Archiwum

Stefan Pastuszewski - Człowiek żrący

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Zastanawia mnie sytuacja człowieka współczesnego, jak najbardziej współczesnego, tego z dziś. Oczywiście, że z dziś cywilizacji euroamerykańskiej, bo są przecież inne.
Jest ona na pewno zróżnicowana, biorąc pod uwagę silne prądy pluralistyczne przebiegające przez rzeczywistość od czasów rewolucji naukowo-technicznej, ściśle związanej z postoświeceniowym indywidualizmem i postrewolucyjną (ciąg rewolucji politycznych od 1789 roku) demokracją. Ma jednak znaczny segment zestandaryzowany, co jest z kolei wynikiem nie tylko wszechmocnego instynktu naśladownictwa (Thorstein Veblen), ale i standaryzacji oraz unifikacji w masowej produkcji. Wynika też z intensywnej pracy środków masowego przekazu, ściśle sprzęgniętych z dysponentami mód i trendów, posługujących się przeogromną machiną reklamy. W podręczniku dla klasy 4 szkoły podstawowej Przyrodo witaj! (red. Wawrzyniec Kofta, Warszawa 2006, WSiP) znajduje się przekrój domu człowieka z euroamerykańskiego dziś. Centrum to oczywiście kaplica medialna z ołtarzem głównym zbudowanym z potężnej telewizyjnej plazmy ze stereofonicznymi kolumnami po bokach; ołtarzem bocznym jest stanowisko komputerowe z drukarką. Dwie dodatkowe kaplice, to kuchnia jak z żurnala i łazienka – też jak z żurnala. Dach tej domowej świątyni wieńczy oczywiście antena satelitarna, a nie krzyż czy półksiężyc.
Mamy więc standard nie tylko wbijany w świadomość uczniów 4 klasy szkoły podstawowej, ale - choćby w cząstkach - istniejący realnie w nawet najuboższych domach, a mogę to poświadczyć jako członek socjalnej komisji mieszkaniowej bydgoskiego samorządu lokalnego, zwiedzający służbowo różne mieszkania, głównie tych najbiedniejszych. Na pytanie: „Po co wam plazma, skoro nie macie- jak wynika z waszych zeznań podatkowych- co do garnka włożyć?, słyszę odpowiedź: - „Trzeba coś z tym czasem i ze sobą zrobić".
Jesteśmy więc próżniakami. Coraz większymi próżniakami. Autor teorii klasy próżniaczej, Thorstein Veblen, a zarazem twórca pojęcia ostentacyjnej konsumpcji, przez próżnowanie rozumie te czynności, które nie służą zaspokajaniu podstawowych potrzeb bytowych oraz produkcji, która jest przecież rdzeniem organizowania się nowoczesnego społeczeństwa (przemysłowego). Elektronika i maszyny mechaniczne w znacznym stopniu produkują tak zwane artykuły przemysłowe, a maszyny rolnicze i chemia wytwarzają żywność. Wysiłek produkcyjny euroamerykańskiego człowieka sprowadza się więc do doglądania tych maszyn i chemii, a jego czas nie-wolny, bo wolnego ma oczywiście bardzo dużo, w znacznym stopniu zajmuje naganianie do hedonistycznej konsumpcji innych ludzi (wciskanie towarów, których nikt nie potrzebuje i usług, które do życia też nie są potrzebne). Socjotechniczne armie robią wszystko, aby istocie ludzkiej, w końcu mającej określone wymiary (granice), w tym również w zakresie potrzeb, zaszczepić nowe, hedonistyczne potrzeby, a więc wymuszające przekraczanie wymiarów ludzkiej natury.
Najłatwiej czynić to przez system uzależnień. Jak świat światem uzależnienia z racji swojej masowości i przewidywalności (uzależniony wciąż potrzebuje rzeczy, od której się uzależnił) były źródłem wielkich fortun. Alkoholizm, nikotynizm, narkomania, hazard, a teraz telewizjo-i komputeromania pozwalają biznesowej klasie próżniaczej żyć na bardzo wysokim poziomie. Cóż z tego, że owe wysokie poziomy próżniactwa osiąga się w sposób niemoralny, gdyż poprzez wykorzystywanie ludzkich słabości, w tym przypadku nieumiejętności wielu i to bardzo wielu osób ułożenia sobie wolnego życia. Uzależnienia bowiem to ucieczka od wolności, która to wolność wcale nie jest łatwa. Ktoś powie, że jak świat światem, zawsze organizacja społeczeństw,  a potem państw polegała na wyzysku człowieka przez człowieka, na podziale na elity i masy (teoria V. Pareto). Wolny rynek jako clou gospodarki kapitalistycznej, to też nic innego jak gra silniejszych i mądrzejszych przeciw słabszym i głupszym. No tak, ale człowiek ma przecież moralność z całą skalą dobra i zła. No, właśnie, moralność! Zdrowa stoi na przeszkodzie nieograniczonej konsumpcji. Trzeba więc ją tak ukształtować, aby konsumpcji tej służyła, to znaczy trzeba w jej hierarchii na pierwszym miejscu postawić dobra służące jednostce, czyli rozbuchać egoizm. „Masz tylko jedno życie"- oto hasło reklamowe wolnego rynku. Trzeba więc wdrożyć chorą moralność.
W efekcie tych działań po euroamerykańskich ziemiach człapią nażarci ioszołomieni zewnętrznymi bodźcami brzuchacze (przenośnia), wciąż łaknący nowych wrażeń i doznań, podatni na tresurę nowych, przekraczających ludzką naturę potrzeb. Tresura ta zawiera całkiem pokaźny segment wyuczonej bezradności (też pojęcie T. Veblena), aby owe monstra, czy też mutanty jak kto woli, nie zaczęły brykać, zorientowawszy się o co w tym wszystkim chodzi. Służą temu miedzy innymi biurokratyczne, a więc uzależniające od państwa systemy świadczeń socjalnych. To państwo, a w istocie międzynarodowe konsorcja produkcyjno-usługowe dokładają wszelkich starań, aby ludzka monada sumiennie wykonywała swoje obowiązki produkcyjno-usługowe, bezkolizyjnie współbrzmiała z innymi monadami dzięki systemom totalitarnego prawa i kontroli (kamery-oka Wielkiego Brata na każdej ulicy, sygnały telefonów mobilnych i komputerów poddane drobiazgowej analizie) oraz sumiennie konsumowała w czasie wolnym, czyli próżniaczym, zbędne dla życia towary i usługi.
O tym, że konsumpcja we współczesnej gospodarce ważniejsza jest od produkcji przekonali cały świat socjotechnicy z USA, głosząc cynicznie w latach prosperity 1919-1929, że „Amerykanin nie jest już dla ojczyzny ważny jako obywatel, ale jako konsument. Konsumpcja to nowa konieczność". Kilka lat temu, w 2010 roku, podczas kolejnego kryzysu gospodarczego, a może tylko imitacji kryzysu (aby jeszcze bardziej zdyscyplinować ludzkie monady, bardziej je uzależnić i wyzyskać) jedna w takich wypreparowanych z samodzielności i wolności amerykańskich monad zameldowała prezydentowi, że spełniała obowiązek obywatelski, bo kupiła nowy samochód. To Amerykanie, cynicznie wykorzystując ów instynkt naśladownictwa, oparli swój, a potem światowy New Deal (Nowy Ład), jako efekt kryzysu lat 1929-1937, na kreowaniu nowego stylu życia, w którym liczy się przede wszystkim posiadanie modnych produktów i korzystanie z wyrafinowanych usług. Hasło „Żyj teraz, zapłacisz później" rozbudowało monstra bankowe (niewyobrażalny, choć miękki wyzysk człowieka przez człowieka i to na masową skalę), a system sprzedaży ratalnej uczynił owe luksusy dostępne każdemu. Polską odmianą tej zamorskiej trucizny mentalnej jest telewizyjne hasło „Podaruj sobie odrobinę luksusu".
W New Dealu konsumpcja wymaga więcej starań niż produkcja, bowiem elektronika, maszyny i chemia produkują same, ale za to rozpychanie żołądków i przesterowywanie kubków smakowych wymaga nielada zabiegów. Wprawdzie euroamerykański człowieczek dziś został już w znacznym stopniu uzależniony od owego systemu bodźców zewnętrznych i lubi być podsterowywany, to jednak ma w sobie opory owej natury ludzkiej, przecież ograniczonej i wynikający z niej instynkt samozachowawczy, objawiający się między innymi odruchem wymiotnym, gdy czegoś jest za dużo. W ludzka monadę natura i dzieje wmontowały – zakłócający Nowy Wspaniały Świat (pojęcie Aldousa Huxleya) – system irracjonalnych, w tym religijnych, tradycyjnych, kulturowych wartości. Wprawdzie libertyński pluralizm dopuszcza wszystko, ale dopuszcza też walkę przeciwieństw, która podobnie jak walka o byt i dobrobyt - według Vilflrido Pareto - doskonali gatunek ludzki. Trzeba wiec niszczyć, chociaż oczywiście nie do końca, aby zachować pozory pluralistycznej mozaiki (w totalitarnym ZSRR też nie do końca niszczono przeciwników ideowych), takie ostoje owych irracjonalnych wartości- przeszkód, jak związki wyznaniowe, rodzinę, ośrodki rodzimej kultury, obyczaje, instytucje patriotyzmu. Bo one pomagają człowiekowi osiągnąć choćby pewien tylko stopień obiektywnej wolności. A obiektywna wolność nie służy systemowi konsumpcji- produkcji, co innego subiektywna. Na tę nawet w Kraju Rad pozwalano, za bezcen sprzedając wódkę i papierosy oraz lansując seks bez odpowiedzialności.
Stwarzające owe przeszkody, wychowanie ku wartościom i edukację interpersonalną trzeba zastąpić masowym programowaniem jednostek wraz ich poglądami i preferencjami. Wtedy przeważająca większość, bo przecież nie wszystkie (totalitaryzm w tym zakresie nie jest możliwy), ludzkich monad zachowywać się będzie w sposób w pełni przewidywalny i dostosowany do interesów korporacji zarządzających. Obniżenie wieku obowiązkowej nauki do 5 lat i rysowanie dzieciom schematów domowej świątyni z plazmą jako ołtarzem głównym, jest kolejnym etapem takiej produkcji zdyscyplinowanych monad. Monad otwartych na bezgraniczną konsumpcję, w tym drugiego człowieka, choćby poprzez seks bez zobowiązań. Jak już żreć, to żreć! Żarcie jako forma egzystencji, wartości i cel sam w sobie. Taki człowiek żrący ma poczucie subiektywnej wolności, bowiem może wybierać miedzy piwem „Lech" a piwem „Heineken", między tirówką a ogłaszającą się w lokalnym dzienniku pulchną wdową bez zahamowań.
Zbigniew Mikołejko pisze: „Skroiliśmy sobie świat, w którym nadzieje są wpisane w jego porządek. To znaczy wytworzyliśmy niby-religię wiecznej młodości, wiecznego życia, wiecznego szczęścia, której e-wangeliami są podręczniki odchudzania i fitnessu, kapłanami są specjaliści od odsysania tkanki tłuszczowej. Ona ma swoje świątynie, w postaci klubów fitness, swoje raje w postaci wakacji w Tunezji albo na Karaibach".    
Człowiek żrący czuje się wyzwolony, gdyż nie musi kontrolować własnych popędów. Nie interesuje go nie więcej poza jego okolicą. Nie jest w stanie zrozumieć, że z jednej strony został spacyfikowany przez światowe konsorcja produkcyjno-usługowe, a z drugiej strony, że jest zniewolony przez własne popędy. Cóż z tego, że ta przyjemność szybko się kończy, skoro za rogiem lub w lodówce czeka następna. Hedonizm bez zahamowań! Oczywiście, że niezmienna w końcu natura ludzka prowadzi każdego z nas do grobu, ale nic to!, skoro Bogiem dziś jest Dziś. Każdy lepi swego Boga. Zbigniew Mikołejko pisze: „Sklejamy religię z rozmai-tych kawałków, rozmaitych tra-dycji, bo w globalnym świecie z internetem możemy wybrać, co zechcemy. Trochę gnozy, trochę /magii, chrześcijaństwa, religii / przyrody, trochę buddyzmu. A jak się nam nie podoba jeden kawałek, to wypruwamy i wszy-wamy nowy. Możemy tworzyć prywatne rytuały na własne po-trzeby domowe".
Mnogość i szybkozmienność a w efekcie migotliwa mozaikowatość współczesnego świata, jako cecha zautomatyzowanej produkcji przemysłowej i schematyzowanej produkcji rolnej stały się również udziałem produkcji dóbr niematerialnych, w tym informacji, ale też idei, poglądów, wartości. Przestrzeń publicznej świadomości to gęsta mgławica milionów, nachodzących na siebie i szybko unieważniających się komunikatów emitowanych bez jakiejkolwiek zasady i porządku. W rezultacie świadomość, zanurzonej w tej mgławicy ludzkiej monady, szatkowana jest na drobne, nie przystające do siebie części. Powstaje efekt fragmentaryzacji widzenia świata, uniemożliwiający własną orientacją, co – mimowolnie wzmacnia syndrom wyuczonej bezradności. Można podejrzewać, że obecnie nie jest to już tylko mimowolność, zważywszy na treść emitowanych komunikatów, w których dominują czarne scenariusze, absurdy i niemoralność. To w znacznym stopniu celowa robota socjotechników pozostających na usługach koncernów produkcyjno-usługowych. Monada ludzka, jeśli już musi mieć głowę, to niech to będzie głowa mała, z wdrukowaną weń świadomością nieokiełznanego konsumenta, a więc czyniąca z ciała wielki przewód pokarmowy.
Tak, to krytyka współczesnej organizacji świata euroamerykańskiego, świata konsumpcyjno-produkcyjnego (taka kolejność rzeczy), ale socjologicznie rzecz biorąc – jakaś przecież organizacja musi być. Kiedyś świat organizowała walka z niedogodnościami przyrody, wojny o łupy, fantasmagoryczne ideologie, dziś cyniczny, totalitarny system sprowadzania człowieka do bezmyślnego ogniwa, nie mogącej zatrzymać się w swym obłędnym ruchu machiny pieniężno-towarowo-usługowej (taka kolejność rang).
Tylko, czy taka jest rzeczywiście dziejowa konieczność naszych czasów?

Od redakcji

Szkicem tym rozpoczynamy dyskusję o kondycji i sytuacji współczesnego człowieka w cywilizacji euroamerykańskiej. Prosimy o następne.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.