Zaprezentowany latem przez Marię Zabierowską1 obraz zainteresowań i poziomu kultury obecnych studentów poruszył mnie do tego stopnia, że dałam temu wyraz w 3. przypisie do mego głosu w dyskusji „Zwycięstwo mas?”2 pisząc, że jeśli nie jest to tylko licentia poetika, to pora umierać. Użycie go jako argumentacji w dyskusji na temat feminizmu, mętna, pozbawiona logiki argumentacja3, która pojawia się u wielu autorów, budzą mój protest. Wszystko to, a także przebieg dyskusji (w której jakiś porządek próbuje wprowadzić referujący w skrócie podstawową wiedzę o feminizmie Krzysztof Rogucki ) zderzony z faktami rzeczywiście stosowanej wobec kobiet przemocy odsłanianymi w mediach przez te nabierające odwagi, gotów sprawić, że zmienię mój dotychczasowy stosunek do tego ruchu.
Dotąd zawsze uważałam, że najważniejsze uprawnienia wywalczyły już kobietom przez 3 ostatnie wieki sufrażystki, emancypantki i światli mężczyźni 4 oraz kolejne pokolenia feministek, a ten, kto bardzo chce i na chęciach nie kończy, prędzej czy później dopnie swego, choćby płeć stwarzała mu dodatkowe trudności niezależnie od tego czy jest kobietą czy mężczyzną. Potwierdza to uzyskanie w 1906 roku statusu wykładowcy na paryskiej Sorbonie przez Marię Skłodowska-Curie, mimo trudności stwarzanych przez wielu wykładowców mężczyzn. Korzystam ze zdobyczy poprzedniczek dzisiejszych feministek, które zdołały przełamać monopol mężczyzn na wykształcenie, wywalczyły nam prawa wyborcze choć mężczyźni tak bardzo się obawiali , że pójście kobiet do urn naruszy delikatne i subtelne „podstawy ich natury”. Korzystam także z poszerzenia udziału kobiet we wszystkich dziedzinach aktywności ludzkiej, w tym zawodowej, choć wielu mężczyzn dawniej i obecnie usiłuje ambicje kobiet powstrzymać , często metodą ośmieszania.
Moja obojętność wobec feminizmu to niewątpliwie także rezultat trwałego, bo opartego na rzeczywiście partnerskich zasadach, małżeństwa i środowiska, w którym kobiety i mężczyźni z racji wykształcenia i posiadania zawodu zawsze mogli czuć się niezależni, co ułatwia kultywowanie uczucia oraz negocjacje i najtrudniejsze osobiste wybory, bo żadna ze stron nie czuje się wykorzystywana ani upokorzona. Rezygnacja z podjęcia pracy naukowej po studiach, była moim wyborem spowodowanym chęcią posiadania dziecka, po odchowaniu dziecka również moim wyborem, choć w znacznym stopniu wymuszonym stosunkiem męża do propozycji uczelni, który byłby pewnie inny, gdyby nie był to tak odległy od domu Kraków. Nie zdecydowałam się na to, bo choć nie mówił nie, uznał, że musi zrezygnować z funkcji dyrektora. Ta rezygnacja przyszła mi ze znacznie większym trudem, ale nie zachwiała podstawami naszego partnerstwa, bo mąż nigdy nie hamował mego zawodowego rozwoju i nie zaniedbywał swego.
Okazuje się, że mimo korzystnych dla kobiet zmian w ich sytuacji społecznej, obyczajowość w rodzinach, a nawet w miejscach pracy nie wyszła poza zasady dulszczyzny, toteż coraz liczniejsze ostatnio ujawnienia nadużyć siły lub władzy wobec kobiet nie budzi powszechnego potępienia sprawcy, a często przenosi winę na kobietę ujawniającą. Dla wielu mężczyzn to potępienie kłóci się z ich interesem, a przyczyną takich postaw wielu kobiet może być obawa przed odrzuceniem przez mężczyzn lub postrzeganie płciowych ról społecznych zgodnie z „nieświadomym seksizmem” . Tak badacze określają system przekonań, które, nie zdając sobie z tego sprawy, przyjmujemy bez udziału krytycznej refleksji jako nieuchronną konieczność. Akceptujemy różne przekonania związane z tym co kobiety i mężczyźni mogą lub powinni robić, przyjmujemy role wyznaczone przez kulturę. Czasem trzeba zderzenia z inną kulturą, by uświadomić sobie własne zapóźnienie. Pokazuje to rozmowa Pawła T. Felisa z Juliuszem Machulskim w jednym z grudniowych numerów „Gazety Wyborczej”. Mowa w niej o ostatnim filmie J.M. „Ile waży Koń trojański?” jako „…pokucie za „Seksmisję”” , której w USA nie zaakceptowano, ze względu na obraz kobiet. Machulski stwierdza, iż to pomogło mu dostrzec, że choć „Prus napisał „Emancypantki” ponad sto lat temu, ale nasza patriarchalna mentalność przetrwała.”
Myślę, że nie tylko przetrwała, jest stale wzmacniana przez religię katolicką, która wciąż postrzega kobietę jako źródło zła i jej rolę sprowadza głównie do macierzyństwa. Nawet rodzące się wewnątrz kościoła nowsze próby spojrzenia na kobietę spotykają się z odrzuceniem. Mentalność ta dochodzi do głosu w wypowiedziach dyskutantek i dyskutantów.
Nie sposób negować różnic wynikających z płci biologicznej takich jak funkcje reprodukcyjne, hormonalne, anatomiczne - zdeterminowane biologicznie i niezależne od czynników społecznych, ale płeć kulturowa (angielski termin gender) jest konsekwencją oczekiwań wobec obu płci, obejmuje zachowania, postawy, motywy, które dane społeczeństwa uważają za właściwe dla poszczególnych płci w kontekście kulturowym i podlega kształtowaniu. Tak jak płeć biologiczna odnosi się do somatyki, tak płeć kulturowa odnosi się do psychiki. Mamy dwie płcie, ale wiele kultur.
Dla wyrażenia mego stosunku do problemów płci posłużę się koncepcja Yin i Yang pochodzącą z antycznej filozofii chińskiej i metafizyki. Przyjmuje ona dwie pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły, które odnaleźć można w całym wszechświecie. Wszystko może być przez nie opisane. Wzajemne oddziaływanie Yin i Yang jest przyczyną powstawania i zmiany wszystkich rzeczy.
Jedność i równoprawność pierwiastka Yin i Yang pięknie wyraża przedstawiający je znak symbolicznego wyobrażenia stanu wszechświata po rozdzieleniu się pierwiastka Yin symbolizującego m. inn. żeński aspekt natury i Yang, który symbolizuje męski.
Yin i Yang nie wykluczają się wzajemnie, są współzależne, są wewnątrz zróżnicowane, wchłaniają i jednocześnie podtrzymują się wzajemnie, mogą przekształcić się w siebie nawzajem, Część Yin znajduje się w Yang i odwrotnie. Ekstremalne skrajności zmieniają się natychmiast w swoje przeciwieństwo. To pokazuje, że bezwzględne rozgraniczenie między jednym a drugim nie jest możliwe, ale też wskazuje na równowartość i równoprawność obu. Nie tylko dominacja czynnika żeńskiego nad męskim, także męskiego nad żeńskim burzy równowagę. Brak równowagi jest czynnikiem względnym: nadmiar Yang powoduje zmniejszenie się Yin. Pewnie to odbierane jest przez mężczyzn jako zagrożenie i powoduję nieustanny atak na podejmowane przez kobiety próby dochodzenia swych praw. Przecież zabierający głos mężczyźni, np. „zastraszony” Rafał Beger , bronią „archetypu mężczyzny” ( raczej stereotypu! ) i nawołują „Niech Hamletem jest mężczyzna , a kobieta Ofelią.” 5 W myśl tego odrzucone, molestowane, powinny się topić, a nie szukać sprawiedliwości. Wtedy zasłużą na wdzięczność mężczyzn , którzy „wyniosą je na piedestał”, by je skutecznie unieruchomić.
Wówczas kobietom pozostanie zastosować się do rad zawartych w kompilacji, przepraszam „pokłosiu …kilkuset prac naukowych” Teresy Marii Grabińskiej pod tytułem „Redukcjonizm biochemiczny a cywilizacja łacińska”6 i zamilknąć, a może nawet naśladować te, które jako „Mądre kobiety zrezygnowały z prawa głosowania, w wielu cywilizacjach (np. w Imperium Rzymskim, greckich polis itd.), gdyż to zbyt wielka odpowiedzialność”. (!)
Znak ten różnicuje, ale nie dzieli. Czas skończyć z walką płci, są przecież komplementarne.
Dotychczasowe wypowiedzi skłaniają mnie do postawienia następujących pytań:
- Czy fakt upominania się w sumie garstki co odważniejszych kobiet o swe prawa, a nawet założenie Partii Kobiet i organizowanie Manify przypominającej o istnieniu problemów upoważnia do mówienia i pisania o „Szalejącym feminiźmie”?
- Dlaczego opis wulgarnych rozmów i zachowań studentek (!) dokonany przez M. Zabierowską i słusznie drukowany w odpowiedzi na pytanie o kulturę masową jest nagle uznany za przejaw feminizmu, skoro prymitywizm ich kultury bycia, języka i intelektów jest raczej dowodem na to, że znajomość pojęcia i zjawiska feminizmu je przerasta?
- Dlaczego wszelkie próby upominania się o prawa kobiet przez nie same, mężczyzn czy nawet przedstawicieli Kościoła wywołują natychmiastowy atak na te osoby?
Dlaczego autorzy, powołujący się na Stwórcę i Naturę, wyznaczający kobiecie rolę biblijnej niewiasty ( zwracam uwagę, że tego archaicznego już słowa użyła Renata Grześkowiak7 ) równocześnie w upominaniu się kobiet o swe prawa widzą, jak Krzysztof Rogucki, 8„nihilizm kobiecy” , „…ignorowanie różnic między kobietą a mężczyzną” i twierdzą, że to „godzi w fundamenty społeczeństwa i strukturę cywilizacji”, zagraża cywilizacji i kulturze (vide Maria Zabierowska)9 i podnoszą larum jakby nie dowierzali, że te siły sprawcze poradzą sobie?
- Na czym miałoby polegać i jakimi mechanizmami i siłami realizować się owo zagrożenie, skoro nawet nie jest w stanie zagrozić demografii, o czym przekonują postulaty współczesnych feministek domagających się tworzenia prawa i instytucji wspomagających dzietność ?
Na jakiej podstawie w dyskusji funkcjonuje słowo „KOBIETA” jako abstrakcyjne pojęcie uogólniające sądy autorek i autorów na wszystkie kobiety, nawet, gdy są to „zapyziałe”, dawno skompromitowane i odrzucone przez naukę sądy ( kiedyś dotyczące podświadomości) jak ten zaprezentowany przez Marię Zabierowską10(w wywiadzie pod tytułem będącym pruderyjnym sloganem „Kobieta jest zawsze młoda”), że „Kobieta ma pretensje do Pana Boga - z powodu (interpunkcja oryginalna) uposażenia biologicznego.” To taka sama nieprawda, jak zdanie studentki Lilki o mężczyznach „ - Wy jesteście bandyci, gwałciciele, przemoc stosujecie wobec kobiety…”11
Rada bym widzieć jakieś argumenty, badania, statystykę, które pozwalają na takie uogólnienia, bo żyję już długo, a nie spotkałam kobiety z takimi pretensjami ani nie znalazłam podstaw do uogólnienia takiej opinii o mężczyznach. Myślę, że w dyskusji potrzeba więcej dyscypliny, odpowiedzialności za słowo i troski o logikę wywodu. Sądzę, że nie tylko ja nie wiem o jakich prawach mowa w zdaniu Marii Zabierowskiej o mężczyznach :„Nie musieli, gdy kobieta była przede wszystkim stroną fizjologii i miała prawa, ale nie takie.” I o jakim gatunku kobiety mówi określenie M. Z. „…kobiecie - gatunkowi dosłownemu - …”12 Szkoda, że autorka nie wyciągnęła wniosku ze swej odpowiedzi na pytanie rozmawiającego z nią Sf. Pastuszewskiego, bo mówiąc o związku swego stosunku do kobiety z teorią równań różniczkowych spadającego jabłka13 nie zauważyła, że na stosunek kobiety do mężczyzn ma też wpływ droga, nie jako pojęcie w fizyce, lecz ta życiowa. To, jacy mężczyźni stawali na niej od dzieciństwa, kształtuje sąd kobiety o nich i ma on charakter przede wszystkim indywidualny.
Ponieważ Teresa Maria Grabińska pisze „…jeśli któraś z kobiet chce miło, lekko i przyjemnie - czyli ode mnie przesyłkę , to proszę. Seksualne , prokreacyjne dyspozycje kobiet bronią kobietom dostępu do prawdy, nawet w zakresie mówienia.”