Wybitny kontemplator i komentator literatury, ważny i odważny krytyk literacki, znany i uznany historyk piśmiennictwa, TOMASZ BUREK wydał na świat kolejne „dziecię" – varia pod wspólnym szyldem „Niewybaczalne sentymenty". Książka mieści różne gatunkowo teksty komentujące, z różnych okresów i dziesięcioleci, wcześniej publikowane w różnych periodykach od „Arcanów" po „Życie" (dokładnie: z wyjątkiem dwóch pierwodruków). Są to rozbudowane i rozwinięte eseje krytyczno- lub historycznoliterackie, czego przykładem może być „1863 po 1905". Są to krótsze lub dłuższe recenzje, przeważnie rzeczy nagrodzonych prestiżowymi laurami (np. „Gorce Pana" W. Kudyby, „Farbiarka" A. Piwkowskiej, „Cantus" J. Polkowskiego). Jest nawet jeden drobiazg, istne curiosum, miniaturka pt. „Kwintesencja herlingianizmu". Prima facie nowe dzieło Burka może więc sprawiać wrażenie niespójnego i niesfornego, zbyt luźno skomponowanego, złożonego z przypadkowych materiałów. Autor miał tego świadomość, dlatego – próbując to wszystko uładzić i uporządkować – podzielił całość na kilka części, które nazywa segmentami. Żywi przy tym nadzieję, że „One w sposób celowy (…) przenikają się, odsyłają do siebie, dopełniają wzajemnie, jedne w drugich znajdują przedłużenie i echa" (por. wstęp). Uważna lektura pozwala dostrzec te koniunkcje i korelacje. Pierwsza część książki traktuje o strachu, czyli „czwartej potędze rozbiorowej w Polsce" (określenie Witolda Jodko-Narkiewicza), która to destrukcyjna siła psychospołeczna znajdowała przedłużenie aż do czasów najnowszych, np. w stanie wojennym. Druga część ukazuje alternatywy, „wobec jakich określał się nowoczesny umysł" (tamże), stając w obliczu fundamentalnych problemów egzystencji, wspólnoty, historii. W części trzeciej autor zajmuje się sytuacją młodych pisarzy, którym przyszło tworzyć w epoce degradacji światopoglądowej: „w odczarowanym świecie", ograbionym „z sensów i sekretów" (jw.). Et cetera. W sumie – sięga do dzieł Żeromskiego, Lechonia, Wierzyńskiego, Cz. Miłosza, Różewicza, Z. Herberta, Herlinga-Grudzińskiego, Camusa i wielu, wielu innych. Czyni to z niezaprzeczalnym znawstwem przedmiotu, z imponującą przenikliwością badawczą, z ewidentną odwagą w syntetyzowaniu i konkludowaniu, wreszcie – z olśniewającą swobodą i galanterią językowo-stylistyczną. Przy czym nie stroni od autoironii, kiedy np. dziwi się swemu długiemu milczeniu w sprawie „Sprzysiężenia" Kisielewskiego lub przyznaje do byłych sympatii lewicowych, czerwonych, socjalistycznych.
Kiedyś, bodajże w „Dzienniku kwarantanny" (2001), T. Burek wystąpił z arcyciekawą inicjatywą poszukiwania „zjawy Absolutu" we współczesnych dziełach literackich. Bowiem podejmowanie wątków ponad-egzystencjalnych, metafizycznych, religijnych uznał za najważniejsze zadanie dla prawdziwie ambitnego pisarza (poety vel eseisty). Brak odwagi do zmierzenia się z tą powinnością lub celowe, programowe jej ignorowanie prowadzi do anarchizmu i nihilizmu, do aksjologicznej pustki, do nicości. Takiemu stanowisku krytyk pozostaje wierny do dziś, co wyraża w kąśliwych a prześmiewczych uwagach o tryumfującym postmodernizmie, o „bankructwie nowoczesności", o „kulturze zaniżonych standardów", o „ciemnocie oświeconych", o „podstępnej przemocy medialnej, wizualnej i werbalnej, przemocy trendów i mód kulturowych" (s. 196). Sztandarowym szkicem w tym duchu jest literacki portret ponowoczesnego bożyszcza – Rolanda Ph. Nogarry, pt. „Jeden z wielu". Opis gorączkowych poszukiwań ukrywającego się pisarza, przez oddanych egzegetów, przypomina humorystyczne relacje z działalności kosmitów-dziwolągów, jakie w obfitości serwował czytelnikom Stanisław Lem. (Przykład: „Zniknięcie fizyczne Nogarry tylko podwoiło wysiłki armii uczonych nogarrastów, aby odszukać «Nogarrę w tekście». Przetrząsano skrupulatnie jego pisma zebrane (…) i każdy z osobna świstek. Amerykańskie zwłaszcza środowiska naukowe oszalały na punkcie Nogarry. Tak że jeszcze przed końcem stulecia nogarrastyka jako odrębna dyscyplina uniwersytecka oraz częściowo pozainstytucjonalna nogarralogia (…) rozwinęły się nadzwyczajnie", s. 217).
A więc cieszy zdrowe i trzeźwe spojrzenie Burka na postmodernistycznych idoli oraz ich „tfu-rczość". Cieszy jego nieskrywany sentyment dla chrześcijaństwa, o czym tutaj świadczy choćby szkic „Mężny chrześcijanin patrzy na świat współczesny". Cieszy jego dogłębnie przemyślany powrót do religii przodków, od której odszedł był w czasach zauroczenia myślą lewicową. W sferze refleksji metafizycznej autor „Dzieła niczyjego" niewątpliwie daje budujące świadectwo. Ale mnie osobiście raduje niezmiernie jego jawny sentyment do autentycznego patriotyzmu. Motyw ten przewija się w wielu szkicach tutaj pomieszczonych, więc daruję sobie wyliczanie. Wiadomo, że wyznawana i wyrażana miłość do ojczyzny jest obecnie wyszydzana i ośmieszana przez młodych intelektualistów ze środowisk lewackich, anarchistyczno-feministycznych, czy kontrkulturowych. Można to nazwać, mówiąc językiem Burka, „groźnym zainfekowaniem". A ponieważ wiele wskazuje na błyskawiczne upowszechnianie się choroby, perspektywa krajowej epidemii wcale nie jest fantasmagorią. W tym kontekście sentyment krytyka do takich postaci jak Andrzej Borycki, X. Józef Odrowąż, Jan Bohatyrowicz lub Pan Cogito staje się przykładem najszlachetniejszych uczuć i najwartościowszych postaw. Ongiś twórca tomu „Żadnych marzeń" flirtował z marksizmem (w wywiadach nazywa siebie „komunizantem", podkreślając brak praktycznego zaangażowania w budowę realnego socjalizmu), tudzież gloryfikował modernę vel awangardę; później przeszedł ideologiczną metamorfozę, lub sui generis oczyszczenie, i dzisiaj odważnie wspiera prawą stronę sceny politycznej.
Oprócz niepopularnych dziś sentymentów do pewnych wielkich idei – wskazanych powyżej – autor zdaje się pielęgnować w sobie szczególny sentyment dla ulubionych poetów czy pisarzy. W pierwszej kolejności trzeba by tu wymienić Żeromskiego, Herlinga-Grudzińskiego, Z. Herberta, Cz. Miłosza, do których często powraca w swoich książkach i którym teraz poświęcił parę szkiców. Wyraźnym sentymentem darzy również Stanisława Czycza, więc może dlatego przedrukował stary artykuł, wcześniej prezentowany w „Dziele niczyim" (2001). Wielcy wybrańcy Burka akurat moimi ulubieńcami nie są, a jeżeli są, to częściowo. Wszelako jego postawa krytyczna, oparta głównie na wartościowaniu, na oddzielaniu ziarna od plew, jest mi wyjątkowo bliska. Zresztą, nie tylko ona. Nie ukrywam, iż zapożyczyłem od niego sposób percepcji dzieła sztuki poprzez pryzmat „zjawy Absolutu". Nie przeczę, iż spośród plejady naszych szacownych krytyków i komentatorów literatury Tomasz Burek jest mi wybitnie bliski. Właśnie ze względu na ten „osobisty" aspekt, nie wypada mi tak nachalnie chwalić swojego Sprzymierzeńca. Dlatego odwołam się do opinii Macieja Urbanowskiego: „krytyk o ogromnym autorytecie, o wielkim temperamencie polemicznym, znakomicie poruszający się po literackiej Europie". Oczywiście, cytat ten dotyczy autora „Niewybaczalnych sentymentów". Ha, jest w tym tytule subtelna kokieteria albo też sublimowana przewrotność. Gdyby autor-krytyk-literat nie hołdował pozytywnym sentymentom (więc przywiązaniu do Ojczyzny, do Prawdy, Piękna i Dobra), to dopiero byłoby błędem nie do wybaczenia!…
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tomasz Burek „Niewybaczalne sentymenty", Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2011, ss. 340
- Stanisław Chyczyński
- "Akant" 2011, nr 12
Stanisław Chyczyński - Krytyk i jego sentymenty
0
0