1. Poeci wyklęci
To był dar. Zwiedziliśmy miasto, jego uniwersytet,
kościoły. Po sesji zdjęć przy największej beczce świata,
przez most na Neckarze, wspięliśmy się na Drogę Filozofów,
gdzie onegdaj medytowali i Hegel i Jaspers.
Z dołu Heidelberg rzucał na nas uroki swego pejzażu.
Celem było Święte Wzgórze z ruinami klasztorów
i amfiteatrem nazistów w miejscu, gdzie Celtowie
czcili żeńskie bóstwa: Eponę opiekunkę wszelkich dóbr,
której atrybutem był koń, i z pewnością Arduinę,
boginię łowów i drwali. Nie było przy mnie mężczyzny:
– dwie kobiety i chłopiec.
Z obelisku poświęconego Hölderlinowi tłumaczyliśmy strofy
opiewające miasto. Wizję idealnej Grecji
marzenie poety wcielało w terror jakobinów nad Sekwaną: niepomne gilotyn, palenia obrazów.
Był z rodu tych, których sztuka zabiła szaleństwem,
którzy wierzyli, że jaźń zaleje nadmiar światła, że będą szli,
szli
promenadą promieni, że sami będą aleją jasności
i nie będzie w nich dziecka, kobiety i starca,
ani banity, klerka i outsidera,
że będą światłem, światłem i tylko
światłem...
Z kamiennego amfiteatru wiało grozą
czasów pogardy. Ponad nim piliśmy smak wody
leśnego źródła.
Wierzyli,
że ciężar ciemności
nagle rozbłyśnie, że noc eksploduje
wiechciem gwiazd,
naga z ciała, naga z bólu,
naga z udręki...
Ze wzgórza sprowadził nas szlak inny.
Dalecy od ekstazy, a jednak syci obrazem i miejscem
na parkingu jedliśmy kanapki i jaja na twardo.
A Wojaczek, który był tak bardzo, że na jego tragedii
ćwiczono lekkość własnego rozgłosu, skandal?
Ilu musi przegrać – pomyślałem – zduszonych półcieniem,
rozdartych między światłem bólu, a bólem ciemności,
aby choć jeden,
jeden
szedł...
- Rafał Jaworski
- "Akant" 2010, nr 11
Rafał Jaworski - Dyptyk heidelberski
0
0