Na początku odbiór treści książki Elizy Moraczewskiej „Jako w niebie" można porównać do obserwacji zwyczajów sąsiadów widocznych z balkonu bohaterki. Obrazy przeskakują klatka po klatce, niczym kolejne sceny serialu telewizyjnego. Przy każdej pauzie pojawia się pytanie o ciąg dalszy. Czy życie sąsiadów, ich problemy, są ważniejsze od naszych uczuć? Czy nuda i rutyna wkraczające w obszar naszej rzeczywistości, skłaniają czytelnika do dociekań, z czego żyje bohaterka opowiadania? Jaką pełni rolę w społeczeństwie, skoro do momentu wynajmu pokoju studentce, nie kontaktuje się z otoczeniem? Brak jakichkolwiek kontaktów społecznych, jest tylko obserwacja. Warunki przestrzenne, w których przebywa Iga są terenem celowej manipulacji, która przeszkadza interakcjom. Zamknięcie się w swoim mieszkaniu i odkładanie w czasie zakupów doprowadza do skrajnej depresji i odosobnienia, wyalienowania i zerwania więzi społecznej. Przeżywanie cudzych problemów, podglądanych z balkonu, jest pozorem w życiu codziennym.
„Pełne nienawiści kobiety z balkonów, których świat został zakleszczony w łupinie samotności. I czy to ich wina, że słyszą tylko szum samochodów, którymi inni, nieznani im ludzie podążają do równie niepojętej i nieznanej pracy? Czy spalić je za to, że nie wiedzą, że nie znają? Mają tylko tę nienawiść i tę samotność, a obie jak bliźniacze siostry wypływają z łona jednaj matki w tym samym momencie." (s. 21)
„Dwa metry kwadratowe utrzymujące złudzenie, że życie, to coś tam, na dole, cały czas trwa. Więc mimo wszystko dające iluzję trwania temu, co na górze. Jako w niebie tak i na ziemi." (s. 34)
„Wtopić się w tło. Zejść z tonacji skóry o stopień w dół i wpasować się w trupi kolor ściany. Zapomnieć się w sprzętach, których nikt i tak nie zauważa. Stać się wiklinowym koszem, od zawsze zasuszonym bukietem róż, kogutkiem z porcelitu obwieszczającym swój niezmienny entuzjazm." (s.49)
Pustka, nie ma w niej miejsca nawet dla kota, który jest symbolem dumy, niezależności, swobody, a jednocześnie delikatności, igraszek, czasem płodności i macierzyństwa. Tego wszystkiego brak w życiu Igi. Kot nie ma czego ochronić. Zwierzę mogło by być dopełnieniem życia nocnego bohaterki, która za dnia ogrzewając się promieniami słońca, docierającymi do jej balkonu, obserwuje sąsiadów. Nocami zadanie to należy do kota, którego brak pogłębia frustrację Igi, zapętlonej w bezradności wobec swoich słabości, niczym bohaterowie opowieści A.E. Poe „Czarny kot" oraz „Czerwony mór".
„Żyła sobie samotnie w samotni samotna kobieta. Nie miała nawet kota, a jej balkon porastała pleśń. Przędła nici między oknami, tkając bezpieczną sieć, która miała zamortyzować uderzenie po ewentualnym skoku. Nie skoczyła. Wzięła kota. Zaniedbała tkanie sieci. A kot skoczył jej do gardła i rozorał oczy. Koniec." (s. 96)
„Mór sunie w purpurowej masce w głąb Sali, a witające go uśmiechy bledną, gdy się zbliży." (s.126)
Obserwacje i związane z tym przemyślenia bohaterki występują na tle rozgrywającego się dramatu w domu po drugiej stronie ulicy. Kłamstwo i zdrada rozpanoszyły się i wkradły w najintymniejszy cywilizacyjny związek – małżeństwo. Samotna kobieta obserwuje zdradę męża i rezygnację żony z walki o niego. Czy Igę spotkałby podobny los, gdyby Mateusz żył? Oczekiwanie na zmianę, że mężczyzna wróci, kobieta wyjdzie z alkoholowego letargu, wszystko wróci do ogólnie zarysowanych norm, więzi bohaterkę w oparach chłodu na balkonie. Jest to ograniczenie wolności przez ciekawość, wścibstwo, czy też czysta obserwacja wynikająca z odruchu bezinteresownego patrzenia? Pozostaje jeszcze upadek moralny związku. Gra pozorów pozwala na utrzymanie fałszywej wiary w trwałość porozumienia, paktu. Kiedy maski w teatrze życia opadają, oglądamy groteskowo wykrzywioną, pełną pogardy twarz bez ugrzecznionej woalki pozorów. Rozpad, rozkład, w końcu gnicie związku, którego gwarancję konserwacji poręczono do deski grobowej. Rozczarowanie i strach przed utratą z pola widzenia, z góry ustalonego porządku, jako w niebie…
W tekście odnajdziemy odniesienia do miejsc, dzieł sztuki, opisów przyrody, zapachów, kolorów.
„ „Żółte" dziewczyny mają nie więcej niż dwadzieścia trzy lata – to jest ich punkt krytyczny." (s.62)
„Wyobrażała to sobie jak obraz z jakiegoś kolorystycznego ekspresjonizmu o włoskim rodowodzie, może jak z Boccioniego. Czerwone, ostre kreski albo żółte, bardziej miękkie w konturze, wyraźnie wdzierające się w błękitny całokształt. Krwawiące paznokcie rozdzierające nieboskłon na szmaty" (s. 70)
„Powietrze nieruchomieje, podobnie jak wszelkie żywe stworzenia, a wszystko razem zdaje się w tej niemej modlitwie oddawać hołd światu za kolejny dzień i jednocześnie błagać o bezpieczną noc. Ptaki nie śpiewają, owady tulą skrzydła, liście z łagodnym skrzypieniem zwijają się na spoczynek. Tylko maciejka rozchyla kwiaty, słodząc ten moment aromatem zmierzchu." (s. 84)
Opowiadanie nie porywa wartką akcją i mnóstwem przygód. Narracja jest spokojna, wyważona i dobrze przemyślana. Rozważania, refleksje i spostrzeżenia są dokładnie poukładane, pełne porównań i podsumowań na podstawie przeprowadzonych przez bohaterkę obserwacji. Nazwanie jej zachowania wprost jako podglądanie życia obcych ludzi, bierne uczestnictwo w cudzej egzystencji nie będzie tutaj stwierdzeniem na wyrost.
Eliza Oraczewska, Jako w niebie, Wydawnictwo Novae Res s.c., Warszawa 2013, ss. 164