nim mówią, chorąży Tadeusz Wypych.
- Kapitanie, gdy coś mi się stanie, zaopiekuj się moją żoną i chłopcami – odezwał się bardzo poważnym tonem chorąży. Zazwyczaj bardzo wesoły i skory do żartów.
- Masz to u mnie jak w banku, powodzenia Tadziu, tylko nie zderzcie się ze słoniem, gdy będziecie jechać!
- To był żart? Że to niby dobrze, że to szczęście niepomierne, jeśli się z nim zderzymy? – Chorąży zaczął mrugać oczami.
- To nie był żart, Tadziu, uważajcie na słonie, zebry i nosorożce w wysokiej trawie. I obserwujcie dzikie zwierzęta, a przede wszystkim ptaki. Jeśli będą spokojnie sobie stały i żerowały, to dobrze. Gdy nagle zerwą się do lotu, to znaczy, że Dinka czają się na was z granatnikiem nasadkowym lub innym świństwem. Niech piechota się nie leni i obserwuje również przedpole przez otwory strzelnicze, to ważne.
- Ok, ty również trzymaj się, kapitanie, ustrzel jak najwięcej bandytów!
- Dobrej nocy, wyśpijcie się dobrze przed akcją.
Wokół zabudowań miasteczka hałasowała koparka, która wykonywała dodatkowe transzeje, a spychacz robił przedpiersia. Dwie ziemianki, czyli zapasowe punkty dowodzenia, wykonane już były wcześniej. To na wszelki wypadek, gdyż schron pod sztabem wydaje się dosyć solidny, podobnie jak podziemia protestanckiego kościoła. Najważniejsze, to przetrwać ostrzał artyleryjski i moździerzowy. Mnie i Arka nic już nie obchodzi, żaden hałas. Po przygotowaniu ekwipunku, włożyliśmy zatyczki do uszu i zanurzyliśmy się we śnie.
Jest godzina 1.00. Właśnie wyruszają brytyjscy komandosi (dwudziestu ludzi) potem ja, tuż za nimi w zalecanej odległości trzystu metrów. Ostatni rzut oka na obóz: kołowe wozy opancerzone stoją przyczajone na ryneczku miasteczka, niewidoczne z daleka. Rajd kołowych bojowych wozów opancerzonych w kierunku armat wroga odbędzie się dopiero za dwie godziny. Weźmie w nim udział dwudziestu czterech żołnierzy. Obrona Bazy została więc mocno uszczuplona, w razie gdyby wróg zaatakował w nocy. Gwardia Szamana liczy wprawdzie dwudziestu pięciu silnych mężczyzn, uzbrojonych w kałachy, ale oni nie podlegają pułkownikowi Andersonowi. Mają swoje zadania.
- Kapitanie, kapitanie, niech kapitan spojrzy!
- Nie krzycz, co się dzieje?
- Ttam na wieży, to ANIOŁ jest chyba… mój Boże…
- Jasny gwint, to anioł, dawaj lornetkę. Czarnoskóry anioł z białymi skrzydłami!!!
- To dobry znak, nic złego nie może nam się stać – stwierdził Arek pewnym ale roztrzęsionym głosem.
- Tylko nikomu nie mów, bo nikt ci nie uwierzy.
- Gówno mnie to obchodzi, sam widziałem. Był cały w jasnej poświacie. Jak jakiś ateista mi powie, że nie ma aniołów, to dostanie ode mnie centralnie w ryj!