Potknąłem się tylko o kamień losu
a może o pióro z sępiego skrzydła
Jesteś jak ślad po psie bezpańskim
lub lalka przebrana w kostium chmury
Siedzi mnie anioł zagniewany na
wszystkie grzechy świata Jesteś jak
niechciane dziecko późnego lata
Ty Mario jesteś tym jasnym obłokiem
którą Bóg obdarza iskrą nadziei
jak życie które chce być łaską niedzieli
Ciężar
Ciężar tej ciszy nigdy nie ustanie
nawet nad grobem matki i
mogiłą ojca bo zostawili kilka
spraw niedokończonych i wiarę
która nie ma końca I tylko ten
głodny gołąb to jest ich
obrońca Zostawili mi tylko
Apokalipsę bólu i bezlitosną
obojętność tłumu Pokrzepią mnie
jeszcze te szare plamy na słońcu
Gdy pójdziecie do Boga w gości
powiedzcie mu o śmierci i przemijalności
Świt
Oto jeszcze dręczące wyrzuty sumienia
gdy ciągle dostajesz listy od ognistej kuli
po ciągłych spotkaniach z zabłąkaną duszą
Przecież już zmierzasz do końca po niebieskiej stronie
Wita cię w niebie księżyc z lisią czapą
Słyszysz jeszcze szept tonącego Ikara
taki twój świat cierniowy i taka też wiara