Już siedem razy przeleciał gołąb
przed szybą zielonego pokoju
Pod drugiej stronie ziemi niczyjej
półotwarte okno z firankami
dębowy kredens
parujące filiżanki w niebieskie kwiatki
Tu szeleszczą wykrochmalone fartuchy
pustoszeją zimne od potu łóżka
a pod sterylnymi lampami
codziennie dzieją się cuda
Lekko przygarbiony
jakbyś przyniósł wszystkie dni
odmierzałeś przestrzeń korytarza
z gałązką wrzosu
i z tym zniecierpliwieniem
w którym ukrywasz
niepokój mężczyzny o kobietę
Zdarzyło się nam życie —
XXX
W świt
Konie z błękitnym
wiatrem w grzywach
jeszcze na karkach
nocy strzęp
przez zarośnięte brzegi dolin
wpadają w niebo kopytami
aż gasną gwiazdy
ziemia drży
tańczą rozdarte rżeniem trawy
W powietrze czyste
niby szept
pomarańczowe drzazgi świtu
XXX
Szpital w sercu miasta
Nic się nie wydarzyło
od wczoraj nikt nie odszedł
oślepiło mnie tylko słońce
na mokrych dachach
Po sterylnych ścianach
jak w chińskim teatrze cieni
suną ptaki
spadają anonimowe liście