Poczułem się niczym szkielet,
kiedy niebo rozświetliło się
ponad chmurami, czekając na mnie.
Wzniosłem otwarte na wszystko dłonie,
kiedy wśród liści drzewa
poruszyło się światło.
Blask rozwieszony wśród gałęzi
milczał zamknięty, choć pragnął
wznieść się z mocą jasności
i dopalić do końca
aby opaść i nie żałować niczego.
Mogliśmy podobnie nie
opuszczać znanych ścian,
lecz wszyscy zapragnęliśmy spłonąć –
choć raz ujrzeć drzewo
z lotu słońca.