Kiedy byłem młokosem, kiedy powoli, powoli rozkręcałem się jako miłośnik literatury, kiedy sam składałem grafomańskie wiersze, seria pn. „Biblioteka Poetów" (z Pegazem) cieszyła się dużym prestiżem. Zarówno wśród czytelników, jak i samych autorów. Znałem nawet jednego pisarza, który marzył o tym, by kiedyś zaistnieć w tej edycji. Przemilczę personalia, gdyż owemu gorliwemu adoratorowi Polihymnii to się nie udało.
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza nadal istnieje i kontynuuje dzieło. Pomimo peerelowskich korzeni oficyna ta należy do najbardziej prestiżowych wydawnictw w kraju. Niestety, m.in. ze względów ekonomicznych kolejne tomy „Biblioteki Poetów" ukazują się dzisiaj dosyć rzadko.
Ostatnio, jako 335 pozycję tego 40-letniego przedsięwzięcia, opublikowano „Wiersze wybrane" Janusza Drzewuckiego. Przypomnijmy: Autor jest redaktorem „Twórczości" i szefem programowym Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik". Ma na koncie cztery zbiory poetyckie oraz trzy książki krytycznoliterackie (m.in. „Akropol i cebula" o Z. Herbercie). Jest laureatem trzech poważnych nagród: im. Kazimiery Iłłakowiczówny, im. Stanisława Wyspiańskiego, im. Stanisława Piętaka. Niewątpliwie zakwalifikowanie jego twórczości do LSW-owskiej „BL" to następne szczególne wyróżnienie (wcześniej zaszczyt ten spotkał np. Józefa Barana czy ks. Janusza A. Kobierskiego). Wbrew pozorom „Wiersze wybrane" wcale nie stanowią pierwszego przekrojowego przeglądu poezji Drzewuckiego. Pierwszym było „Światło września" (1998), zawierające „77 wierszy dawnych i nowych". Obecny wybór przynosi 90 starych tytułów i 8 nowych, wcześniej prezentowanych gł. na łamach TYGODNIKA POWSZECHNEGO. Na odrębną uwagę zasługuje znakomity, dowcipny wstęp pióra śp. Mariana Grześczaka. Czytałem wiele komentarzy do wybranych rzeczy, ale bodaj żaden nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Po prostu widać, że jeden poeta uczynił zmyślny prezent drugiemu poecie. Oto próbka: „Pejzaże i urbaże Janusza Drzewuckiego nie są pisane z oglądu, są wytworami imaginacji, miastobrazami". Tekst Grześczaka to prawdziwy majstersztyk, to swoisty poemat, to coś w rodzaju osobnego dzieła sztuki.
Ksiądz Janusz Kobierski pisze do mnie w liście: „Moim skromnym zdaniem poezja Janusza D. jest wyjątkowa. Każdy wiersz jego ma swoje piękno i wewnętrzną energię. I jaka precyzja językowa! I jest właściwie pomijana przez krytykę. (…)". Moim nieskromnym zdaniem liryka Drzewuckiego już dawno została dostrzeżona przez krytykę. Przecież pisała o nim cała plejada naszych najlepszych egzegetów, od Jerzego Gizelli– poprzez np. Tadeusza Komendanta, Krzysztofa Lisowskiego, Konstantego Pieńkosza, Jacka Trznadla – po Wiktora Woroszylskiego. Drzewucki był nagradzany i uwzględniany w prestiżowych antologiach (zob. np.: Krzysztof Karasek „Współcześni poeci polscy", 1995). Również nie zgadzam się z Maciejem Urbanowskim, gdy sugeruje, że tylko nieliczni czytają autora „Podróży na południe" (por. posłowie do „Życia poza nawiasem", 2010). Szczerze mówiąc, chciałbym mieć tylu czytelników i sympatyków, co J. Drzewucki. Wprawdzie nie prowadziłem żadnych badań statystycznych w tej materii, ale domniemywam, iż jest ich wielu.
Poezja Drzewuckiego, niczym rzeka o specyficznych meandrach, czerpie siłę z wielu dopływów. Pierwszym źródłem inspiracji (więc dopływem) jest dla niego poezja innych. Świadczą o tym dobitnie takie utwory jak: „Bruno Jasieński. Zmowa milczenia", „Porucznik Georg Trakl w Krakowie", „EzraPound pisze wiersz", „Dylan Thomas. Elegia o śmierci niechybnej" czy „List z umierającego miasta" (aluzja do „Raportu z oblężonego miasta"). Drugim źródłem inspiracji jest ukochana muzyka, a przede wszystkim – jazz (vide: „Miles Davis. Facet z trąbką", „Śpiewacy wagnerowscy", „Pochwała jazzu"). Oto wirtuoz słowa czerpie napięcie twórcze z wirtuozerii dźwięku. Trzecim źródłem jest tu malarstwo, zarówno to dawne (np. Arcimboldi), jak i nowsze (np. Magritte). Z malarstwem poniekąd wiąże się architektura, a z nią urbanistyka. Być może tym należy tłumaczyć Drzewuckiego predylekcję do opisywania ulic, zaułków, miast. Naliczyłem aż 9 wierszy z ulicą w tytule. Być może to rekord? Do tego dochodzą pokrewne motywy w rodzaju: „Warszawa we mgle", „Kraków wczesnej jesieni, czarny kot" czy „Za oknem, Wenecja". Słusznie M. Grześczak nazywa te utwory „pejzażami i urbażami". W „Ulicy Kolegiackiej w Kruszwicy" czytamy np.: „Czasem wracam do szarej, zaniedbanej / kamienicy braci Wysockich, przy brudnej / ulicy, która jeszcze tak niedawno należała / do Świętej Hanki, patronki konspiratorów". To jedyne odwołanie do topografii miasteczka, bo dalej mamy przeżycia i refleksje (ogólne). Nie inaczej w innych opisach jednostek administracyjnych. Dla warszawskiego poety wybrane miejsce (ulica, plac, park etc.) staje się zaledwie asumptem do uruchomienia kołowrotka wspomnień, myśli, obsesji. W lirycznym opisie przestrzeń zewnętrzna zmienia się w przestrzeń wewnętrzną, niemal oniryczną lub po prostu wyimaginowaną. A wyobraźnię Drzewucki ma niezwykle ciekawą, ruchliwą, odważną. Do tego – ciągle nad nią pracuje, aplikując sobie rozmaite lektury muzyczne, plastyczne, pisarskie. Postawa akurat typowa dla konfraterni poetyckiej, ale przecież to, co nagminne, nie musi umniejszać.
Autor „Starożytnego języka" przekroczył już pięćdziesiątkę. Być może „porzucił wczoraj swoją młodość, bez żalu".Być może nabrał dystansu do pewnych zajęć, które św. Augustyn nazywał „głupstwami dorosłych". Porzucił „złudzenia, którymi / się żywił", chociaż nie były one „godne politowania" (por. wiersz „Jak moi bracia"). Może nawet przestał czekać „na dotyk Pana, przywracający, / niczym cudowny zdrój, oczom wolność". Dzięki temu jego poezja stała się dojrzalsza i dopełniona, stała się bogatsza i bohemistyczna (w znaczeniu: bliższa artystycznej bohemie, hołdująca jej ideom). Poezja Janusza Drzewuckiego (jak każda dobra sztuka) opiera się na kontrastach formalnych i treściowych. Znajdujemy w niej ukłony w stronę tradycji (np. sonety), ale też dominację awangardy. Znajdujemy melancholię i małe radości, poczucie humoru i przeczucie śmierci, pospolite zwątpienie i metafizyczną nadzieję. Być może tę ostatnią subtelnie wyraża finalny wiersz omawianego wyboru: „(…) W ciszy / i w ciemności, / przy muzyce / przetaczającego się / od zawsze do zawsze / Wielkiego Wozu, / chwaliłem imię / tego, kto zbudził / tę ciemność, / kto nakreślił / ciemniejącą / w ciemnościach / linię lasów, // kto zapalił / po drugiej stronie / jeziora / światło" („Ostatnia niedziela sierpnia"). Przecież to utwór napisany jakby na pożegnanie lata, więc być może…
Janusz Drzewucki „Wybór wierszy", LSW Warszawa 2010, ss. 163.
- Stanisław Chyczyński
- "Akant" 2010, nr 11
Stanisław Chyczyński - W serii z Pegazem
0
0