Dobrze, że „Akant" wpisuje się w dyskusje, dotyczące, nie tyle rozwoju cywilizacji, a kierunku w jakim ona zmierza. Jesteśmy częścią cywilizacji-my- ludzie, obywatele, Europejczycy, Polacy, pisarze, poeci, inkasenci, profesorowie, ignoranci, aroganci, politycy…. Można wymieniać bez końca lub dodać słowo - wszyscy. Tworzymy naszą cywilizację – my- ludzie, obywatele…wszyscy.
Oznacza to, że naszą codziennością, choć niewielu z nas się nad tym zastanawia, wyznaczamy kierunki, jakimi podążać będzie nasza cywilizacja. Nasze postępowanie, to jacy jesteśmy, jest elementem w cywilizacyjnej układance. Chcesz zmieniać świat na lepsze, zacznij zmieniać siebie. Truizm? Pewnie tak, ale jakże często oczywistości, rzeczy najprostsze, umykają nam lub, co gorsza, sami je komplikujemy.
Zacząłem więc zwracać baczniejszą uwagę na najbliższe otoczenie. W miejscu pracy dostrzegłem, że ludzie zaczynają sobie przeszkadzać. Nie chodzi mi o celowe działania, ale o nastawienie jednych do drugich. Pracownicy, nazywani dawniej „fizycznymi", obecnie „produkcyjnymi", przeszkadzają tym „nieprodukcyjnym". Ciągle czegoś chcą, narzędzi do pracy, odpowiedniego obuwia, a nawet większego wynagrodzenia. Pomyślałem, że warto to zbadać, przyjmując ostrożnie jako metodę badawczą obserwację. Zauważyłem, że „przeszkadzaczy" jest o wiele więcej i na dodatek, każdy z nas nim jest. Przeszkadza klient w punkcie obsługi klienta firmy z pogranicza monopolu. Otóż klienci przeszkadzają niektórym z tych, którzy mają za zadanie im pomagać. Po co ten klient przyszedł, dlaczego składa jakieś reklamacje, czemu chce coś załatwić ? Powinien siedzieć w domu i grzecznie płacić rachunki. Zaintrygowało mnie to na tyle mocno, że postanowiłem rozszerzyć swoje badania na większy obszar badawczy. Wyodrębniałem następne sfery, coraz większe kręgi, gdzie pojawiają się przeszkadzacze. Pacjenci przeszkadzają lekarzom, lekarze - NFZ-owi, rodzice – nauczycielom, pasażerowie – kierowcom, obywatele - politykom. Zaczynamy przeszkadzać sobie nawzajem. Stworzyłem zatem definicję przeszkadzacza:
„Przeszkadzasz to ktoś, kto oczekuje pomocy, usługi, obsługi od instytucji i osób do tego powołanych." Innymi słowy przeszkadzacz ma oczekiwania względem tych, którym nie płaci bezpośrednio za spełnienie swoich oczekiwań. Przeszkadzacze nie występują w sklepach i w punktach usługowych, gdzie bezpośrednio płacą za dokonanie zakupu, wykonanie usługi. W myśl mojej definicji, wszędzie indziej każdy jest przeszkadzaczem, pomimo tego, że tak de facto, każdy z przeszkadzaczy płaci pośrednio za to, aby przeszkadzaczem nie być (chociażby w podatkach, składkach społecznych itp.). Oczywiście jak każda definicja i moja nacechowana jest sporym uogólnieniem, gdyż zdarzają się relacje, w których przeszkadzacze nie występują. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że są i dobrzy, z powołania, lekarze, nauczyciele, urzędnicy, politycy, no może tu się zagalopowałem (wśród polityków - zdarzają się).
Pomyślałem sobie, że jak na dwadzieścia lat demokratycznych przemian nie najlepiej to wygląda. Co gorsza moja teoria dotycząca przeszkadzaczy, gdy już wydawała mi się dopracowana, wymknęła mi się spod kontroli, jak mutujący wirus grypy, gdyż przeniosła się na te sfery życia, gdzie nie powinna występować, chociaż w pewnym sensie zależności w definicji opisane jeszcze zachodzą. I o ile do tego momentu, teoria przeszkadzacza przeze mnie opisana, jeszcze była z pogranicza prześmiewczego oglądu świata, o tyle „po mutacji" tak zabawnie już to nie wyglądało. Przeszkadzacze pojawili się w rodzinach. Dzieci zaczęły przeszkadzać rodzicom, mężowie żonom, żony mężom.
Moja teoria dotycząca przeszkadzaczy jest teorią dotyczącą relacji wymiennych, tzn, każdy, kto styka się z przeszkadzaczem, sam nim może być w innej sytuacji nawet z tą samą osobą. Na przykład: każdy urzędnik, któremu w pracy „przeszkadza" lekarz-petent, może wkrótce stać się przeszkadzaczem tego lekarza jako pacjent.
Prowadzi to do smutnego wniosku, że zaczynamy sobie wszyscy wzajemnie przeszkadzać.
Łatwo jest definiować obserwowane zjawiska, gorzej, że trzeba znaleźć przyczyny ich występowania. Najczęściej przeszkadzaniu towarzyszy znudzenie lub co gorsza irytacja. Kiedy czujemy się znudzeni i poirytowani? Wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni. Przekładając to w najprostszy sposób: jeżeli wszyscy sobie przeszkadzamy, to wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Tu zacznę już wpisywać się wyraźniej w dyskusję pod sztandarem „Dziś". Otóż jesteśmy społeczeństwem przemęczonym. Przemiany, które dokonały się w naszym kraju wymusiły na nas pewne zachowania, które w swej konsekwencji są dość destrukcyjne. Gonimy za czymś czego dogonić się nie da. Żyjemy w stałym napięciu spowodowanym tempem życia i przemianami społecznymi. Boimy się aby nie wypaść z gry, stąd pogoń za pieniądzem, karierą, lepszą jakością życia, pojmowaną jednak dość powierzchownie. Żyjemy szybko, stąd makdonaldyzacja wielu sfer naszej codzienności. Szybciej jemy, szybciej pracujemy i krócej odpoczywamy. Nie mamy na to czasu. To wszystko powoduje, że jesteśmy zmęczeni i bardziej poirytowani. Stąd tak wiele rzeczy nam przeszkadza. Niestety jak wspominałem powyżej, przenosi się to na sfery życia, gdzie ich dysfunkcje mogą mieć katastrofalne skutki. Jeżeli zmęczenie przenosi się na życie rodzinne, to jest to taka właśnie sfera.
Nie mamy czasu dla naszych dzieci. Zbywamy ich troski wykręcając się zmęczeniem i chęcią odpoczynku. I tu pojawia się następny problem - jakości odpoczywania. Nie umiemy tego robić. Jakże w wielu polskich rodzinach żona (mąż) mówi do przeszkadzającego współmałżonka (jednego z przeszkadzaczy) oglądającego telewizję – „mam prawo tu siedzieć" (przed ekranem telewizora), „mam prawo do odpoczynku". Zagłębiamy się w nic nie wnoszące seriale, niekończące się opowieści z pogranicza telewizyjnego kiczu. Oglądamy programy informacyjne, które pod nazwą wiadomości, są niczym innym jak kroniką kryminalną, czy też kroniką wypadków. Telewizja męczy nas na własne życzenie. Obrazy pełne przemocy i czegoś co dalekie jest od estetyki, która powinna łagodzić nasze nastroje. W ten sposób nakręca się spirala. Dzieci pozbawione zaangażowanego nadzoru, przysparzają nam, z czasem, coraz większych problemów. Problemy te wpływają na nasz nastrój, na jakość naszego życia rodzinnego. W odpowiedzi na te troski „ładujemy akumulatory" telewizyjnym chłamem. Szybkie życie powoduje zaburzenia snu, a rano trzeba wstać iść do pracy, a tam czekają przeszkadzacze.
Oczywiście jest w tym wszystkim drugie, głębsze dno. Styl życia jaki jest preferowany, wpływa na zmiany naszych dotychczasowych wartości. Coraz więcej małżeństw nie decyduje się na dzieci, uznając, że do trzydziestki warto inwestować w siebie, ale po trzydziestce może już się nie chcieć! Idąc dalej, wielu młodych ludzi dochodzi do wniosku, że idealnym sposobem na życie jest bycie „singlem". Niewielu z nich zdaje sobie sprawę, że działa wbrew naturze człowieka, dla którego samotność jest stanem nienaturalnym i życie towarzyskie, choćby najbarwniejsze, jest tylko nic nie znaczącym substytutem życia rodzinnego. Tracimy wartości wynikające z faktu założenia rodziny. Wartością tą jest bycie z drugim człowiekiem. Żyć razem, a nie obok siebie. Można powiedzieć, że unikanie odpowiedzialności za drugiego człowieka, unikanie życia rodzinnego jest, moim zdaniem, efektem pewnego niedostosowania społecznego. Zatem nasza codzienność, jakość życia, sankcjonuje patologie.
Jak te zjawiska mają się do teorii przeszkadzaczy? To pytanie, które sobie zadałem. Tu zaczęła się ona chwiać, ponieważ unikanie odpowiedzialności za rodzinę, wydaje się na pierwszy rzut oka podważać moją teorię, gdyż jak wspominałem przeszkadzaczem przecież może być członek naszej rodziny. Jednak wychodząc od definicji przeszkadzacza doszliśmy do jakości życia. Kryje się za tym „święty spokój". Odczuwając zmęczenie z powodów, o których pisałem powyżej, chcemy mieć święty spokój i stąd nie chcemy brać na siebie odpowiedzialności. Jeżeli nie mamy dzieci, to nie chcemy ich mieć, jeżeli już je mamy, odpowiedzialność za ich wychowanie chętnie zrzucamy na innych, na telewizję, rówieśników, nauczycieli. Oczywiście wszystko to ma wpływ na ich wychowanie, ale nasza rola jako rodziców jest najważniejsza. Jeżeli jesteśmy zmęczeni, jeżeli dookoła nas jest coraz więcej przeszkadzaczy, oznacza to, że tak naprawdę, coś jest z nami nie tak. Zatracamy zdolności interpersonalne, unikamy odpowiedzialności, zmęczenie społeczne zaczyna dominować nad każdą sferą życia, stąd jak pisałem we wstępie, wszyscy sobie nawzajem przeszkadzają.
Powszechny staje się grzech zaniechania, popatrzmy na rządzących. Wydają się być bardzo zmęczeni. Wracam do zachwiania definicji dotyczącej przeszkadzaczy. Doszedłem do wniosku, że przeszkadzacze to nie tylko ludzie ale i zjawiska społeczne (patrząc powyżej – rodzina) i zjawiska kulturowe. Otóż są pewne elementy kulturowe, które z definicji, potępiają zachowania, tendencje i przemiany społeczne, o których piszę. Takim zjawiskiem kulturowym jest np. religia. Otóż ona ze swym moralizatorskim zacięciem, zaczęła powszechnie przeszkadzać. Stało się tak dlatego, że religia jest tym ostatnim bastionem, z którego płyną napomnienia i uwagi co do jakości naszego życia.
Proponuję więc poszerzoną wersję definicji od której zacząłem swoje rozważania: „Przeszkadzacze to ludzie, zjawiska kulturowe i instytucje, które wypełniając swoje role, do których są powołane lub odgrywają je z przyczyn obiektywnych, przeszkadzają innym ludziom i instytucjom, które powinny być bezstronnymi odbiorcami tych ról".
To o czym piszę, powszechne zmęczenie, unikanie odpowiedzialności i coraz szybszy styl życia to nasza porażka po roku 1989. Jak w przypadku każdej porażki staramy się racjonalizować nasze zachowania. Uznaliśmy, że to wszystko, co jest pewnym przejawem niedostosowania, jest niczym innym jak dostosowaniem się do wymogów cywilizacyjnych. Stworzyliśmy postać „postępowego Europejczyka", który umie żyć szybko, treściwie, religię traktując jako przejaw cywilizacyjnego zacofania. Przewartościowaliśmy nasze cele na jak najbardziej materialne i przyziemne. Dążenie do nich powoduje, że nie mamy czasu, co brzmi paradoksalnie, dla siebie i swoich najbliższych. Jesteśmy przemęczeni i drażliwi. Z powodu przemęczenia i z wygodnictwa, nie podejmujemy wyzwań, ról, które od dawna są nam przypisane.
Do czego to doprowadzi? Dokąd tak biegniemy, gubiąc po drodze tak wiele cennych rzeczy? Warto się nad tym zastanowić, chociażby w chwili, gdy na drodze stanie nam jakiś Bogu ducha winny przeszkadzacz, oczekujący od nas, że na chwilę przystaniemy.
Zachęcam do rozbudowywania definicji i teorii dotyczącej przeszkadzaczy, do poszukiwań innych przyczyn zjawisk, o których piszę
- Rafał Berger
- "Akant" 2010, nr 2
Rafał Berger - RP - Rzeczpospolita Przeszkadzaczy
0
0