Zbigniew Ossoliński (1555 – 1624) wojewoda sandomierski i ojciec Jerzego, późniejszego kanclerza wielkiego koronnego, w swoich „Pamiętnikach” podaje, iż inspiratorką kolejnej interwencji była Elżbieta z Csomortanych (ok. 1572 – 1617) wdowa po hospodarze Jeremim. To ona miała namówić do swoich zamiarów zięciów, księcia Michała Wiśniowieckiego (ojca słynnego Jeremiego Wiśniowieckiego i dziada króla Michała Korybuta) i księcia Samuela Koreckiego.
Ona też przy pomocy złota, dukatów i licznych obietnic zwerbowała dość pokaźną „multańską armię”. Sprawa stała się głośna w Polsce jeszcze przed swoim finałem i budziła różne emocje. Np. hetman Stanisław Żółkiewski, biorąc pod uwagę ogólną sytuację kraju (wojny na wschodzie i północy) przestrzegał przed tego rodzaju prywatną zbrojną wyprawą.
Mimo to w 1615 roku interwenci wkroczyli do Mołdawii, wypędzili z Jass Stefana Tomżę i w listopadzie tego roku osadzili na tronie młodziutkiego Aleksandra Mohiłę. Jednak sukces był krótkotrwały. W lutym roku następnego Tomża posiłkowany przez Turków i Tatarów przegonił intruzów z Mołdawii. Nie zniechęciło to ani Mohiłów, ani Wiśniowieckiego, ani tym bardziej księcia Samuela. Korecki zebrał nowe siły i pobił Tomżę pod Chocimiem 02.03.1616 roku. Droga do Jass stanęła otworem i Aleksander Mohiła ponownie objął tron mołdawski, tym bardziej, że Samuel Korecki 12.06.1616 roku jeszcze raz rozgromił Tomżę pod Benderami. Lecz Turcy bynajmniej nie myśleli przyglądać się poczynaniom Koreckiego biernie. Ruszyły listy ze Stambułu do Warszawy i do samego Koreckiego również. Wielki wezyr groził wojną jeśli książę nie opuści Mołdawii. Podobnej treści listy przychodziły od Iskandera paszy, który z dużym zgrupowaniem wojsk tureckich stał nad Dunajem. Także hetman Żółkiewski znajdujący się wówczas z nielicznym wojskiem kwarcianym nad Dniestrem ostrzegał Koreckiego przed mogącymi nastąpić niepomyślnymi dla Rzeczypospolitej skutkami. Książę jednak postanowił wytrwać, mimo że w samych Jassach, a także na terytorium kontrolowanym przez jego oddziały zaczęło dziać się źle. Niekarni żołnierze dopuszczali się rabunków i gwałtów na ludności cywilnej, a z kolei Elżbieta Mohiłowa nie wywiązała się z finansowych obietnic wobec swoich mołdawskich zwolenników, co doprowadziło do ich masowej ucieczki. Kolejnym nieszczęściem była śmierć Michała Wiśniowieckiego, którego otruto podczas przyjmowania komunii. Wzmocniony posiłkami Stefan Tomża ruszył na Jassy i mimo, że Korecki odniósł kilka zwycięstw przybycie głównych sił tureckich Iskandera – paszy zmieniło sytuację. Nie pomogły nawet początkowe sukcesy w walkach z Tatarami. Jak głosi tradycja, Korecki w dwudziestu bitwach rozgromił czambuły. Jednak na wieść o zbliżaniu się Iskandera-paszy, dysponujący znacznie słabszymi siłami, postanowił opuścić Jassy. Przodem, ku Chocimowi wysłał dwór z teściową, zaś z pozostałymi nielicznymi oddziałami osłaniał odwrót kierując się ku Bukowinie. Pod Sasowym Rogiem 02.08.1616 roku dopadły go przeważające siły wroga i zadały klęskę. Oddziały księcia poszły w rozsypkę. Sam Korecki dwukrotnie przeszyty strzałą, osaczony przez Tatarów i Wołochów dostał się do niewoli.
Współcześni, za wyjątkiem hetmana Żółkiewskiego, na ogół pozytywnie oceniali poczynania Koreckiego w Mołdawii. Wspomniany już Zbigniew Ossoliński na kartach swego „Pamiętnika” bardzo ostro odniósł się do biernej postawy Żółkiewskiego, który jego zdaniem powinien przekroczyć Dniestr i udzielić pomocy księciu Samuelowi. Podobne zdanie w jednym z listów wyraził, bardzo poważany w kraju, kasztelan sandomierski Stanisław Tarnowski (ok. 1540 – 1618). Także w wielu innych diariuszach z epoki, jak choćby w pamiętnikach Samuela Maskiewicza, przewijają się podobne opinie. Na głowę hetmana posypały się gromy ze strony Zbaraskich, Chodkiewiczów, Wiśniowieckich i szerokiej rzeszy szlachty. Zupełnie inaczej postrzegano osobę księcia Samuela i wyprawę mołdawską w XX w., a szczególnie w okresie PRL-u, kreując niemal czarnego demona, uosobienie wszelkiego zła, klęsk i nieszczęść. Jednak sprawa nie jest tak oczywista. Rzecz jasna nie wolno negować rozwagi Żółkiewskiego, nie wolno też nie dostrzegać osobistych pobudek w poczynaniach Koreckiego, Wiśniowieckiego i Mohiłów, lecz trudno też nie zauważyć, że zależne od Polski kraje nad Prutem i Dunajem stanowiłyby poważną zaporę przed tatarskimi napadami i turecką nawałą, która to myśl nie była przecież obca polskiej dyplomacji od XVI wieku. W tym przypadku samowola Koreckiego i Wiśniowieckiego, w dalszej perspektywie mogłaby przynieść korzyści Rzeczypospolitej. To też pojawiające się w literaturze tematu określenia typu „awantury mołdawskie” czy „koreckie wojny” rodzą głębszą refleksję i pytanie czy awantury i samowole prywatne w sferze polityki zagranicznej są czymś pośledniejszym i bardziej szkodliwym dla ojczyzny od awantur i zwykłych nikczemności dokonywanych w majestacie prawa i w majestacie Rzeczypospolitej przez ludzi, delikatnie nazywając, nieodpowiedzialnych lub raczej na wskroś niegodziwych, których dziwna opatrzność postawiła u steru rządu i władzy? A przecież takich ludzi w historii Polski nie brakowało, a i w czasach nam bliższych możemy niestety, podobnych osobników u steru nawy państwowej odnotować. Jednak tego typu rozważania to już zupełnie inny temat. Wróćmy więc do Samuela Koreckiego.
Słynna ucieczka
Turcy i Tatarzy gromadami prowadzili wziętych w niewolę „koreckich” i „mohiłowych” wojowników. Tymczasem słuch o księciu Koreckim zaginął. Wieści z Polski o niepowrocie Koreckiego z Mołdawii po jakiś czasie dotarły nad Bosfor. Iskander – pasza przeprowadził gorączkowe śledztwo w celu wyjaśnienia sprawy. Istniała przecież możliwość, iż książę poległ w walce i niezidentyfikowany został pochowany w jakiejś zbiorowej mogile. Okazało się jednak, że rannego księcia z pola bitwy pojmał niejaki Ali-agca, który licząc na duży okup ukrywał go w swych posiadłościach. Po wykryciu tego faktu, natychmiast odesłano Koreckiego do Stambułu, gdzie osadzono go w najcięższym tureckim więzieniu, mianowicie w Jedykule nad Bosforem. Jako bardzo ważny jeniec był traktowany przez Turków z honorami. Próbowano nawet przekonać księcia do islamu, obiecując zaszczyty i majątek. Ten zabieg udał się w przypadku pechowego małoletniego hospodara Aleksandra Mohiły, który w niewoli jak to mówiono, „poturczył się”. Korecki był jednak nieugięty, a ciesząc się mimo to dużą swobodą, spotykał się z kapłanem katolickim, słuchał jego nauk i jak głosi tradycja wówczas to przyjął wiarę katolicką.
Tymczasem w Polsce organizowano już ucieczkę Koreckiego. Inspiratorami tego, w gruncie rzeczy niebezpiecznego przedsięwzięcia była najbliższa rodzina oraz przyjaciel, podczaszy koronny Adam Hieronim Sieniawski. To właśnie Sieniawski niebezpieczny ów plan wprowadził w życie. W 1617 roku przekupił posługującego Samuelowi sturczonego Greka, który do celi dostarczył antałek zaprawionego odpowiednio wina z pilnikiem i linką na dnie. Poczęstowani trunkiem wartownicy wkrótce się pospali, a książę przepiłował trzy kraty w oknie i spuścił się na powrozie do czekającej już u wieży specjalnie przygotowanej w tym celu łodzi. Łodzią tą dostał się na kupiecki statek, gdzie przywdział odpowiednie szaty uchodząc za kupca. Gdy na pełnym morzu statek zaatakowali korsarze, książę Korecki objął dowództwo i na czele załogi pobił napastników. Tak dostał się do Raguzy (obecnie Dubrownik), a stamtąd popłynął na Sycylię, skąd już pod własnym nazwiskiem przez Neapol udał się do Rzymu, gdzie audiencji udzielił mu sam papież Paweł V. Z Rzymu pospieszył do Loreto, w którym to miejscu potwierdził swoje nawrócenie na rzymski obrządek i ślubował wystawić w rodowym Korcu na Wołyniu, kościół i klasztor franciszkanów. Następnie stanął w Wiedniu przyjęty z honorami przez cesarza Macieja I Habsburga, który zaszczycił go przyjęciem do Milicji Chrześcijańskiej założonej przez księcia Karola Gonzagę de Nevers, a mającej na celu walkę z Turkami. Stąd było już krok do kraju.
Brawurowa ucieczka z tureckiej niewoli, choć jej opis wydaje się dziś nieco ubarwiony, jakby hollywoodzki, odbiła się szerokim echem w chrześcijańskiej Europie, a jeszcze większym w Rzeczypospolitej. Książę Samuel w pełni chwały wrócił do kraju i wraz z bratem Janem Karolem, który również przyjął obrządek rzymskokatolicki, przystąpił do budowy kościoła i klasztoru franciszkanów w Korcu. Lecz nie było mu dane ukończenia tego dzieła. Wydarzenia najbliższych lat przyniosły inne, tragiczne skutki.
Przed Cecorą
Aby zilustrować postawę Samuela Koreckiego w latach 1618 – 1620 wypada przedstawić ogólną zawiłą sytuację polityczną jaka w tym właśnie czasie w Europie się wytworzyła. W 1618 roku wybuchła wojna trzydziestoletnia i chociaż oficjalnie Rzeczpospolita nie brała w niej udziału, to jednak prohabsburskie poczynania Zygmunta III wikłały ją w ten niszczący konflikt.
Powodów wojny polsko – tureckiej w latach 1620 – 1621 nie można upatrywać jedynie w „awanturach mołdawskich”, a przynajmniej nie w takim stopniu w jakim się je niekiedy przedstawia. Punktem zapalnym wzajemnych stosunków były łupieżcze wyprawy Kozaków Zaporoskich na tureckie wybrzeża Morza Czarnego i niszczące najazdy Tatarów (lenników Turcji) na kresowe województwa. Trzeba jednak przyznać, że napady tatarskie, choć krwawe i dla Polski bardzo uciążliwe, dotykały jedynie ziem przygranicznych, gdy tymczasem morskie wyprawy Kozaków uderzały w samo centrum gospodarcze Porty Otomańskiej skupiające się wokół wybrzeży Morza Czarnego. W 1614 roku Kozacy złupili i spalili Synkopę, w 1615 roku czajki kozackie dotarły do Stambułu, łupiąc i paląc nieodległe porty Mizewnę i Archiokę. Rok później ich łupem stały się miasta Trapezunt i Kaffa, a w 1619 roku zdobyto, złupiono i spalono Warnę. Nic dziwnego, że cierpliwość turecka wyczerpywała się i nie pomagały nawet wznawiane dość często traktaty, jak choćby ten pod Buszą – Jarugą z 23.09.1617 roku, w którym hetman Żółkiewski zobowiązał się do powstrzymania wypraw kozackich, a z kolei Iskander-pasza obiecywał to samo w przypadku Tatarów. Ale Polska nie miała wówczas środków zaradczych wobec Kozaków, którzy choć teoretycznie byli jej poddanymi, w praktyce stanowili nieokiełzaną i niezależną zbrojną siłę. Podobnie Turcja, albo nie mogła albo nie chciała przyhamować Tatarów. Zawierane więc układy pozostawały tylko na papierze. Jeszcze większe zaognienie stosunków nastąpiło w 1619 roku. W tym roku powstańcy węgierscy i czescy (popierani przez Turcję) oblegli Wiedeń. Wówczas to pomocy Habsburgom udzielił król Zagmunt III wysyłając na Węgry, w tajemnicy przed opinią szlachecką, słynnych Lisowczyków, którzy w dwudniowej bitwie pod Humiennem (25 i 26.11.1619 roku) rozgromili wojska powstańcze Jerzego Rakoczego. Na wieść o tym dowódca powstania, książę Gabor Bethlen musiał wycofać się spod Wiednia. Habsburgowie i cesarstwo w wyniku tej pierwszej odsieczy wiedeńskiej zostały ocalone i wojna trzydziestoletnia mogła toczyć się dalej.
W tym czasie nie próżnował też książę Korecki. Jesienią 1619 roku wraz ze swym kuzynem (przez Chodkiewiczów) wojewodzicem wendeńskim Wolmarem Farensbachem oraz prawdopodobnie w porozumieniu z księciem Karolem Gonzagą de Nevers, gromadził w Małopolsce wojska z zamiarem kolejnej interwencji antytureckiej. Jednak tym razem do żadnych działań nie doszło.
Cofnijmy się jednak o rok i wróćmy na Ukrainę. W sierpniu 1618 roku doszło do potężnego najazdu tatarskiego. Orda krymska, dowodzona przez brata chana, Dewleta Gireja, wspomagana przez ordę budziacką i nogajską po wodzą Kantymira, mimo zgromadzenia dużych sił polskich, złupiły ogromne pałacie Ukrainy i bezkarnie, prawie bez szwanku, powróciły do siebie. Hetman wielki Żółkiewski wraz z wojskiem kwarcianym stanął obozem pod Oryninem, dokąd udali się również ze swymi nadwornymi wojskami magnaci kresowi. Sam książę Korecki przyprowadził pod Orynin 1200 zbrojnych. W sumie wojska polskie liczyły około 20 000 żołnierzy, co jak się okazało, liczebnie przewyższały najeźdźcę. To nieudolne dowodzenie, a raczej jego brak, spowodowały to, co się stało. Usprawiedliwiając klęskę możemy oczywiście wziąć pod uwagę niesnaski jakie miały miejsce między hetmanem a wspomagającymi go magnatami, jednak sprawa była wspólna i należało oczekiwać konkretnych działań ze strony Żółkiewskiego. Tymczasem wódz naczelny, hetman i kanclerz wielki koronny Stanisław Żółkiewski nie zrobił nic. Przez wiele dni tkwił bezczynnie pod Oryninem. 28.09.1618 roku pod obóz polski nadciągnęły główne siły tatarskie, lecz nie niepokojone, bezkarnie rozlały się po szerokiej okolicy paląc, grabiąc i zagarniając ogromny jasyr. Tak samo nie atakowane przez wojska koronne wróciły do swych ułłusów. Zarówno wrogowie hetmana, jak i jego przyjaciele zrozumieli, że nie jest to już ten sam człowiek, który gromił Moskali pod Kłuszynem. Schorowany już hetman, oschły w obyciu, skonfliktowany, pozbawiony charyzmy i autorytetu nie był w stanie dowodzić czego w okropny sposób Polska doświadczyła dwa lata później pod Cecorą. Jeśli napiszę, że Cecora miała swój początek właśnie we wrześniu 1618 roku pod Oryninem nie będzie w tym stwierdzeniu przesady.
W styczniu 1619 roku Rzeczpospolita zawarła w Dywilinie wyczekiwany w kraju rozejm z Moskwą kończący wieloletnie zmagania. W styczniu 1620 roku Porta Otomańska, doznawszy we wrześniu 1618 roku sromotnej klęski pod Seraw, zakończyła wyczerpującą wojnę z Persją. Wydawać by się mogło, że żadna ze stron nie będzie miała ochoty do zbrojnej konfrontacji. Jednak plany młodego sułtana Osmana II i jego otoczenia były inne. Chłodne, a nawet nieprzyjazne potraktowanie polskich posłów – Samuela Hieronima Otwinowskiego w Stambule i Floriana Oleszki na Krymie zapowiadało potęgowanie napięć. Ostatecznie Otwinowski uciekł ze Stambułu (zmarł w drodze do kraju), a Oleszko został przez chana aresztowany i zwolniony dopiero w 1623roku.
Nie próżnowali też Kozacy. Pod wodzą atamana Jacka Niedorowicza „Borodawki” już w lutym 1620 roku napadli na Krym. W marcu ponownie wypłynęli na Morze Czarne, a w kwietniu znaleźli się pod samą stolicą imperium osmańskiego. W maju złupili kilka portów czarnomorskich niszcząc przy tym ścigającą ich eskadrę turecką. Na przełomie lipca i sierpnia pojawili się u wybrzeży Anatolii, a w sierpniu ich łupem ponownie stała się Warna.
16.05.1620 roku król ogłosił uniwersały, w których powiadamiał szlachtę o potraktowaniu posłów W Stambule i na Krymie, a 01.06. tegoż roku hetman przestrzegał o nieuniknionej wojnie. W tym też mniej więcej czasie dotarł do Warszawy list Osmana II, który w bardzo butnych i wojowniczych słowach zapowiadał rychłe zniszczenie Krakowa i podbicie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jednak zasięg królewskich apeli był raczej skromny skoro o wybuchu wojny milczy, blisko nawet związany z dworem, wojewoda sandomierski Zbigniew Ossoliński w przytaczanych już „Pamiętnikach”. Także Samuel Maskiewicz przedstawiciel szlachty kresowej, na kartach swego diariusza jest zdziwiony i zaskoczony nie tylko klęską i śmiercią hetmana, ale również samym faktem zbrojnego wkroczenia Żółkiewskiego do Mołdawii. Jak wynika z treści pamiętnika, niewiedza na ten temat była powszechna, co by dowodziło, że decyzję podejmowano w bardzo bliskim otoczeniu Zygmunta III i jak często się domyślano, więcej z uwagi na korzyści Habsburgów niż Polski.
Jednak czy ta gra na listy i pogróżki rzeczywiście zwiastowała nieodwracalną konfrontację? O tym, że Stambuł był wyprowadzony z równowagi przez napady kozackie i po części „awantury mołdawskie” nie ma wątpliwości. Wiedziano także nad Bosforem, iż Rzeczypospolia jest zmęczona długoletnimi zmaganiami na Wschodzie. Jednak czy wojna 1620 – 1621 była nieunikniona? Czy i tym razem konfliktu nie można było zażegnać kolejnym układem podobnym do tego z 1617 roku pod Buszą-Jarugą? Trudno dziś odpowiedzieć jednoznacznie. Bo przecież i Porta, mimo buńczucznych zapowiedzi niedoświadczonego Osmana II, nie przedstawiała w tym czasie, po ciężkich bojach z Persją, groźnej siły militarnej. Musieli o tym wiedzieć doświadczeni dowódcy tureccy, lecz to nie oni podejmowali decyzje. Słusznie zauważył prof. Janusz Pajewski pisząc, że „(Wojnę) zapowiadali i ją grozili Turcy, rozpoczęli ją Polacy, wkraczając do Mołdawii”.
3 września 1620 roku hetman Stanisław Żółkiewski na czele wojsk polskich przekroczył Dniestr i znalazł się na mołdawskiej ziemi.
Cecora
Żółkiewski otrzymał od króla wolną rękę w prowadzeniu działań wojennych i mógł wykorzystać praktycznie dwie możliwości. Albo obwarować się w Chocimiu, Żwańcu i Kamieńcu Podolskim oraz obsadzić brody na Dniestrze i tam oczekiwać ewentualnego ataku, albo zastosować taktykę zaczepną, przekroczyć Dniestr i przenieść działania wojenne poza granice państwa. Żółkiewski wybrał drugi wariant. Zrobił to co w 1595 i 1600 roku z powodzeniem uczynił Jan Zamoyski i to samo co w latach 1615 – 1616 książę Korecki, co tak ostro przecież potępiał. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę różnice ogólnych realiów panujących w latach 1595, 1600, 1615 i 1620, a także pobudek „koreckich”, lecz ryzykowność przedsięwzięcia była widoczna. W tym czasie Iskander-pasza stał pod Tehinią na czele niewielkich sił i raczej, zważywszy zbliżającą się jesień i zimę, do ataku na Polskę się nie sposobił. Zapewne wiedział o tym hetman (polski wywiad działał wówczas sprawnie) co dawało stronie polskiej kilka miesięcy do lepszych przygotowań wojennych. A jednak Polacy zrobili pierwszy krok ku wojnie. Wkroczenie do Mołdawii wywołało zamieszki w Jassach. Ludność miejscowa wymordowała tam dwa tysiące Turków i był to jedyny czyn Mołdawian wpisujący się w gest poparcia dla działań Polski. Mimo obietnic, wsparcia zbrojnego z tamtej strony Żółkiewski nie otrzymał. Polskie wojska ruszyły pod Cecorę, gdzie dotarły 13.09. i założyły obóz w zakolu Prutu, w miejscu dawnych, jeszcze widocznych obwałowań Zamoyskiego z 1595 roku Iskander-pasza gromadził pośpiesznie posiłki tureckie. Przybył Dewlet Girej z ordą krymską i Kantymir z budziacką. W sumie około 13 tysięcy Turków ruszyło pod Cecorę gdzie oczekiwało ich około 8 tysięczne wojsko polskie.
Opisywać w szczegółach przebiegu walk pod Cecorą oraz przebiegu działań wojennych w czasie odwrotu Polaków ku granicy raczej nie leży w temacie niniejszego artykułu. Kampania cecorska posiada bogatą historiografię, ograniczmy się więc tylko do roli Koreckiego i pewnych istotnych wątków z tą rolą związanych. Hetman podzielił swe wojsko na 5 pułków. Dowódcą jednego z nich mianował księcia Samuela. W skład tego pułku wchodziły: 3 chorągwie husarskie (Koreckiego, kasztelana kamianieckiego Andrzeja Górskiego i porucznika Hieronima Wrzeszcza), chorągiew lekkiego znaku i chorągiew tatarska (lipkowska) Koreckiego oraz dwie roty piechoty, Ujazdowskiego i Wiadrowskiego. W sumie pułk liczył 900 żołnierzy (600 jazdy i 300 piechoty). W czasie bitwy 19.09. Korecki dowodził lewym skrzydłem. Bitwa, praktycznie nierozstrzygnięta, mimo, że Polacy zadali wrogom poważne straty, spowodowała skrajne nastroje w obozie polskim. Jedni domagali się walnej rozprawy, inni przeciwnie, uważali, że należy bronić się zza okopów. Schorowany, nie potrafiący utrzymać dyscypliny wśród żołnierzy ani posłuchu między starszyzną, hetman był bezsilny wobec wywieranych na niego nacisków. W nocy z 20 na 21.09. doszło w obozie polskim do tumultu, gdy ktoś nierozważny rozpuścił plotkę jakoby hetmani uciekli pozostawiając wojsko na łaskę wroga, co oczywiście było nieprawdą. Ale to wystarczyło do wzniecenia zamieszek i bezwładnej ucieczki niesfornego żołnierstwa i obozowych ciurów. Część oficerów także uległo ogólnej panice. Starosta generalny podolski Aleksander Walenty Kalinowski i książę Samuel Korecki zebrali około 3.000 jazdy i postanowili, przeprawiając się przez wody Prutu, uchodzić w stronę granicy. W wyniku tej niefortunnej przeprawy utonął Kalinowski i wielu żołnierzy. Dowódcy tureccy, na szczęście nie zorientowali się w całej sytuacji i jej nie wykorzystali. Książę Samuel uszedł z życiem. Jak mówią przekazy, gdy stanął przed Żółkiewskim, zachowywał się butnie i zarzucił hetmanowi winę za całe zamieszki. W odpowiedzi usłyszał: „Jać tu soję i woda ze mnie nie ciecze”. W większości dotychczasowych publikacjach, uważa się wydarzenia tej nieszczęsnej nocy za akt ucieczki i tchórzostwa. Tylko czy słusznie? Czy Korecki, bohater spod Kłuszyna, człowiek, który wielokrotnie dawał dowody męstwa, który na czele 500 ludzi potrafił przebić się przez pierścień Rosjan i dostarczyć broniącej się polskiej załodze Kremla broń i prowiant, a następnie, staczając krwawe boje powrócić do obozu hetmana Chodkiewicza był tchórzem? Czy człowiek, który wsławił się zwycięskimi bitwami i brawurową ucieczką z tureckiej niewoli był tchórzem? Z pewnością nie. Oczywiście nie można wykluczyć aspektu psychologicznego, chwilowego załamania, jakie może przecież dotknąć i silne charaktery. Jakie więc motywy kierowały księciem do przeprowadzenia manewru w nocy z 20 na 21.09? Myślę że starszyzna polska od początku widziała niemoc hetmańskiego dowodzenia, rozprężenie w wojsku i zdawała sobie sprawę, że cała kampania zmierza do klęski. Feralna noc paniki, nad którą nikt nie potrafił zapanować, stała się dla nich najlepszym tego rozumowania dowodem. Postanowili więc ratować to, co się jeszcze uratować dało. A więc jak największą liczbę żołnierzy.
Już następnego dnia Iskander-pasza zaproponował pertraktacje. Trwające kilka dni rozmowy zakończyły się fiaskiem, gdy strona polska jako zakładnika gwarancji przyszłych układów zażądała Kantymira-murzę, a w odpowiedzi Turcy dla siebie zażyczyli osobę samego Koreckiego. 28.09. rokowania zerwano. W tym jednak czasie wojska polskie były już gotowe do odwrotu. Wozy taboru sprzężono w czworobok i ukryte za taką ruchomą fortecą wojsko opuściło teren Cecory kierując się na północ. Kto obmyślił i uformował taki poruszający się naszpikowany działami i rusznicami tabor (trochę na wzór kozacki), dokładnie nie wiadomo. Jedne źródła podają, iż autorem był książę Korecki, inne że Marcin Kazanowski, późniejszy wojewoda podolski i hetman polny koronny. Możliwe, że obaj doświadczeni wojownicy uformowali ową ruchomą fortecę, którą przez wiele dni bezskutecznie próbowali zdobyć Turcy i Tatarzy. 05.10. Iskander-pasza zwątpił w powodzenie rozbicia taboru i pozostał z tyłu. Tylko Kantymir nie dał za wygraną i czekał na dogodną sytuację. Gdy tabor znajdował się już tylko 1,5 mili od Mohylewa nad Dniestrem w szeregach polskich ponownie wybuchły rozruchy, które wywołali niesforni ciurowie bojąc się, iż na terenie Polski zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za wywołaną panikę i grabieże szlacheckich namiotów w ową noc z 20. na 21.09. Dowodzący przednią częścią taboru Korecki próbował ratować sytuację, lecz było już za późno. Tabor się rozleciał i każdy uchodził na własną rękę. Na to czekali Tatarzy. Klęska dokonała się 06.10.1620 roku bezwładną ucieczką i pogromem, z którego uszło tylko 3.000 tysięcy Polaków. Reszta poległa lub trafiła do niewoli. Cecora była największą klęską od czasów bitwy pod Chojnicami w 1454 roku. Poległ wielki hetman koronny Stanisław Żółkiewski. Tatarzy odcięli mu głowę i posłali do Stambułu. Z rozkazu Osman II wbito ją na włócznię i postawiono przed bramą sułtańskiego pałacu jako symbol tureckiego zwycięstwa i potęgi.
Śmierć i legenda
Podobno prowadzony w jasyr książę Samuel przygrywał smutne dumki na kobzie strunowej. Możliwe, że przewidywał już swój tragiczny los. Trafił do Stambułu i ponownie osadzono go w twierdzy Jedykuł. Tym razem jednak, jako niebezpiecznego wroga półksiężyca, strzeżono go pilnie, a warunki więzienne były bardzo surowe. Mimo to pozwolono mu pisać listy, więc słał je do rodziny i przyjaciół (m. in. do księcia Krzysztofa Zbaraskiego) z prośbą o podjęcie pertraktacji wykupu z niewoli. Lecz Turcy nie zamierzali wypuścić na wolność tak niebezpiecznego człowieka za żadną cenę, więc wszelkie podejmowane w tym kierunku zabiegi ze strony rodziny Koreckich, czy też bliskich przyjaciół kończyły się fiaskiem. Nawet prośba posła angielskiego, który imieniem swego monarchy Jakuba I Stuarta interweniował u padaszacha też spotkała się z odmową. Podobno Kozacy Zaporoscy planowali zorganizować wyprawę na Jedykuł w celu uwolnieniu Koreckiego, lecz czy była to prawda czy tylko pogłoska, tego się dziś nie dowiemy. Prawda, że taka wyprawa nie doszła do skutku.
Gdy Korecki siedział w Jedykule, latem 1621 roku ogromna armia turecka (podobno 300 tysięczna) dowodzona przez samego sułtana Osmana II ruszyła na Polskę. Wojska polsko-litewskie (ok. 35 000) wspomagane przez Kozaków (ok. 30 000) dowodzone przez wuja księcia Samuela, sędziwego już hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza stawiły opór pod Chocimiem. Kampania trwała od 02.09. do 09.10.1621 roku, a siły oporu nie zachwiała nawet śmierć hetmana Chodkiewicza, który zmarł na zamku w Chocimiu 24.09. Po nim naczelne dowództwo objął podczaszy koronny i regimentarz wojsk koronnych Stanisław Lubomirski. Kampania chocimska 1621 roku nie tylko powstrzymała nawałę turecką, utwierdziła silną pozycję Rzeczypospolitej, ale okazała się jednym z największych militarnych triumfów w historii Polski.
Książę Samuel Korecki cały ten czas przebywał w Jedykule, choć zapewne docierały do niego strzępy informacji o polskich zwycięstwach. T. Święcki w 1858 roku opierając się na K. Niesieckim, tak barwnie ostatni okres jego życia opisał:Łudzony znów był wielkimi obietnicami, które gdy na nim żadnego skutku nie zrobiły, na śmierć skazany został. Niezmieszany tą wiadomością, starał się, aby ksiądz do ostatniego rozgrzeszenia mógł być do więzienia wpuszczony: odbywszy ten akt ostatni, myślał nad tem, aby bezkarnie sam poległ. Jednemu przeto z oprawców, dla uduszenia przybyłych nóż wydarłszy, kilkunastu trupem położył, na ostatku uduszony, prętami dobity skonał. Działo się to 27.06.1622 roku. Warto w tym miejscu dodać, że 20.05, a więc na ponad miesiąc przed egzekucją Koreckiego, w wyniku przewrotu pałacowego zamordowano Osmana II. Władzę przejęła inna ekipa, a i to nie uratowało księcia Samuela. Dalej T. Święcki podaje: Ciało jego z wieży zrzucone, w dole przygotowanym ziemią przykryte zostało, które potem Włodek okupił i tajemnie w worze ze smołą oblanym do Polski przywiózł, gdzie też w Korcu u XX Franciszkanów pochowane. T. Święcki wspomina niejakiego Włodaka (milczy o nim K. Niesiecki), możliwe że wojewodzica bełskiego, lecz jest kilka wersji sprowadzenia zwłok księcia do Korca. Polski Słownik Biograficzny podaje, iż ciało księcia zakonserwowane smołą przywiózł do Polski hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski. Skądinąd wiadomo, że Koniecpolski, także jeniec „cecorski” otrzymał wolność za wysokim wykupem dzięki księciu Krzysztofowi Zbaraskiemu, który stał na czele wielkiego polskiego poselstwa do Stambułu w 1623 roku. Sam Zbaraski będąc już w Stambule, zabiegał u Turków o wydanie zwłok Koreckiego i bardzo się zdziwił, gdy mu oznajmiono, że ciała już nie ma i jest w Polsce. Na dodatek pojawia się w zapiskach postać zaufanego sługi Koniecpolskiego, niejakiego Włodka Kawieckiego, który oficjalnie przybył do Stambułu wraz z poselstwem Zbaraskiego. Nie wiadomo więc którego Włodka miał na myśli T. Święcki. J. Ig. Kraszewski („Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy”) korzystając z zapisków księdza Sz. Starowolskiego (zm. 1656 roku), który odwiedził Korzec i spisał nagrobne epitafia pochowanych tam przedstawicieli rodu przytacza:
Bogu Najlepszemu Najwyższemu
Sławny książąt potomek, zrodzony z krwi Olgierda. Pierwszy na wojnie.
Póki żył, był chlubą Lechowego szczepu, postrachem Moskwy i zwinnych
w ucieczce Tatarów. Odwagą tak przewyższał współczesnych, jak ciebie
Diano przewyższa swym blaskiem Apollo, jak wielki Achilles przewyższał
Trojańczyka Hektora i każdego z Greków. Wielki syn, wielka podpora ojczyzny. Zwycięzca Tomży, złowrogiego mołdawskiego Buzyrysa, Samuel Korecki, który poniósł śmierć okrutną z rozskazu sułtana. Brat jego Karol, przywiózł ciało z tureckich brzegów i złożył w tym, jakże skromnym grobowcu.
Mamy więc do czynienia z kolejną wersją sprowadzenia szczątków ze Stambułu do Korca. Która jest prawdziwa?
Późniejsza historiografia zapomniała o Samuelu Koreckim, a gdy czasami jego postać odświeżano na literackich kartach to po to, by pokazać jego wady i to nie tylko te, które rzeczywiście posiadał, ale też takie, które były mu obce, a które miały odzwierciedlać najgorsze przywary całego stanu szlacheckiego XVII w. „Samowolnik”, „krnąbrny i dumny możnowładca”, „polityczny mąciciel”, „nieokiełzana i niespokojna dusza wojownicza”. Taki zapewne był. Ale pamiętajmy w jakich czasach się urodził, żył i służył ojczyźnie. Bo to te właśnie czasy go ukształtowały. Lecz stawianie Koreckiego w jednym rzędzie z „Diabłami” Stadnickimi, Łaszczem, Niemiryczem, bratobójcami Łahodowskimi i całym zestawem autentycznych warchołów, morderców i mącicieli, z którymi Rzeczpospolita (przecież jeszcze wtedy nie na wskroś zepsuta) nie miała żadnej korzyści, a dużo utrapienia, jest dla Koreckiego krzywdzące. Był tylko dzieckiem swojej epoki. Epoki baroku, epoki pióra i szabli. Szabli przede wszystkim. Pamięć o jego czynach trwała wieki. Jeszcze w XIX w. chłopi na Ukrainie śpiewali dumki:
"Buw pan Koreckij,
Dmytro Wiszniowieckij,
Win nebesnu syłu maw,
To swoim sław".
Literatura wybrana:
- Boniecki – "Herbarz polski" Gebethner i Wolff, 1899 – 1913
- Dworzaczek – "Genealogia" PWN, 1959 r.
- Jasienica – "Rzeczpospolita Obojga Narodów" tom I i II, PIW 1986 r.
- Ign. Kraszewski – "Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy", LSW 1985 r.
- Łoziński – "Prawem i lewem", tom I i II, Wyd. Literackie, Kraków, 1957 r.
- Majewski – "Cecora 1620r." Warszawa, 1970r.
- Malewska (opracowanie) "Listy staropolskie z epoki Wazów" PIW, 1977 r.
- Niesiecki – "Herbarz polski", Lipsk, 1839-1842.
- Ossoliński – "Pamiętniki", PIW 1983 r.
"Pamiętniki Maskiewiczów", Ossolineum, 1961r.
- Pajewski – "Buńczuk i koncerz", Wiedza Powszechna, 1978 r.
Polski Słownik Biograficzny, tom XIV, Ossolineum 1968 – 1969.
- A. Serczyk – "Na dalekiej Ukrainie", Wyd. Literackie, Kraków 1984 r.
- Święcki – "Historyczne pamiątki" (z dodatkami J. Bartoszewicza) Nakładem Mierzbacha 1858 r.
- Wolff – "Kniaziowie litewsko – ruscy" Gebethner i Wolff 1895 r.
- Wójcik – Wojny kozackie w dawnej Polsce" KAW 1989 r.
- Wójcik – "Dzikie pola w ogniu" Warszawa 1961 r.