Umieściłem w tytule ten zgrzebny rym, żeby rzecz cała przystawała do pisma literackiego.
Długo zadawałem sobie pytanie – gdzie mieści się dzisiejsza ojczyzna-polszczyzna? W literaturze, na uniwersytetach, w teatrach? A może jednak na ulicy? Dedukcja, niemalże naukowa, kazała mi się zdecydować na tę drugą opcję, w wersji hard czyli budowlanej. Czuję się przeto wręcz antropologiem-odkrywcą. No, bo kto przede mną umieścił centrum kreowania współczesnego języka … na budowie? No, kto!?
Zwróciliście uwagę na łatwość porozumiewania się tej językowej awangardy. Które środowiska potrafią wyrazić za pomocą kilku raptem słów całą paletę uczuć. Od złości po radość, od podziwu po niechęć. Rządzi niepodzielnie powszechnie znane i lubiane słowo – wytrych. Oczywiście, słusznie się domyślacie - to K… Aż dziw bierze, że jeszcze nikt – a może się mylę – nie napisał pracy doktorskiej czy wręcz habilitacyjnej, w całości poświęconej temu kulturowemu fenomenowi. Bo jak można lekceważyć to zjawiskowe słowo. Słowo, które „wyszło" z budowy, aby opanować ulice i stać się środkiem masowej komunikacji, tej na szynach i tej werbalnej. Jest w szkole, na stadionach, wśród polityków. Kiedyś zmarnowałem szansę na „zrobienie" doktoratu, bo miałem ważniejsze sprawy na tzw. łbie. Może wrócę jednak do tego. I to nie z żadnej tam banalnej inżynierii czy ekonomii, ale w temacie - jak mówią niektórzy – tego genialnego, jakże polskiego, a więc patriotycznego słowa K…
Nie sztuka przecież zajmować się Wysoką Kulturą /WK/. Tego pełno we wszystkich ambitnych periodykach. Problem w tym, że ich docieranie do szerokiej publiki jest mizerne, żeby nie powiedzieć – żadne. WK - to rozprawy o maestrii Pedro Almodowara, nowej powieści Umberto Eco czy koncercie szopenowskim. Przy okazji wrzucę kamyczek do ogródka rzeczonego Pedro, za jego ostatni, dosyć bezsensowny film, z udziałem Antka WBK-Banderasa, pt. „Skóra, w której żyję". Tymczasem dookoła mnie dosłownie, a dookoła nas w lekkiej przenośni kwitnie kultura uliczna czyli, jak już powiedziałem, jej najwspanialsza budowlana emanacja. Od paru lat za płotem trwają budowy kolejnych domów. Daje mi to codzienny kontakt z fachowcami, czytaj animatorami i miłośnikami magicznego K… Początkowo irytowało mnie to ogromnie, domagałem się zaprzestania kaleczenia naszej pięknej, polskiej mowy. Po pewnym czasie zrozumiałem jednak, że moje zastrzeżenia są całkiem bezsensowne. Poważne ich bowiem potraktowanie spowodowałoby przecież jeszcze większy kryzys, niż zafundowały nam banki, ich kierownicy, tudzież właściciele. Brak komunikacji werbalnej na budowie, który niechybnie musiałby nastąpić, spowolniłby czy wręcz zamroził proces inwestycyjny. I już jawi się wzrost bezrobocia, bieda, pijaństwo, słowem wszelkie możliwe plagi. No i przestałem się czepiać niewinnych więc budowlańców. Żal mi tylko trochę, że nie zobaczę więcej tych wspaniale zdziwionych twarzy, które tak cudownie świadczyły o kompletnym niezrozumieniu moich obiekcji. Na koniec puenta, która jest małą parafrazą znanego stwierdzenia Adama M. /proszę nie mylić z Michnikiem/: Budowlana wiara więc silniej do nas przemawia niż „mędrca oko i szkiełko" …
Uff! Z satysfakcją konstatuję, iż znalazłem odpowiedź na pytanie stawiane na wstępie!